Quantcast
Channel: astrahistoria.pl
Viewing all 796 articles
Browse latest View live

Lollardowie– niechciane dziedzictwo Johna Wycliffe’a

$
0
0
Portret Johna Wycliffe'a z roku około 1828. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Portret Johna Wycliffe’a z roku około 1828.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Pod wpływem nauk Johna Wycliffe’a uformował się heretycki ruch lollardów, którzy domagali się praw do osobistej interpretacji Biblii i nauk Kościoła katolickiego. Przywódcy lollardów, wędrowni kaznodzieje, znaleźli posłuch wśród biednego, prostego ludu, byli jednak bezwzględnie tępieni przez kolejnych monarchów. Jednak mimo prześladowań ich idee przyczyniły się do rozkwitu angielskiej reformacji w XVI wieku.

Kiedy ludzie mają dosyć…

Wielka rewolta, nazywana również rewoltą chłopską, była pierwszym wielkim powstaniem ludu. Rozpoczęła się, jak to zwykle bywa, serią buntów włościańskich, w hrabstwie Essex i Kent na przełomie maja i czerwca 1381 roku. Były one odpowiedzią na narzucony przez Parlament w listopadzie poprzedniego roku podatek pogłówny, który zaczęto egzekwować wiosną wspomnianego roku, oraz ponowne obarczenie chłopów pańszczyzną i ustanowienie skandalicznie niskiej płacy dla wyrobników. Jednak głębszą przyczyną rozruchów, narastającą przez lata, były trudności gospodarcze i napięcia społeczne, niezadowolenie z rządów baronów, którzy przejęli władzę w okresie małoletności Ryszarda II. Społeczeństwo angielskie odczuwało również koszty wojny z Francją (wojny stuletniej). Kiedy królewscy urzędnicy stwierdzili, że dochody z podatku są niskie, do poszczególnych hrabstw wyruszyli inspektorzy i sędziowie w celu sprawdzenia, jakie są tego przyczyny. Posunięcie to wywołało sprzeciw ludności. Urzędników królewskich zmuszano do ucieczki, nawet mordowano, a szeryfów hrabstw Kent i Essex uprowadzono. Bunt objął głównie południowo-wschodnią i wschodnią Anglię. Poza żądaniami gospodarczymi i społecznymi bardzo szybko pojawiły się hasła potępiające wszechwładzę Kościoła i jego bogactwo, przy jednoczesnej nędzy ludu. Szybko posłuch zyskali wędrowni kaznodzieje, którzy podążali za naukami Johna Wycliffe’a.

Kościół rzymskokatolicki w królestwie angielskim w XIV w. zmagał się z coraz większymi kontrastami, które z czasem miały zniwelować wpływy papiestwa w Anglii niemal do zera. Angielski Kościół, podlegając papieskim prawom i podatkom, był wówczas częścią „chrześcijańskiej republiki” katolickiej Europy. Urzędnicy kościelni mieli mniejsze wpływy niż w minionych stuleciach, i w wyniku stopniowej sekularyzacji urzędów ustępowali miejsca magnatom. Biskupi sprawowali raczej władzę sądową aniżeli duchową, a wielu hierarchów wiodło luksusowe życie – coraz częściej postrzegane jako niezgodne w przykładem danym przez samego Chrystusa. Z jednej strony wzrastało zainteresowanie nabożnym moralizowaniem i mistycyzmem, z drugiej – heretyccy lollardowie, zainspirowani nauczaniem Johna Wycliffe’a, krytykowali nadużycia w Kościele, kwestionując nawet jego autorytet w sprawach duchowych. Wiara w Boga była nadal bardzo silna i już głęboko zakorzeniona w królestwie, które szczyciło się tysiącami kościołów parafialnych. Nie bez powodu nazywano Brytanię „dzwoniącą wyspą”. Rosła liczba członków zakonów męskich i żeńskich. Zakładano jednak niewiele nowych klasztorów. Stale rosły również fundusze kościelne. Mimo to w latach 70. XIV wieku Londyn przez długi okres pozostawał sceną podziałów i wewnętrznych waśni pomiędzy zwolennikami a przeciwnikami nauk Wycliffe’a. Można tę sytuację opisać pokrótce jako rywalizację „czeladników i ich bogatych mistrzów”.

Wat Tyler na grawiurze Williama Blake'a z roku 1797. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Wat Tyler na grawiurze Williama Blake’a z roku 1797.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Przywódcy rebelii i ich poglądy

7 czerwca 1381 roku na czele rebeliantów z Kentu stanął Wat Tyler (1341–1381). Mówiono, że służył w armii angielskiej w czasie wojen z Francją, choć tak naprawdę bardzo niewiele o nim wiadomo. Pomagał mu John Ball (?–1381), były ksiądz katolicki z Yorkshire, powiązany z ruchem lollardów, znanych z kwestionowania autorytetu Kościoła i dogmatów. Szybko stał się głównym ideologiem ruchu i zyskał przydomek „szalonego księdza z Kentu”. Ball był zresztą wielokrotnie więziony przez arcybiskupa Simona z Sudbury za wygłaszanie w niedzielę poza murami kościoła „heretyckich kazań”. Używając wpadających w ucho rymów i popularnych haseł ludowych, szerzył między słuchaczami wizje społeczeństwa bezklasowego. Ball, tak jak przed laty, gdy był jeszcze proboszczem w Colchester, domagał się zniesienia dziesięciny i sekularyzacji majątków kościelnych, wzywał również do usunięcia świeckich i duchownych feudałów. Za te hasła został w 1366 roku ekskomunikowany, usunięty ze stanowiska a następnie aresztowany. Z więzienia uwolnili go powstańcy Tylera. Najsławniejszym dwuwierszem Balla, który stał się hasłem ruchu, było powiedzenie: „Gdy Adam orał i przędła Ewa, gdzie wtedy szlachcic się podziewał?”.

Według lollardów władza panów miała zostać zniesiona, a ziemia i dobra miały się znaleźć we wspólnym posiadaniu. Wzywali do ukrócenia samowoli urzędników i zmiany pańszczyzny na dzierżawę ziemi za czynsz. Nie mieli oficjalnej doktryny ani głównego autorytetu – przywódcy duchowego. Wierząc, że Kościół katolicki w wielu sprawach uległ „zanieczyszczeniu”, sięgali do ksiąg świętych w poszukiwaniu podstaw wiary. Odrzucali gromadzenie bogactw przez Kościół jako instytucję oraz przez samych jego hierarchów i kapłanów. Jedna z najważniejszych konkluzji z lektury Biblii dotyczyła zagadnienia Eucharystii, a dokładnie związanego z nią sakramentu. Kwestia, czy chleb pozostaje chlebem, czy zmienia się w prawdziwe ciało Chrystusa, nie jest jednoznacznie wytłumaczona w ewangeliach. Kolejna ważna konkluzja przeciwstawiała się oddawaniu czci obrazom: „Jeśli krzyż Chrystusa, gwoździe, włócznia i korona cierniowa mają być wielbione, to czemu nie wielbić ust Judasza, jeśli tylko mogłyby być one znalezione?” .

Marsz na Londyn

Powstańcy krok po kroku zdobywali kolejne ważne miasta. 10 czerwca 1381 roku zajęli Canterbury. Na wezwanie mieszkańców Londynu 11 czerwca wyruszyli powstańcy z Kentu. Zbliżyli się do miasta od południowego wschodu przez Greenwich i Blackheath, a oddziały z Essex nadciągały z północnego wschodu przez Mile End. Rozruchy wybuchły również w tak odległych częściach kraju, jak York i Somerset. Szczególnie gwałtowne walki rozegrały się w hrabstwach Cambridge, Hertford, Suffolk i Norfolk. W tym czasie król wraz z rodziną, świtą i doradcami przebywał w Westminsterze. Początkowo doradcy króla próbowali wysłać przeciwko powstańcom oddziały zbrojnych, którzy mieli zdławić ich opór i „przywołać do porządku”. Próba ta zakończyła się niepowodzeniem. Oddziały królewskie były w większości przypadków rozpędzane, było wielu rannych i poturbowanych, ale tylko niewielu – na szczęście – zginęło. Król i rząd zbyt późno zdali sobie sprawę z powagi sytuacji. Arcybiskup Simon z Sudbury, ulegając panice, zwrócił pieczęć i zrezygnował z dotychczasowej funkcji kanclerza królewskiego, zaś królewska świta, kierując się względami bezpieczeństwa, przeniosła się do Tower.

Barwna miniatura przedstawiająca śmierć Wata Tylera. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Barwna miniatura przedstawiająca śmierć Wata Tylera. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Jednocześnie do buntowników wysłano wiadomość, że król chce się z nimi spotkać. 12 czerwca dziesiątki tysięcy zbrojnych rebeliantów, którzy dotarli do Blackheath, rozbiły obóz. Do spotkania z władcą nigdy jednak nie doszło, gdyż doradcy na widok tłumów zebranych na brzegu rzeki wpadli w panikę i nakazali odwrót. Wycofanie się królewskiego orszaku doprowadziło towarzyszy Tylera do furii, gdyż do tej pory utrzymywali, że wzniecając powstanie, kierowali się lojalnością wobec króla. Spalono Southwark. Następnego dnia lollardowie zajęli Londyn. W dzikim szale rzucili się na bogate przedmieście miasta, wzdłuż Strandu, leżącego pomiędzy Londynem a Westminsterem. Ich łupem padł okazały pałac Jana z Gandawy. Londyńczycy splądrowali Temple – dzielnicę będącą siedzibą instytucji angielskiego prawa. Wypuszczono na wolność więźniów, jednocześnie aresztując znanych oszustów, których – wyrokiem nielegalnych sądów – skazywano na natychmiastową karę śmierci przez ścięcie. To pasmo zwycięstw nie trwało długo. 14 czerwca 1381 roku Ryszard II postanowił uznać niektóre z żądań buntowników, jak zniesienie poddaństwa oraz zmniejszenie obciążeń wobec chłopów. Przekonał również delegację do opuszczenia miasta i przejścia na pola Mile End. Tak też się stało. Tyler jednak nie chciał na tym poprzestać i zażądał konfiskaty dóbr kościelnych i zrównania wszystkich obywateli: „Majątek i dobra świętego Kościoła niechaj będą zabrane i rozdzielone według potrzeb ludu w każdej parafii po zaopatrzeniu znajdujących się na miejscu księży i mnichów, a wreszcie niechaj będzie więcej poddanych w Anglii, wszyscy niech będą wolni i jednego stanu”. Podczas pertraktacji z królem Tyler został sprowokowany do bójki z burmistrzem Londynu Williamem Waworthem, podczas której został przebity mieczem.

John Ball ukazany na miniaturze z kroniki Froissarta. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

John Ball ukazany na miniaturze z kroniki Froissarta. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Przetrwać mimo klęski

Pozbawieni przywódcy i jednego z głównych ideologów, rebelianci zostali prędko rozgromieni. Jednak lollardowie wymusili na królu Ryszardzie II zniesienie poddaństwa i obniżenie czynszu do 4 pensów z akra oraz wolny handel chłopów w miastach. Z roku na rok tracili jednak na znaczeniu. Nie znaczyło to jednak, że zniknęli.

Po upadku rebelii i zabiciu Tylera, Ball próbował na nowo organizować walkę, jednak został pojmany. Władze kościelne skazały go na śmierć przez powieszenie i poćwiartowanie. Wyrok został wykonany 15 lipca 1381 roku.

John Badby umiera na stosie. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

John Badby umiera na stosie. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Nie tylko biedota i mieszczanie przystępowali do lollardów, nawet po upadku buntu. W gronie najbliższych współpracowników króla Ryszarda II istniało tajne stowarzyszenie, które nazwano „Lollardowskimi Rycerzami”. Wśród nich byli przedstawiciele najznakomitszych rodów rycerskich królestwa: Latimerów, Trussellów, Cliffordów, Neville’ów, Hiltonów i wielu innych. To tajne i na wpół mistyczne stowarzyszenie wypracowało specjalny język i sposób zachowania . Byli dyskretni, dążyli do powolnego, systematycznego przejęcia władzy, a nie do zdobycia jej dzięki rebelii. Władze kościelne i świeckie starały się zwalczać lollardów – i wszelkich zwolenników nauk Johna Wycliffe’a – za wszelką cenę. W 1401 roku król Henryk IV ogłosił edykt, który co prawda nie zakazał lollardom działalności, nie delegalizował ich, ale zabraniał tłumaczenia czy nawet posiadania ich dzieł, a Biblii w szczególności. Groził za to najwyższy wymiar kary – śmierć na stosie. W 1410 roku zginął w ten sposób John Badby, rzemieślnik, który nie chciał wyrzec się swoich poglądów i nawrócić na „jedyną słuszną drogę”. Był on pierwszą w historii Anglii osobą, która została skazana na karę śmierci za przestępstwo herezji. Niedługo później, w 1413 roku, rycerz John Oldcastle, przyjaciel króla Henryka V, pierwowzór postaci Falstaffa z Szekspirowskiej sztuki „Henryk IV”, został aresztowany i sprowadzony do Londynu na proces. Przy pomocy przyjaciół udało mu się zbiec z Tower. Zorganizował powstanie, chciał m.in. porwać króla. Całe przedsięwzięcie upadło i w końcu Oldcastle został stracony. Nie oznaczało to jednak, że ruch lollardów przestał istnieć. W późniejszych latach duchowi spadkobiercy Johna Wycliffe’a mieli odegrać kluczowe role w utrwalaniu reformacji w Anglii. Jedną z najbardziej znanych i najbardziej wpływowych postaci był bez wątpienia biskup Cranmer, który w czasie reformowania angielskiego Kościoła wyraźnie odwoływał się do nauk Johna Wycliffe’a.

Bibliografia:

Thompson Benjamin, Verger Jacques, Church and state, clerks and graduates [w:] Government and Political Life in England and France c. 1300 – c. 1500, eds. Christopher Fletcher, Jean-Philippe Genet, Cambridge: John Watts, Cambrige University Press, 2015.

Brown Andrew, Church and Society in England, 1000-1500, New York: Palgrave Macmillan, 2003.

Jones Dan, Plantageneci. Waleczni królowie, twórcy Anglii, Kraków: Wydawnictwo Astra, 2014.

Keen Maurice, English Society in the Later Middle Ages 1348–1500, New York–London: The Penguin Press, 1990.

Lutton Robert, Lollardy and Orthodox Religion in Pre-Reformation England, London: Boydell Press, 2011.

Ormrod W. Mark, Edward III, New Haven–London: Yale University Press, 2013.

Weir Alison, Lancasterowie i Yorkowie, Kraków: Wydawnictwo Astra, 2013.

Więcej:

Plantageneci

Dan Jones

Artykuł Lollardowie
– niechciane dziedzictwo
Johna Wycliffe’a
pochodzi z serwisu tudorowie.pl.


Prywatne życie Tudorów

$
0
0

private_livesNa temat prywatnego życia władców, bohaterów i dyktatorów powstało już wiele książek, odsłaniających ich sekrety i słabości. To o nich czytelnicy najchętniej czytają, pragnąc poznać możnych i potężnych od tej najbardziej intymnej strony. Czasem umyka ona biografom, opisującym władcę jako niezłomnego męża stanu, bez prawa do wad czy zwykłych ludzkich słabości.

Jedną z autorek, która skupia się na tej mniej zbadanej, aczkolwiek nie mniej ciekawej dla czytelnika stronie życia władców, jest m.in. Tracy Borman. Poświęciła ona swoją pracę badawczą najpopularniejszej – jak pisze – dynastii Anglii. A ponieważ jest i o czym pisać, i o czym czytać, odbiorca dostaje obszerną, liczącą ponad 460 stron pozycję, traktującą o prywatnym życiu Tudorów od objęcia tronu Anglii przez Henryka VII do śmierci Elżbiety Tudor. Autorka zatytułowała ją: The Private Lives of the Tudors.

W chronologicznie uporządkowanych szesnastu rozdziałach książki Borman opisuje, co władcy na co dzień jadali, w co się ubierali, jak sypiali oraz jak wyglądała ich codzienna toaleta. Przedstawia ich codzienne zajęcia, przyjemności i obowiązki. I choć opływali w luksusy, to na jeden luksus nie mogli sobie pozwolić – luksus prywatności. Służba towarzyszyła im w nawet najbardziej prywatnych czynnościach, jak załatwianie potrzeb fizjologicznych, a czasem nie opuszczała komnat władcy także na noc, by służyć mu w razie potrzeby. Autorka przybliża wiele stanowisk na dworze królewskim, w tym stanowisko słynnego szambelana stolcowego, którego zadania – wbrew obiegowej opinii – wcale nie ograniczały się do towarzyszenia i usługiwania władcy podczas codziennej toalety, której „efekty” zresztą musiał obowiązkowo, zgodnie z protokołem, zbadać królewski medyk. Poza zarządzaniem nocnikiem, szambelan zajmował się również finansami i audiencjami, a spędzając ze swoim władcą mnóstwo czasu, stawał się jego największym powiernikiem. A to tylko jeden z wielu przykładów.

Życie seksualne, które dla czytelnika będzie zapewne jedną z najbardziej intrygujących spośród omawianych w książce kwestii, jest zaprezentowane wyczerpująco i ciekawie. Autorka omawia, jak w czasach Tudorów postrzegano sprawy związane z alkową, jak kwestie seksu regulowała religia, a jak dworska etykieta. Czytelnik poznaje pokutujące od starożytności teorie dotyczące ludzkiej fizjologii, za pomocą których wyjaśniano mechanizmy sterujące ludzkim ciałem, dowiaduje się, w jaki sposób zalecano odbywać „obowiązki małżeńskie” i co było akceptowalne, a jakie praktyki uznawano za grzeszne. I choć wiadomym jest, że seks służył w epoce renesansu głównie poczęciu, to nawet władcy pozwalali sobie na chwilę zapomnienia. Chyba najbardziej rozpalają wyobraźnię plotki o romansach Królowej Dziewicy, Elżbiety Tudor, która nigdy nie wyszła za mąż, choć nie stroniła od flirtów i miała wielu faworytów. Autorka szeroko opisuje jej życie uczuciowe.

Ceremonia pokładzin pary królewskiej, zilustrowana na przykładzie Henryka VII i Elżbiety York, a później ich piętnastoletniego syna Artura i jego młodziutkiej żony, Katarzyny Aragońskiej, stanowi dla czytelnika doskonały dowód na to, że – cytując – „władcy pod tym względem mieli znacznie gorzej niż najubożsi z ich poddanych”. Rozliczani surowo z etykiety oraz obowiązków wobec państwa i dynastii, nie mogli się sobą nacieszyć nawet w tę najwspanialszą wydawałoby się noc, ponieważ „ciało władcy było własnością państwa, a jego działania budziły ogromną ciekawość obywateli”. Prywatność w kwestiach pożycia była nie tylko czymś, czego władca nie śmiał oczekiwać, lecz mogła wręcz zaszkodzić państwu – w końcu należało przecież się upewnić, że wywiązał się on ze swoich obowiązków. Autorka przybliża, jak królowie (oraz królowe) sobie z tym radzili, czy w małżeństwach było miejsce na uczucie i namiętność, a także opowiada, jak nawiązywano romanse. Barwne anegdoty, jak te o przedwczesnej śmierci Artura Tudora i Jana z Asturii, którzy zmarli młodo ponoć z nadmiaru cielesnych uciech w małżeńskiej alkowie, oraz o tym, jak przebiegało pożycie Henryka i Anny Kliwijskiej, ubarwiają lekturę.

Z kolei związek Henryka VIII i Katarzyny Aragońskiej zostaje bliżej przedstawiony od ciekawej, jak dotąd mało zbadanej strony. Autorka opisuje dzieje małżeństwa dwojga młodych ludzi z królewskich rodów, którzy niewątpliwie pałają wobec siebie uczuciem, ale jako para królewska muszą mieć wobec siebie określone oczekiwania. Czytelnik śledzi losy ich małżeństwa tak, jakby czytał o perypetiach wielu innych par: młodzieńcza namiętność z czasem ustępuje miejsca troskom młodych rodziców oczekującym potomstwa, wzajemnym wybuchom zazdrości i niesnaskom towarzyszącym kolejnym latom pożycia, gdy rozczarowania tylko narastały.

Czytelnik może także dowiedzieć się, jak zgodnie z dworską etykietą przebiegał okres ciąży i jak przyszła matka (tu autorka jako przykład przedstawia losy Elżbiety York) przygotowywała się do porodu i połogu. Opisy są niezwykle szczegółowe: od wystroju komnat, w jakich przebywała królowa, poprzez surowe reguły medyczne i religijne, jakimi należało się wówczas kierować, by zapewnić szczęśliwe rozwiązanie, aż po niezwykle ciekawe praktyki towarzyszące temu wydarzeniu i osoby przy nim obecne. Czytelnik ma także okazję dowiedzieć się, jak dorastały w tamtych czasach dzieci Tudorów i jaki udział mieli ich królewscy rodzice w procesie wychowania i wykształcenia swoich potomków – czasem tak bardzo wyczekiwanych. Na tym tle wyróżniają się historie troskliwej matki Anny Boleyn, która zbulwersowała dwór królewski, pragnąc osobiście karmić córkę piersią, a także uwagi lekarza pod adresem czteroletniego, szokująco grubego Edwarda Tudora, którego medyk określił mianem „odpychającego i niezdrowo wyglądającego”, po czym natychmiast zalecił ścisłą dietę opartą na zupach, co brzmi wyjątkowo współcześnie. Interesująco przedstawiła autorka dworską etykietę i reguły, jakie wpajano królewskim dzieciom od najmłodszych lat. Znaczne partie tekstu poświęcono edukacji książąt i księżniczek; czytelnik dowie się, na co kładziono szczególny nacisk i w jakich aktywnościach celowali za młodu poszczególni przedstawiciele dynastii Tudorów. Autorka podaje na przykład, że Edward jako jedyny jej reprezentant zachęcony przez nauczyciela prowadził dziennik, który wiele mówi nie tylko o jego osobowości, ale również o tym, jakim władcą byłby w przyszłości, gdyby dane mu było osiągnąć dojrzałość.

Czytelnik dowiaduje się, jak królowie radzili sobie z codziennymi sprawami – jak przeżywali ludzkie tragedie i bolączki, jak się cieszyli i czym martwili, kim byli, gdy zrzucali maskę, którą musieli nosić przed poddanymi i wrogami. Poznaje z innej strony surowego i oszczędnego w okazywaniu emocji nawet własnym dzieciom Henryka VII, który rozpacza po śmierci synów i ukochanej żony i zamyka się w odosobnieniu, by przeżyć żałobę, a gdy wraca na dwór, jest już siwym, starym i schorowanym człowiekiem. Autorka w interesujący sposób przybliża trudną relację między Henrykiem VII i jego młodszym synem oraz późniejszym następcą, już po śmierci Artura. Pisze również o ciepłych, macierzyńskich uczuciach, jakimi Katarzyna Parr obdarzyła pasierba i pasierbice, jako pierwsza z królewskich małżonek prawdziwie i szczerze dbając o ich dobrostan i edukację.

Pośród bardziej prozaicznych tematów, o których rzadko można przeczytać w opracowaniach biograficznych, autorka porusza bardzo ciekawe kwestie wyposażenia wnętrz czy ubiorów. Czytelnik dowiaduje się na przykład, co władcy nosili na co dzień, a w czym kładli się spać, w co ubierano książęta, jak ścielono królewskie łóżka (wbrew temu, co można by sądzić, nie była to wcale prosta sprawa), a nawet jak wyglądało sprzątanie królewskich komnat. Czytelnik zainteresowany modą renesansową chętnie przeczyta o tym, jak Henryk VIII zmienił postrzeganie mody angielskiej, która przed jego rządami nie zasługiwała na uwagę wśród europejskiej „śmietanki”, a za jego panowania niemal wszystko, co pojawiło się na angielskim dworze, urastało natychmiast do rangi must have. Fragmenty poświęcone modzie są wyjątkowo wyczerpujące i ciekawe, zwłaszcza gdy pojawiają się na tle obyczajowych skandali. Jednym z nich jest opis „modowej bitwy” między Katarzyną Aragońską i rosnącą w siłę Anną Boleyn: wygra ta, która pokaże się w bardziej wystawnej sukni, w bogatszych klejnotach, ta, która tkaniną czy barwą lepiej podkreśli swoją pozycję na dworze. Innym jest oskarżenie Anny i jej brata o wyśmiewanie szat króla, co – jak wiadomo – było równoznaczne z wykpiwaniem samego władcy. Na tym tle ciekawie rysuje się również historia Marii Tudor, o której często pisze się w kontekście jej głębokiej wiary czy określonych decyzji społeczno-politycznych, a rzadko o samej osobie władczyni. Przyszło jej bowiem nieść brzemię władzy w ogniu krytyki, a swoją pozycję starała się podkreślić m.in. odpowiednio wyważonym strojem. Skrytykował to jej przyszły mąż, stwierdzając zjadliwie, że jest „świętą bez gustu w ubiorze”. Autorka nie omieszkała również obszernie opisać strojów, makijażu, biżuterii i fryzur Elżbiety Tudor na podstawie bogatych źródeł. Czytelnik poznaje historię pięknej i pożądanej w całej Europie Gloriany, która pod maską skrywała upływ czasu. Autorka obszernie opisuje, jak desperacko Henryk próbował przy kolejnych żonach odzyskać zdrowie i męski wigor, mając pełną świadomość tego, że najlepsze lata dawno ma już za sobą.

Autorka poświęca sporo miejsca lecznictwu i praktykom mającym na celu utrzymanie zdrowia i dobrej formy, które – jak wiemy – opierały się w znacznej części raczej na przesądach, wiedzy ludowej i magii niż na rzetelnej wiedzy z zakresu medycyny. Znajdujemy wśród nich zarówno zalecenia stricte magiczne, jak i dietetyczne, z bogatymi opisami, co i kiedy jedzono na królewskim dworze oraz jak wyglądało gotowanie dla władcy „od kuchni”, a także pielęgnacyjne, a więc np. gorące kąpiele parowe, w których lubował się Henryk, choć ówcześni nie zalecali zbyt częstego ich praktykowania ze względu na ryzyko przedostania się choroby do ciała poprzez otwarte pory. Autorka rozprawia się także z mitem o braku higieny osobistej w czasach Tudorów. Bieliznę osobistą zmieniano kilkanaście razy dziennie, a mit o załatwianiu się byle gdzie można włożyć między bajki – autorka informuje czytelnika, że zarówno Henryk, jak i Elżbieta przykładali ogromną wagę do czystości na dworze, więc służba szorowała nawet stropy, a szukających ulgi po kątach miały odstraszać… malowane na ścianach czerwone krzyże. Takie anegdoty i historie będą niezwykle interesujące dla czytelnika, który z chęcią pozna kulisy codziennego życia na dworze Tudorów.

Autorka książki – badaczka i wykładowca akademicki – gwarantuje swoim nazwiskiem wysoki poziom merytoryczny treści. Tracy Borman jest brytyjską historyczką, pochodzi z Lincoln. Wykładała na University of Hull, uzyskała tytuł doktora, a od 2013 roku jest kuratorem Historic Royal Palaces. Pisze bardzo poczytne książki głównie na temat epoki Tudorów i czasów elżbietańskich, w większości poświęcone kobietom żyjącym w tamtych czasach, choć nie tylko. Na podstawie książki Elizabeth’s Women BBC zrealizowało kilkuodcinkową audycję radiową, sama pozycja została ogłoszona Książką Tygodnia we wrześniu 2009 roku, a autorka była wielokrotnie zapraszana do stacji jako ekspert. Na rynku zachodnim Borman jest doceniana przez czytelników zarówno w serwisie Amazon, jak i Goodreads, a jej książki otrzymują wysokie noty i bardzo dobre recenzje.

W oczekiwaniu na polską edycję zaprezentowanej książki, jesienią tego roku nasi czytelnicy będą mogli zapoznać się z inną pozycją Tracy Borman. Nakładem Wydawnictwa Astra ukaże się bowiem nagradzana biografia Tomasza Cromwella. W swej książce autorka bada życie, upodobania i dziedzictwo człowieka, który na zawsze odmienił oblicze Anglii – człowieka, który stał się fascynującą zagadką dla milionów czytelników.

 

 

Artykuł Prywatne życie Tudorów pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

Fatalne małżeństwo Marii Klementyny Sobieskiej i Jakuba Edwarda Stuarta

$
0
0
Z czasem skrajne praktyki ascetyczne doprowadziły piękną Marię Klementynę do wyniszczenia urody i zdrowia. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Z czasem skrajne praktyki ascetyczne doprowadziły piękną Marię Klementynę do wyniszczenia urody i zdrowia.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Maria Klementyna Sobieska po raz pierwszy ujrzała swojego przyszłego męża na dzień przed ślubem i przeżyła wielkie rozczarowanie, które miało pogłębiać się do końca jej życia, ostatecznie doprowadzając ją do obłędu i śmierci.

Zabójcza proza życia

Na ślubie z posażną wnuczką Jana III Sobieskiego, przez matkę skoligaconą z władcami Europy, bez wątpienia skorzystał Jakub Edward Stuart (1688–1766), pechowy pretendent do tronu Anglii, w Rzymie tytułowany królem. Ale czy na pewno?

Na początku ówcześni obserwatorzy mogli odnieść takie wrażenie, ponieważ Maria Klementyna Sobieska (1701–1735) była jedną z najlepszych partii w Europie, i nie licząc klejnotów rodzinnych, wniosła Stuartom wiano warte 25 milionów franków. W dodatku małżeństwu sprzeciwiali się cesarz Karol VI Habsburg i ówczesny król Anglii, Jerzy I Hanowerski, ponieważ mogło ono wzmocnić pozycję Stuartów. Z późniejszej perspektywy widać jednak wyraźnie, że związek z idealną partią, jaką na początku wydawała się Maria Klementyna, nie przysłużył się interesom jej męża, a nawet im zaszkodził i rozbił stronnictwo jakobitów.

Spór o wychowanie starszego syna Karola doprowadził małżonków do separacji. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Spór o wychowanie starszego syna Karola doprowadził małżonków do separacji.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Sprawy układały się niepomyślnie już od dnia ślubu, który odbył się 3 września 1719 roku w katedrze św. Małgorzaty we włoskim miasteczku Montefiascone. Wcześniej, kierując się dziewczęcymi marzeniami o przystojnym wybranku i roli królowej Anglii, Maria Klementyna robiła wszystko, aby stanąć na ślubnym kobiercu, i nawet zaryzykowała ucieczkę z zamku Ambras pod Innsbruckiem, w którym osadził ją przeciwny temu małżeństwu Karol VI Habsburg. Niebagatelną rolę odegrały w tym względzie zarówno ambicje rodziców, pragnących widzieć na jej głowie królewską koronę, jak i urok osobisty Charlesa Wogana, przystojnego dyplomaty i wysłannika Stuartów, który na europejskich dworach szukał żony dla swojego pana.

Nigdy się nie dowiemy, jak Maria Klementyna wyobrażała sobie przyszłego męża, ale wiadomo, że Jakub Edward Stuart nawet w najmniejszym stopniu nie dorównał swemu wyidealizowanemu obrazowi. Sprawy zaszły jednak za daleko, a egzaltowana księżniczka nie mogła wycofać się z obietnicy i pomimo głębokiego zawodu – ślubowała narzeczonemu miłość.

Rozczarowania mężem nie zniwelowało nawet jego uwielbienie w pierwszych miesiącach małżeństwa. Maria Klementyna nie potrafiła lub wcale nie próbowała zrozumieć jego trosk o pieniądze, nieustannych zabiegów o stronników i w pewnym momencie zaczęła mu zarzucać przedkładanie spraw politycznych nad jej dobro i sprzyjanie anglikanizmowi. Jako szesnastolatka mogła być niedojrzała w porównaniu z trzydziestoletnim wybrankiem, ale z wiekiem jej zachowanie wcale się nie zmieniło, a wręcz przeciwnie – zaczęło przypominać objawy obłędu. Zawiedziona w swoich oczekiwaniach, do końca życia niepogodzona z losem, nie potrafiła przystosować się do rzeczywistości i nawet nie próbowała zrozumieć trudnej sytuacji politycznej Jakuba Edwarda, którego pozycja – także za jej sprawą – zaczęła wyraźnie słabnąć. W głównej mierze skupiona na sobie, histerią reagowała na wszelkie rozczarowania, z czasem wciągając dzieci do małżeńskich rozgrywek.

Po dwuletnim pobycie w klasztorze Maria Klementyna skupiła się na życiu religijnym i ascezie. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Po dwuletnim pobycie w klasztorze Maria Klementyna skupiła się na życiu religijnym i ascezie. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Droga do obłędu

„Daleką i dziwną drogę przebyła Klementyna Sobieska od pełnej animuszu dziewczynki, uciekającej z zawadiacką zuchwałością z więzienia, do wyblakłej, udręczonej kobiety, pokutującej rozpaczliwie za niepopełnione grzechy” – pisała Maria Niemojowska, biografka ostatnich Stuartów.

Im dłużej trwało małżeństwo Marii Klementyny i Jakuba Edwarda, tym trudniej obojgu było pójść na kompromis. Sytuacji nie poprawiło nawet pojawienie się na świecie synów – Karola urodzonego w grudniu 1720 roku i młodszego o pięć lat Henryka, po którego urodzeniu Klementyna zapadła na depresję. Zaczęła wówczas podkreślać, jak bardzo czuje się nieszczęśliwa, i oskarżać męża o brak czułości, zdrady oraz próbę oddzielenia jej od ukochanego Karolka. On zaś odpowiedział zarzutem, skądinąd słusznym, że nigdy go nie kochała i że na każdym kroku podważa jego pozycję jako głowy rodziny, co w tamtych czasach było nie do pomyślenia.

Konflikt w rodzinie zaognił się z powodu sporu o religijną edukację chłopców, gdy Maria Klementyna oskarżyła męża o chęć wychowania najstarszego syna na protestanta. Ona bowiem życzyła sobie ściśle katolickiego wychowania, a Jakub Edward chciał, aby wśród wychowawców znaleźli się protestanci. Pomysł wychowania małego Karola na protestanta byłby uzasadniony, gdyby ów miał objąć w przyszłości tron Anglii, ale szkopuł w tym, że Jakub Edward wcale nie miał takich planów i sam czuł się zdeklarowanym katolikiem. Choć zarzut był bezpodstawny, sprawą zainteresował się papież Benedykt XIII, który polecił, by zbadała ją inkwizycja. W tej sytuacji Jakub Edward zaczął żywić obawy, że syn może zostać uprowadzony z rozkazu inkwizytorów i zabronił jego opiekunom wyjazdów z pałacu Muti, rzymskiej rezydencji Stuartów.

Maria Klementyna w późniejszym okresie życia. Rycina nie oddaje wyniszczenia organizmu, do jakiego się doprowadziła. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Maria Klementyna w późniejszym okresie życia. Rycina nie oddaje wyniszczenia organizmu, do jakiego się doprowadziła. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Tymczasem Maria Klementyna wyprowadziła się z pałacu i zamieszkała w klasztorze św. Cecylii na Zatybrzu, gdzie – licząc od listopada 1725 roku – miała pozostać wśród benedyktynek przez blisko dwa lata. Jako jeden z powodów wyprowadzki podała zdradę, której rzekomo miał dopuścić się jej mąż z żoną swego zaufanego doradcy. Natomiast drugim powodem była niechęć patrzenia na zgubę synów, narażonych na potępienie z powodu heretyckich nauk, wkładanych im do głowy przez anglikańskich wychowawców.

Wciągnięcie w małżeńską kłótnię osób z zewnątrz doprowadziło do upadku autorytetu Jakuba Edwarda. Do połowy 1726 roku w gronie jego wrogów, obok Marii Klementyny, znaleźli się papież, który ograniczył mu pensję[1] o połowę, oraz król i królowa Hiszpanii zaniepokojeni pogłoskami o wychowaniu małego Karola na protestanta. Na domiar złego doszło do rozłamu między zwolennikami tytularnego króla Anglii, przeciwko któremu opowiedziała się większa część jakobitów mieszkających w Rzymie, zazdrosnych o względy, jakimi darzył Jamesa Murraya oraz Johna Haya.

W tych okolicznościach zdesperowany Jakub Edward postanowił opuścić Rzym i w październiku 1726 roku przybył z synami do Bolonii.

Maria Klementyna odrzuciła marzenia o koronie na rzecz krzyża. Za krzyż uważała swoje małżeństwo. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Maria Klementyna odrzuciła marzenia o koronie na rzecz krzyża. Za krzyż uważała swoje małżeństwo. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Krzyż Marii Klementyny

Dwudziestokilkuletnia Maria Klementyna w niczym nie przypominała uroczej szesnastolatki, która z radością przyjęła propozycję małżeństwa, jaką w imieniu Jakuba Edwarda Stuarta złożył jego wysłannik, Charles Wogan. Piękna, lecz neurotyczna, w ciągu kilkunastu lat stała się wrakiem kobiety. Niezdolna udźwignąć obowiązków tytularnej królowej, nie umiała zrozumieć problemów męża, a co dopiero wspierać go w zabiegach o tron Anglii. Kiedy w zderzeniu z rzeczywistością jej dziewczęce marzenia legły w gruzach, nie zaakceptowała go takim, jakim był, a swoje małżeństwo, szczególnie po sporach dotyczących edukacji Karola, zaczęła traktować jako krzyż, który trzeba dźwigać aż do końca.

Do skrajnej dewocji i umartwiania się z pewnością przyczyniła się depresja po urodzeniu młodszego syna, z której nigdy nie wyszła, a punktem zwrotnym był dwuletni pobyt w klasztorze św. Cecylii, gdzie trwanie w samotności i nauki religijne trafiły na podatny grunt. W początkowym okresie pobytu, w listach pisanych do ojca Maria Klementyna wyrażała się w sposób rzeczowy, lecz z czasem zmieniła się zarówno forma, jak i styl jej listów. Pismo stało się nieczytelne, a litery chwiejne, wskazując na wyczerpanie fizyczne i pewną nerwowość. Przejmująca była również treść bilecików pisanych do spowiednika, w których widać nieustanną potrzebę jego aprobaty i w których pisała o chęci powierzenia swojego losu Bogu i szukaniu wytchnienia w śmierci.

Kiedy Maria Klementyna przebywała w klasztorze, oddając się ascezie i omdlewając (dosłownie) z tęsknoty za synami, Jakub Edward wielokrotnie nakłaniał ją w listach do powrotu na łono rodziny i przysięgał, że jej podejrzenia o zdradę są bezpodstawne. Do zgody z małżonkiem zaczął ją również nakłaniać sam papież, zakłopotany skandalem. Ostatecznie uległa namowom i w 1727 roku wróciła do pałacu Muti, ale nie była już tą samą osobą – wycofała się ze „światowego życia”, coraz więcej czasu poświęcając modlitwom i surowym postom, które zaczęły wyniszczać jej organizm. Za dzienny posiłek służyła jej nieraz filiżanka kawy lub bulionu. W umartwieniu ciała zdawała się widzieć lekarstwo na emocjonalne problemy, a w Rzymie zaczęły szerzyć się plotki o jej postępującym szaleństwie.

Ze względu na pogarszający się stan zdrowia, jej spotkania z Jakubem Edwardem i synami, którzy zamieszkali w Albano, z roku na rok stawały się coraz rzadsze. Odwiedzała ich za dnia, na noc wracając do Rzymu. Tylko raz, w maju 1731 roku, pod nieobecność męża, spędziła w Albano kilka tygodni.

Nagrobek Marii Klementyny Sobieskiej w Bazylice św. Piotra w Rzymie. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Nagrobek Marii Klementyny Sobieskiej w Bazylice św. Piotra w Rzymie. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Głodówki doprowadziły do całkowitego wyniszczenia organizmu – w czerwcu 1734 roku pojawiły się oznaki gnilca i problemy z chodzeniem. Chociaż można ją było uratować, Maria odmówiła pomocy. Nie przyjęła jej również jesienią, kiedy stan zdrowia się pogorszył. W pierwszych dniach stycznia dostała gorączki, 13 dnia tego miesiąca otrzymała ostatnie namaszczenie, a dzień później po raz ostatni widziała synów – starszy miał wówczas piętnaście lat, a młodszy dziesięć. Zmarła 18 stycznia 1735 roku.

Uroczystości pogrzebowe w rzymskiej bazylice św.św. Apostołów trwały kilkanaście dni. Ciało zostało na mocy specjalnego przywileju zabalsamowane przez papieskiego lekarza i zdjęto z niego królewskie szaty, które zastąpiono habitem i welonem dominikańskim. Następnie złożono je w trzech trumnach: z drzewa cyprysowego, z ołowiu i z drzewa kasztanowego, i w uroczystym orszaku przewieziono do Watykanu, gdzie spoczęły w podziemiach Bazyliki św. Piotra. Stamtąd, po restauracji Stuartów, miały trafić do Anglii, lecz taka chwila nie nadeszła i Maria Klementyna do dzisiaj spoczywa w Rzymie.

Pomnik nagrobny, znajdujący się w lewej nawie bocznej bazyliki, powstał w latach 1739–1742 z fundacji papieży Klemensa XII i Benedykta XIV. Można na nim zobaczyć mozaikowy portret nieszczęśliwej królowej, na której pogrzebie rzymianie podobno płakali – jakby odszedł sam papież albo święta. Lecz choć zmarła w aureoli świętości, nie sposób dziś zaprzeczyć, że do śmierci doprowadziła ją skrajna asceza, a jej stany neurotyczne poważnie zaszkodziły wizerunkowi Jakuba Edwarda.

Ani on, ani jego synowie ze związku z Marią Klementyną nie odzyskali tronu Anglii. Spoczęli na wieki naprzeciw jej grobowca, pod nagrobkiem ustawionym na początku XIX wieku, jako ostatni Stuartowie.

Bibliografia

Hanczewski, Jak odeszła Klementyna Sobieska, żona Jakuba Stuarta,
http://www.wilanow-palac.pl/jak_odeszla_klementyna_sobieska_zona_jakuba_stuarta.html

Porada, Królewski serial z przygodami,
http://www.polityka.pl/tygodnikpolityka/historia/1505394,2,klementyna-sobieska-de-iure-krolowa-anglii.read

Skrzypietz, Rozkwit i upadek rodu Sobieskich, Wydawnictwo Bellona, Warszawa 2014.

Widacka, Pogrzeb Marii Klementyny Sobieskiej,
http://www.wilanow-palac.pl/pogrzeb_marii_klementyny_sobieskiej.html

[1] Pensję Marii Klementynie i Jakubowi Edwardowi nakazał wypłacać z budżetu Państwa Kościelnego jego poprzednik, papież Klemens XI, ojciec chrzestny Marii Klementyny, po którym otrzymała drugie imię. Klemens XI oddał także do ich dyspozycji pałac Muti.

Artykuł Fatalne małżeństwo
Marii Klementyny Sobieskiej
i Jakuba Edwarda Stuarta
pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

Ryszard III. Nikczemnik czy wielki monarcha?

$
0
0
Jeden z portretów Ryszarda III. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Jeden z portretów Ryszarda III. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Przeciętny czytelnik kojarzy postać króla Ryszarda III z pokracznym garbusem ze sztuki Williama Szekspira Ryszard III i jego słynnym okrzykiem: „Królestwo za konia!”. Czy Ryszard III faktycznie był uzurpatorem, który zagarnął koronę dla siebie, a potem został obalony i ukarany za popełnione niegodziwości?

Okazuje się, że król Anglii Ryszard III, panujący w latach 1483–1485, nie jest postacią jednoznaczną nawet dla historyków, którzy od ponad pięciuset lat spierają się na jego temat. Jedni uważają, że był uzurpatorem, okrutnym i bezwzględnym tyranem, a nawet mordercą, który zasiadł na tronie, pozbywszy się swych bratanków. Inni – zwolennicy tzw. rewizjonistycznej wizji panowania Ryszarda – uważają, że został niesłusznie oskarżony o tę zbrodnię, a władcą był rozsądnym i rozumnym.

Aby pogodzić te skrajnie rozbieżne stanowiska, należy pokrótce przedstawić historię dojścia do władzy i krótkiego panowania Ryszarda III – ostatniego z dynastii Plantagenetów.

Ryszard urodził się 2 października 1452 roku w zamku Fotheringhay w hrabstwie Northamptonshire, niedaleko Peterborough, jako przedostatnie z dwanaściorga dzieci Ryszarda Plantageneta, trzeciego księcia Yorku, i Cecylii Neville. Ponoć był dzieckiem słabowitym, co anonimowy kronikarz skomentował krótkim stwierdzeniem: „Żyw jeszcze”. W późniejszych czasach dodawano, że podobno urodził się z włosami i zębami oraz ze zdeformowanymi kończynami – jednym słowem – przypominał potwora, a to, zgodnie z ówczesnymi przekonaniami, odzwierciedlało mroki jego duszy.

Czy jednak naprawdę był garbatym monstrum? Jak wynika z zachowanych portretów i świadectw, był mężczyzną średniego wzrostu, drobnej budowy i cierpiał na poważną skoliozę. Nic jednak nie wskazuje na to, że był garbatym karłem z uschniętą ręką. Można przypuszczać, że utrwalony w powszechnym przekonaniu obraz powstał za czasów Tudorów, kiedy starano się wszelkimi sposobami obrzydzić postać Ryszarda III.

Ryszard III był bardzo lojalny wobec swego brata, króla Edwarda IV. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Ryszard III był bardzo lojalny wobec swego brata, króla Edwarda IV. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

W cieniu wojny Dwóch Róż

Dzieciństwo i wczesna młodość Ryszarda przebiegały w cieniu wojny domowej, później nazwanej wojną Dwóch Róż. Rodzina Ryszarda brała w niej czynny udział – w jednej z bitew, pod Wakefield, zginęli jego ojciec, Ryszard Plantagenet, książę Yorku, i brat Edmund. Szala zwycięstwa przechylała się to na jedną, to na drugą stronę, w końcu jednak Edward York, starszy brat Ryszarda, w bitwie pod Towtown pokonał Lancasterów i został nowym monarchą – Edwardem IV. Teraz młody Ryszard, wraz z drugim bratem Jerzym, mógł powrócić do kraju z Burgundii, dokąd ich wcześniej wysłano z obawy o ich życie. Lancasterowie bezskutecznie próbowali odzyskać tron, zaś obalony król lancasterski, chory psychicznie Henryk VI, został osadzony w Tower.

Panowanie Edwarda przyniosło krajowi względny spokój, jednak w kolejnej odsłonie wojny Dwóch Róż, po nieudanym buncie, dawny zwolennik Yorków, hrabia Warwick (wsparty przez królewskiego brata, Jerzego, księcia Clarence), uciekł do Francji. Tam sprzymierzył się z małżonką Henryka VI, Małgorzatą, i w 1470 roku dokonał inwazji na Anglię. Stronnictwo Lancasterów triumfalnie zajęło stolicę i uwolniło Henryka. Było jednak jasne, że chory król nie utrzyma się na tronie. Wiosną 1471 roku Edward ostatecznie rozprawił się z armią Lancasterów. Młody następca Henryka VI, Edward, poległ, tak samo jak Warwick. Zwycięstwo Yorków było niepodważalne. Nierozwiązana pozostawała jednak kwestia Henryka VI, którego ponownie uwięziono w Tower.

I tu wkroczył na scenę młody Ryszard, książę Gloucester, który już wcześniej okazał się lojalnym wykonawcą rozkazów brata. Podobno to właśnie Ryszard w czasie bitwy pod Tewkesbury brutalnie rozprawił się z niedobitkami armii lancasterskiej i jej dowódcami. Siłą nakazał wywlec ich z miejsca, w którym szukali schronienia, i zarządził ich egzekucję. Niektórzy twierdzą, że to on sam zabił młodego dziedzica Lancasterów, Edwarda Westminstera.

Wróćmy jednak do Henryka. Jest pewne, że to Ryszard przywiózł rozkazy zamordowania króla, natomiast czy sam dokonał tej zbrodni – pozostaje wątpliwe. Zatem król Edward, rozprawiwszy się ze swymi przeciwnikami, zawarł chwilowy rozejm ze swym bratem, Jerzym, księciem Clarence, i umocnił swą pozycję na tronie. Warto zwrócić uwagę na ciekawy rys charakterologiczny Ryszarda – choć to Clarence’a Edward wcześniej obsypywał zaszczytami i honorami, to jednak nie on, a Ryszard pozostał wierny monarsze, w milczeniu obserwując rozgrywki między braćmi. Można by powiedzieć, że czekał na swoją okazję, jednak wydaje się, że jako młodszy brat wiedział, iż powinien zadowolić się rządami na północy i zasłużyć się w służbie królowi.

Dowodzi tego także jego dewiza: Loyaultié me lie („Wiąże mnie lojalność”). Niemniej, milczenie nie oznacza uległości – kiedy bowiem Clarence sprzeciwił się planom poślubienia przez Ryszarda Anny Neville, córki hrabiego Warwick i dziedziczki jednej z największych fortun w królestwie, Gloucester pokazał, że potrafi działać zdecydowanie i wedle własnej woli. Podobno kierowało nim wielkie uczucie do Anny, którą poznał jeszcze we wczesnej młodości, gdy wysłano go do posiadłości hrabiego Warwick, zwanego „twórcą królów”, by tam pobierał nauki typowe dla młodego szlachcica – uczył się walki mieczem, strategii wojennych, łaciny oraz podstaw prawa. Złośliwcy twierdzą jednak, że owszem, była to wielka miłość, ale do majątku Anny, a Clarence, który poślubił siostrę Anny, Izabelę, już dysponował częścią owej fortuny i nie chciał dzielić się z bratem. Ukrył więc pannę w Londynie, jednak Ryszard „wykradł” ją i – po uzyskaniu zgody króla – poślubił w 1472 roku. Para doczekała się jednego syna, Edwarda, który przyszedł na świat w 1473 roku.

Tajemnica książąt w Tower, synów Edwarda IV, do dziś nie została wyjaśniona w zadowalający sposób. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Tajemnica książąt w Tower, synów Edwarda IV, do dziś nie została wyjaśniona w zadowalający sposób.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Rozgrywki królewskich braci

Czy Ryszard był chciwy i podstępny? Jeśli tak, to nie różnił się od innych możnych panów z epoki, ani tym bardziej od swych braci. To właśnie Clarence – enfant terrible królewskiego dworu – coraz mocniej wystawiał na próbę cierpliwość królewskiego brata. Wiecznie sfrustrowany, domagał się kolejnych zaszczytów, nie dostrzegając, że jako ten, który już wcześniej zbuntował się przeciwko królowi – stąpa po kruchym lodzie. Miara przebrała się, gdy pod wpływem nienawiści do królewskiej małżonki, Elżbiety Woodville, zaczął rozpowszechniać plotki na jej temat, oskarżając ją między innymi o to, że czarami doprowadziła do śmierci jego żony. Wreszcie zaczął twierdzić, jakoby król był bękartem, a jego małżeństwo zostało zawarte niezgodnie z prawem. Tego Edward nie mógł tolerować. Clarence’a aresztowano, a potem uznano za zdrajcę, pozbawiono tytułów i skonfiskowano majątek. Ostatecznie został skazany na śmierć, a ponieważ wolno mu było zdecydować, w jaki sposób chce zginąć, swoim wyborem ostatni raz zagrał królowi na nosie – zdecydował bowiem, że chce, by go utopiono w beczce wina.

W czasie całej tej rozgrywki Ryszard trzymał się na uboczu. Zrezygnował nawet z funkcji seneszala Anglii, by nie ogłaszać wyroku skazującego brata na śmierć. Czy to dowód, że przeżywał głęboko upadek Clarence’a i jego śmierć z rozkazu brata? Być może, niemniej prawdą jest, że największą korzyść z jego śmierci odniósł on sam. Śmierć Clarence’a i wydziedziczenie jego potomstwa przybliżało go bowiem do tronu. Można oczywiście uznać takie rozważania za mrzonki. Król Edward cieszył się dobrym zdrowiem, miał liczne potomstwo, a jego synowie byli jako pierwsi w kolejce do tronu. Ryszard mógł więc spokojnie rządzić na północy. Cieszył się tam zresztą wielkim poparciem wasali, których hojnie wynagradzał za wierną służbę, a lud uważał go za władcę sprawiedliwego, mądrego i szczodrego. Wszyscy – nawet wrogowie – wychwalali jego odwagę na polu bitwy i roztropność.

Ryszard III z rodziną (grafika autorstwa Johna Rousa). © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Ryszard III z rodziną (grafika autorstwa Johna Rousa).
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Niespodziewany uśmiech losu?

Tymczasem Edward IV, który jeszcze w latach 70. XV wieku uchodził za przystojnego, wręcz urodziwego władcę, któremu nie mogła oprzeć się żadna panna ani mężatka, na początku lat 80. zmienił się w ociężałego tłuściocha, folgującego sobie we wszystkim. Taki styl życia nie mógł nie odbić się na zdrowiu 40-letniego monarchy, który nierozsądnie pogrążał się w rozpuście i obżarstwie. Nie potrafił opanować swych skłonności do tego stopnia, że stosował środki wymiotne i przeczyszczające tylko po to, by dalej jeść. I właśnie to w powszechnej opinii doprowadziło króla do śmierci. Gdy na wiosnę 1483 roku zachorował, medycy okazali się bezradni. W kwietniu 1483 roku Edward IV zmarł, a w Anglii rozpoczęła się zażarta walka o tron. Edward nie spodziewał się, że umrze, nim jego synowie dorosną, i że królestwo stanie ponownie na krawędzi wojny domowej. Było oczywiste, że jego następcą będzie Edward V, jednak chłopiec miał ledwie 12 lat, a to wiązało się z koniecznością ustalenia dlań opieki lorda protektora. Kto miał nim zostać i de facto sprawować władzę w królestwie, póki królewicz nie osiągnie pełnoletności? Czy miała to być jego matka, jej brat – dotychczasowy guwerner i opiekun księcia – lord Rivers, a może ktoś inny, na przykład brat zmarłego króla, czyli Ryszard Gloucester? Początkowo jego kandydatura w ogóle nie była brana pod uwagę. Jak zatem doszło do tego, że to Ryszard został ostatecznie protektorem młodego króla?

David Garrick, angielski aktor i dramaturg, jako Ryszard III. © Wikimedia Commons, Folger Shakespeare Library Digital Image Collection.

David Garrick, angielski aktor i dramaturg, jako Ryszard III.
© Wikimedia Commons, Folger Shakespeare Library Digital Image Collection.

W drodze do tronu

Gloucester zawdzięczał to w dużej mierze szybkiej decyzji swego przyjaciela, lorda Hastingsa, który powiadomił go o rozwoju sytuacji. Otóż wcześniej nikt na dworze nie pomyślał, by Ryszarda poinformować o śmierci króla. Reakcja Gloucestera była natychmiastowa – wyruszył ze swą armią z zamku Middleham na południe, planując przyjęcie młodego króla Edwarda pod swoje skrzydła i tym samym odsunięcie frakcji królowej matki i jej rodziny. Było to mistrzowskie posunięcie – pod pozorem opieki nad bratankiem pozbawiał swych wrogów – stronnictwo Elżbiety Woodville – największego atutu – samego Edwarda. Dokonując przewrotu, stawał się jego „opiekunem”, a to dawało mu władzę nad przyszłą radą regencyjną.

Już wówczas można zaobserwować typową dla Gloucestera umiejętność manipulacji opinią publiczną. W oficjalnych dokumentach jawi się on jako skromny wuj, który kieruje się szlachetnymi pobudkami i dobrem królestwa. W ten sposób początkowo udawało mu się uśpić czujność innych stronnictw, a w rezultacie osiągnąć swe cele. Zgodnie z prawem to rada i parlament wyznaczały protektora. Tak też miało być i tym razem. Podczas obrad rady stronnicy Gloucestera wysunęli kandydaturę księcia na to stanowisko. Jednocześnie Gloucester z Buckinghamem – po spotkaniu z Riversem i potajemnym uwięzieniu opiekuna Edwarda – wyruszyli do Stony Stratford, gdzie król spędził poprzednią noc, i powitali go z szacunkiem należnym monarsze. Jednak po chwili ujawnili swoje prawdziwe zamiary – oto bowiem, mimo pięknych słów, Gloucester oskarżył opiekunów Edwarda o spiskowanie i działanie wrogie wobec protektora. Mimo protestów chłopca nakazał aresztowanie towarzyszących mu krewnych i zastąpił królewską eskortę swoimi rycerzami. Następnie razem wyruszyli do Londynu, gdzie Edward miał zostać wkrótce koronowany. W tym samym czasie do rajców stolicy i rady królewskiej wysłał pismo, przedstawiające jego wersję wydarzeń, w którym podkreślał, że „uratował” bratanka przed zatraceniem. Jak na ironię, w świetle dalszych wypadków można uznać, że tak naprawdę nie uratował, ile skazał na zatracenie…

Król Edward, w eskorcie Gloucestera, Buckinghama i licznych rycerzy, uroczyście wkroczył do Londynu w pierwszych dniach maja. Burmistrz, możni panowie i mieszkańcy stolicy powitali go radośnie i oddali mu hołd. Pierwszym, który to uczynił, był… Ryszard Gloucester. Jest wręcz zdumiewające, jak w zaledwie kilka dni Gloucesterowi udało się przekonać członków rady królewskiej i elity Londynu, by udzielili mu swego poparcia i mianowali go protektorem. Ryszard mógł być zadowolony – sprawował rządy na czele rady, miał króla w swej pieczy i pozbył się przeciwników – królowa przebywała w azylu, jej syn, Richard Grey, oraz brat, lord Rivers, zostali uwięzieni. A że odbyło się to w sposób niezgodny z prawem – nie miało znaczenia. Komuś takiemu jak Gloucester lepiej nie wchodzić w drogę – tak myślała zastraszona większość możnych, którzy mieli już z nim do czynienia.

Dwaj mordercy księcia Clarence (ilustracja ze sztuki Ryszard III Williama Szekspira, akt I, scena IV). © Wikimedia Commons, Folger Shakespeare Library Digital Image Collection.

Dwaj mordercy księcia Clarence (ilustracja ze sztuki Ryszard III Williama Szekspira, akt I, scena IV). © Wikimedia Commons, Folger Shakespeare Library Digital Image Collection.

Mroczna tajemnica Tower

Jak wiadomo, do planowanej koronacji Edwarda V nie doszło, a młodego króla wraz z bratem Ryszardem, księciem Yorku, umieszczono w Tower. Atmosfera w stolicy stawała się coraz bardziej napięta, wyczuwano powszechnie, że „coś” się wydarzy. I rzeczywiście, wkrótce plan został wprowadzony w życie: najpierw ogłoszono, że Edward IV był w rzeczywistości bękartem i nie powinien był zasiadać na tronie, a gdy to nie wystarczyło, pojawiły się nowe rewelacje: otóż okazało się, że Edward IV nielegalnie poślubił Elżbietę Woodville, gdyż wcześniej obiecał małżeństwo innej kobiecie. Co za tym idzie, wszystkie ich dzieci zostały uznane za nieślubne i nie miały prawa do korony. Kto w takim razie powinien zasiąść na tronie? Wszak nie małoletni hrabia Warwick, opóźniony umysłowo syn księcia Clarence. Jedynym godnym kandydatem był brat króla Edwarda – Ryszard, książę Gloucester, do którego z petycją udał się lud i członkowie parlamentu pod wodzą Buckinghama. Tylko czy się zgodzi? Po długich wahaniach, niechętnie, przyjął na siebie ten ciężar! Lud mógł odetchnąć z ulgą. W tym samym czasie na północy Anglii, w zamku Pontefract, dokonano nielegalnej egzekucji Riversa, Greya i innych opiekunów młodego króla. Oskarżenie o zdradę stanu, które było podstawą egzekucji, było rzecz jasna bezpodstawne, ale Ryszard cieszył się już wówczas pełnią władzy.

Podobno w noc, poprzedzającą bitwę pod Bosworth, Ryszarda dręczyły nieustające koszmary. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Podobno w noc, poprzedzającą bitwę pod Bosworth, Ryszarda dręczyły nieustające koszmary. © Wikimedia Commons,
domena publiczna.

Nowy monarcha

Koronacja nowego monarchy odbyła się z wielką pompą 6 lipca 1483 roku. Król Ryszard III jednak wcale nie cieszył się szacunkiem poddanych, choć wielu nagradzał za wierną służbę i lojalność. Trzeba oddać Ryszardowi sprawiedliwość i przyznać, że wprowadzał nowoczesne prawa, był zdecydowany, przychylny rozwojowi sztuki i nauki i rzeczywiście miał na względzie dobro poddanych. Potwierdzenie praw do tronu aktem parlamentu Titulus Regius w 1484 roku wcale nie kończyło problemów Ryszarda. Sam fakt bycia królem nie gwarantował miłości poddanych, zwłaszcza gdy prawowity dziedzic korony wraz z dziesięcioletnim bratem znikł bez wieści w lochach Tower…

Co spotkało królewiczów? Czy zmarli śmiercią naturalną, a jeśli nie – kto ich zamordował i w jaki sposób? To właśnie uparte milczenie w sprawie Edwarda i Ryszarda podsycało pogłoski, które rodziły nieufność i niechęć poddanych wobec króla. Drugim czynnikiem, który przyczynił się do upadku Ryszarda, było uporczywe otaczanie się ludźmi z Północy, obdarowanymi licznymi zaszczytami kosztem szlachty z Południa, co nie mogło się podobać starych rodom magnackim. W czasie dwuletniego panowania Ryszard musiał zdławić kilka rebelii, z których najboleśniejsza okazała się ta, w której brał udział dawny przyjaciel i zagorzały sprzymierzeniec, lord Buckingham, i Małgorzata Beaufort (matka Henryka Tudora). Z różnych przyczyn rebelia zakończyła się klęską. Większość uczestników albo zbiegła za granicę, albo została pojmana, tak jak Buckingham, którego stracono w listopadzie 1483 roku. Rok 1484 i początek 1485 to czas, gdy coraz liczniejsi i głośniejsi przeciwnicy Ryszarda łączą siły i skupiają swe nadzieje na wcześniej nikomu nieznanym pretendencie rodu Lancasterów – Henryku Tudorze, przebywającym na wygnaniu w Bretanii. Ten w Boże Narodzenie 1483 roku w katedrze w Rennes wygnaniec złożył uroczystą przysięgę obalenia tyrana i poślubienia Elżbiety York, córki Edwarda IV, by tym samym zakończyć dawne waśnie…

Śmierć Ryszarda III pod Bosworth ukazana na XVIII-wiecznej rycinie. © wikimedia Commons, domena publiczna.

Śmierć Ryszarda III pod Bosworth ukazana na XVIII-wiecznej rycinie. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Tragedie rodzinne i polityczne

Także ze względów rodzinnych rok 1484 nie był dla Ryszarda szczęśliwy. Wiosną zmarł jedyny syn monarchy z prawego łoża – Edward Middleham, co wpłynęło na i tak wątłe zdrowie jego matki, królowej Anny. Poddani uznali to nieszczęście za znak od Wszechmogącego – oto tyrana spotkała boska kara za zamordowanie bratanków. Czas ten dla Ryszarda był okresem zgryzot i narastającego poczucia osamotnienia i zdrady.

Ostateczny kres panowania Ryszarda nastąpił w sierpniu 1485 roku, kiedy jego armia zmierzyła się z siłami Henryka Tudora. Można odnieść wrażenie, że Ryszard cieszył się z nadchodzącej konfrontacji – jakby sam już dłużej nie mógł znieść narastającej presji i atmosfery wrogości. Podobno w noc przed bitwą pod Bosworth koszmary dręczyły go bardziej niż zwykle. Trudno powiedzieć, jak zakończyłaby się bitwa, gdyby nie ostateczna zdrada wcześniej suto nagradzanych baronów. Lord Stanley i inni – dotąd obserwujący jej przebieg – opowiedzieli się po stronie Henryka Tudora, przesądzając o klęsce Ryszarda.

Zdesperowany Ryszard III z niewielkim oddziałem rzucił się w ostatni bój i zginął z okrzykiem: „Zdrada!”. Jego ciało, zbezczeszczone i sponiewierane, przewieziono do Leicester, nagie i brudne wystawiono na widok publiczny, a potem pochowano w bezimiennej mogile w kościele franciszkanów.

Powiada się, że historię piszą zwycięzcy. W walce o tron angielski pod koniec XV wieku ostatecznie zwyciężyła frakcja Lancasterów, których zjednoczyła wspólna nienawiść do Ryszarda III, króla z rodu Yorków. Wszystkich jego wrogów zgromadził pod wspólnym sztandarem Henryk Tudor. I to jego wizja panowania poprzednika zaważyła na tym, co mawiano o Ryszardzie w następnych wiekach.

Tymczasem z lektury materiałów źródłowych wyłania się obraz Ryszarda III jako człowieka o złożonej osobowości, którego motywacji nie sposób ująć jednym zdaniem, a którego zgubiła rozbuchana ambicja i rozpaczliwe pragnienie zyskania miłości ludu. Żądza władzy, nienawiść, pragnienie zemsty i urażone ambicje – to motywy znane nie tylko z dworu angielskiego, lecz stanowiące uniwersalny arsenał ludzkich emocji. Motywem przewodnim wydaje się tu jednak przede wszystkim wszechobecna zdrada i lęk przed nią. Zawierane sojusze, oparte na wzajemnych korzyściach, okazują się kruche i nietrwałe. Władza, mimo wszystkich przywilejów, ma swoją cenę. Najpierw Ryszard – który jako protektor powinien chronić i dbać o bezpieczeństwo młodego króla – zdradza go, pozbawia tronu, wreszcie doprowadza do jego uwięzienia i śmierci. Potem sam zostaje zdradzony przez wielu, choćby przez swego przyjaciela Buckinghama, jednak ostateczna zdrada nadchodzi w decydującym momencie bitwy pod Bosworth.

Kim więc był ów władca? Można go nienawidzić jako rzekomego mordercę dzieci i tyrana, lecz trzeba też próbować zrozumieć, dlaczego takim się stał i jakie popełnił błędy. Analiza psychologicznych motywacji Ryszarda dowodzi, jak bardzo niejednoznaczną był osobą, i właśnie ta kontrowersyjność sprawia, że postać króla Ryszarda III do dziś fascynuje i wywołuje spory, nie tylko wśród historyków.

Bibliografia:

Dawid Baldwin, Richard III, Amberley Publishing, Stroud 2012, 2013.
Alison Weir, Ryszard III i książęta w Tower, Vintage Books, London 2014.
Josephine Wilkinson, Richard, The Young King to Be, Amberley Publishing, Stroud 2009.

 

Więcej:

Tudorowie

G.J. Meyer

Henryk VII

Thomas Penn

Artykuł Ryszard III. Nikczemnik
czy wielki monarcha?
pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

Jerzy, książę Clarence. Życie w cieniu króla

$
0
0
Jerzy, książę Clarence – rycina z pierwszej dekady XVIII wieku. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Jerzy, książę Clarence – rycina z pierwszej dekady XVIII wieku.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Edward, Jerzy, Ryszard – trzej synowie Ryszarda Plantageneta, księcia Yorku – raz sojusznicy, to znów rywale. Dwóch z braci zasiadło na angielskim tronie. Trzeci nigdy nie został królem, choć było to jego wielkim marzeniem. Chociaż o Ryszardzie III dotąd krąży czarna legenda i oskarża się go o liczne zbrodnie, to jego starszy brat Jerzy w historii wcale nie zapisał się lepiej – człowiek o słabym charakterze, ulegający wpływom, chorobliwie ambitny, kilkakrotnie zdradził króla Edwarda IV. A że bracia byli jedną ze stron w wojnie Dwóch Róż, okazji do spiskowania nie brakowało…

Dzieciństwo w cieniu wielkiej polityki

Dzieciństwo chłopców przypadło na czasy wyjątkowo niespokojne. Trwał właśnie spór o tron między rodami Lancasterów i Yorków. Ojciec chłopców był pretendentem do angielskiej korony i walczył z lancasterskim królem Henrykiem VI. Bracia wychowywali się na wielu różnych dworach, w zależności od zmieniającej się sytuacji politycznej. W końcu w 1461 roku, już po śmierci ojca, najstarszy z nich – Edward – sięgnął po koronę i został królem. Od razu też sprowadził młodszych braci na dwór. Już wtedy można było dostrzec pierwsze oznaki przyszłego konfliktu. W roku koronacji Edward mianował Jerzego księciem Clarence. Kilka miesięcy później zaledwie dziewięcioletni Ryszard otrzymał tytuł księcia Gloucester. Jerzy jasno dał wówczas do zrozumienia, że ta sytuacja jest dla niego upokarzająca, gdyż jego brat jest stanowczo za młody, aby otrzymać równorzędny mu tytuł.

Ambicje Jerzego nasiliły się, gdy nawiązał bliskie relacje z Richardem Neville’em, hrabią Warwick. Hrabia był wówczas jednym z najbogatszych i najbardziej wpływowych arystokratów. Ze względu na jego wpływ na angielską politykę, przeszedł do historii jako „twórca królów”. Będąc zaufanym doradcą i stronnikiem króla, odpowiadał za wychowanie młodych książąt. Edward wiele mu zawdzięczał. To dzięki jego pomocy udało się obalić Henryka VI i zdobyć koronę. Jak się jednak okazało, wpływ Neville’a na króla nie był bezgraniczny. Hrabia planował bowiem ożenić Edwarda z francuską księżniczką, a ku zaskoczeniu wszystkich król oznajmił, że jest już żonaty z… Elżbietą Woodville, pochodzącą z niższych warstw społecznych kobietą. Richard Neville, urażony sekretnymi działaniami Edwarda w tak ważkiej kwestii, przeniósł swoje polityczne aspiracje na młodszego z braci – Jerzego.

Witraż ukazujący książęcą parę – księcia Clarence i jego żonę, Izabelę Neville. © Wikimedia Commons, Wolfgang Sauber.

Witraż ukazujący książęcą parę – księcia Clarence i jego żonę, Izabelę Neville. © Wikimedia Commons,
Wolfgang Sauber.

Herb Jerzego, księcia Clarence. © Wikimedia Commons, Sodacan.

Herb Jerzego, księcia Clarence. © Wikimedia Commons, Sodacan.

Do czterech razy sztuka

Jerzy, przystojny i odznaczający się dużym urokiem osobistym, zazdrościł braciom wszystkiego – ziem, tytułów, urzędów, a wreszcie samej korony. A ponieważ jego charakter był wybuchową mieszanką ambicji, chciwości, zazdrości i głupoty, łatwo dał się przekonać do zdrady. Aby umocnić sojusz, hrabia Warwick zaproponował mu małżeństwo ze swoją najstarszą córką – Izabelą. Król Edward był przeciwny temu związkowi, gdyż przywiodło by ono i tak już potężnego Warwicka zbyt blisko tronu. 11 lipca 1469 roku para zawarła jednak w sekrecie związek małżeński. W tym samym roku Jerzy wraz ze swoim teściem dopuścili się pierwszej zdrady i na północy kraju wzniecili rebelię. Król ze swoim wojskiem nie miał innego wyjścia, jak stanąć z nimi do walki. Dodatkowo rozsiewali plotki, że Edward nie jest dzieckiem z prawego łoża i to Jerzy powinien władać Anglią. Mimo początkowych sukcesów Warwicka – i tylko dzięki lojalnej pomocy najmłodszego brata Ryszarda – Edwardowi udało się stłumić powstanie. Jerzy i Warwick zbiegli wówczas do Francji, gdzie zawarli sojusz z królową Małgorzatą, żoną obalonego Henryka VI. W drodze do Francji przyszło na świat pierwsze dziecko Jerzego i Izabeli, córka Anna, która wkrótce jednak zmarła.

We Francji Warwick przysiągł wierność rodowi Lancasterów i w 1470 roku teść i zięć na czele wojsk wrócili do Anglii. Warwick osiągnął jeszcze więcej – jego młodsza córka Anna w grudniu 1470 roku wyszła za mąż za syna Henryka VI, Edwarda Westminstera. Książę Clarence zorientował się wtedy, że teść nie jest już zainteresowany torowaniem mu drogi do tronu. Po cichu zawarł więc rozejm… ze swoim bratem Edwardem i wspólnie pokonali wrogów.

Edward ponownie zasiadł na tronie i nastały lata względnego pokoju. Jerzy jednak nie zrezygnował z marzeń o koronie. Jako że dawny poplecznik, Warwick, zginął w 1471 roku, Jerzy zwrócił się ze swoimi planami i prośbą o wsparcie do arcybiskupa Yorku, George’a Neville’a, brata nieżyjącego teścia. Król udaremnił jednak szybko ten spisek, aresztując w 1473 roku wiarołomnego arcybiskupa. Bratu jednak i tym razem postanowił wybaczyć.

Chorobliwe ambicje księcia ostatecznie doprowadziły do jego upadku i egzekucji.  © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Chorobliwe ambicje księcia ostatecznie doprowadziły do jego upadku i egzekucji. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Jerzy wraz ze swoją żoną doczekał się jeszcze trojga dzieci: w 1473 roku przyszła na świat Małgorzata, późniejsza hrabina Sailsbury, w 1475 roku Edward, zaś w 1476 – Ryszard. Dwa miesiące po narodzinach najmłodszego synka Izabela zmarła, prawdopodobnie w wyniku gorączki poporodowej. Mały Ryszard żył tylko osiem dni dłużej (oboje zostali pochowani w Gloucestershire). Książę postanowił ponownie się ożenić, i po śmierci księcia Burgundii pretendował do ręki jego jedynej córki i dziedziczki, Marii. Król odmówił jednak zgody na to małżeństwo, co wzbudziło w księciu wielką frustrację. Dodatkowo Jerzy, nie do końca stabilny emocjonalnie, oskarżył jedną z dwórek, protegowaną królowej Elżbiety, o otrucie żony, a jednego z dworzan o zamordowanie najmłodszego syna. Oboje, choć niewinni, zostali uznani za morderców i powieszeni.

Odtąd Jerzy żył w głębokim przekonaniu, że to król Edward wraz z królową Elżbietą umieścili tę parę zbrodniarzy w jego domu i że to właśnie królowa jest winna zniszczenia jego rodziny. Zaczął rozsiewać plotki, jakoby Edward praktykował czarną magię, a czary pomagały mu utrzymać tron. Dodatkowo zarzucał królowi, że jego małżeństwo jest nieważne (wcześniej Edward był rzekomo zaręczony z Eleonorą Butler), a w związku z tym jego dzieci są nieślubne i nie mogą dziedziczyć korony. W końcu postanowił zebrać przeciwko bratu armię i siłą odebrać królestwo. Edward, mimo że wcześniej wielokrotnie wybaczał bratu zdrady, czwartego, otwartego buntu już wybaczyć nie mógł.

Beczka małmazji

Jerzy został aresztowany i osadzony w Tower. Parlament uznał go winnym i 7 lutego 1478 roku ogłoszono wyrok – karę śmierci. 18 lutego 1478 roku Jerzy rozstał się z życiem. Ostatnim życzeniem księcia miała być możliwość wyboru egzekucji. Skazany zdecydował się na… utopienie w beczce jego ulubionego wina – małmazji. Wino to wyrabiano początkowo ze szczepu winogron o tej samej nazwie, w okolicach miasta Malvasia na Peloponezie, a następnie także w innych miejscach w regionie Morza Śródziemnego oraz na Wyspach Kanaryjskich i na Maderze. Słodkie i aromatyczne, w pewnym okresie było nawet bardziej cenione niż wina z Francji. Podobno plotka o Jerzym, utopionym w beczce wina, wzięła się stąd, że był on po prostu alkoholikiem. Jak było naprawdę? Tego nie sposób dociec, ale jak głosi legenda, jego córka Małgorzata do końca życia, chcąc uczcić pamięć ojca, nosiła ponoć na nadgarstku… korek od wina.

Richard Neville, hrabia Warwick, choć wcześniej był sojusznikiem króla Edwarda, stanął w końcu przeciwko niemu, podburzając do zdrady także księcia Clarence. © Wikimedia commons, domena publiczna.

Richard Neville, hrabia Warwick, choć wcześniej był sojusznikiem króla Edwarda, stanął w końcu przeciwko niemu, podburzając do zdrady także księcia Clarence. © Wikimedia commons,
domena publiczna.

Niechlubna spuścizna

Dzieje ojca naznaczyły tragicznym piętnem losy jego dzieci – Edwarda i Małgorzaty. Edward, hrabia Warwick, wiele lat spędził w londyńskiej Tower, jako że miał na sumieniu „ogromne przewinienia” – grzechy swego ojca. Król Henryk VII obawiał się, że dziecko odziedziczy także chorobliwe ambicje księcia Clarence. Podobne obawy mieli zresztą Ferdynand Aragoński i Izabela Kastylijska, władcy Hiszpanii, którzy zagrozili zerwaniem zaręczyn Katarzyny Aragońskiej z księciem Arturem, następcą tronu Anglii. Nie chcieli, by ich córka poślubiła księcia, który może zostać strącony z tronu za sprawą Plantageneta. Henryk VII zdecydował więc, że jedynym wyjściem będzie wykonanie egzekucji na potomku Clarence’a. Po śmierci Edwarda w 1499 r. hiszpański poseł donosił swym władcom, że w Anglii „nie pozostała już ani jedna kropla wątpliwie królewskiej krwi”. Siostra Edwarda, Małgorzata, jako kobieta nie mogła przecież zagrozić planom Hiszpanów ani Henryka VII. Mimo to wiele lat później także i ona została oskarżona – wraz z innymi członkami rodziny – o zdradę i skazana na śmierć. Przyczyną były działania syna Małgorzaty, Reginalda, który odważnie wygłaszał swe antykrólewskie deklaracje. Po dwóch i pół roku spędzonych w Tower egzekucji hrabiny – na rozkaz Henryka VIII – dokonał niewprawny kat, który ponoć, nim ostatecznie pozbawił Małgorzatę życia, zadał jej jedenaście ciosów, okrutnie kalecząc jej ciało.

Śmierć Edwarda i Małgorzaty spowodowały wygaśnięcie królewskiej linii Plantagenetów i były dramatycznym końcem marzeń ojca o królewskim tronie.

Więcej:

Henryk VII

Thomas Penn

Artykuł Jerzy, książę Clarence.
Życie w cieniu króla
pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

Trupia medycyna w epoce Tudorów

$
0
0
Okladki 4-2016

Tekst ukazał się w czasopiśmie Tudorowie. Magazyn o historii Anglii w numerze 4/2016.

Tekst ukazał się w czasopiśmie Tudorowie. Magazyn o historii Anglii w numerze 4/2016

Zażywanie fragmentów zwłok raczej nie należało do ulubionych form kuracji pacjentów epoki renesansu. Gdy lekarz zapisywał pół funta drogiego i trudno dostępnego proszku z mumii na przeziębienie, gra nie wydawała się warta świeczki. Obrzydzenie schodziło na dalszy plan w przypadku poważniejszych chorób, i pacjent bez zająknięcia zażywał znacznie gorsze rzeczy. 

Mumia egipska, arabska i metodą DYI

Lekarze renesansu leczyli kilkoma rodzajami mumii. Pierwszym były oryginalne mumie egipskie, zazwyczaj wykradzione z grobowców. Drugim były importowane z Półwyspu Arabskiego szczątki pechowych wędrowców i pasażerów statków, których ciała zostały zmumifikowane przez gorące pustynne piaski. Najlepsze lekarstwo uzyskiwało się ponoć właśnie z ciał, które wyschły w piasku pustyni, ogrzewanym gorącym słońcem. W duchu metod Paracelsusa wierzono bowiem, że taka mumia była wyjątkowo cenna, ponieważ „nagłe uduszenie koncentruje siły we wszystkich częściach ciała z powodu strachu i zaskoczenia podróżujących”. W 1562 roku lekarz i duchowny William Bullein opublikował swoje niezwykle popularne dzieło Bullein’s Bulwark of Defence Against all Sickness, gdzie pisał, że mumia pochodzi „z Arabii i wykonywana jest z martwych ciał ludzi szlachetnego pochodzenia, ponieważ tacy mogą poddawać się zabiegom balsamacji z użyciem cennych olejków i przypraw, głównie mirry, szafranu i aloesu”. Produkt finalny zdaniem autora doskonale tamował krwawienia i zasklepiał rany, a spożywany w formie wywaru świetnie pomagał na siniaki. Także Francis Bacon podkreślał, że w mumii „wielka moc tkwi dla upływu krwi tamowania, co można przypisywać kleistym mieszankom balsamów”. Bullein zalecał mumię jako jeden ze składników „Theriaca Galeni”, czyli melasy Galena. Do pozostałych należały: dziki koper, sok mleczny z czarnego maku, gencjana, miód i dzika marchew żółta, a całość miała leczyć padaczkę i konwulsje, jak również ból głowy, brzucha, migrenę, „plucie krwią” i żółtaczkę. Bullein nie był zresztą jedynym z ówczesnych popularyzatorów mumii – w roku 1575 nadworny chirurg John Banister zalecał wodę z rabarbaru i mumii do picia na „wrzody piersi”, a okłady z mumii na wrzodziejące guzy. Henrykowi VIII na niegojącą się, pokrytą wrzodami nogę przepisywano maść i okłady, a mumia była z pewnością jednym z kluczowych składników tych leków. Okłady z mumii stosowano także na ukąszenia, bóle stawów czy powstające w rezultacie syfilisu guzy kostne.

John Banister (anatom) udziela wykładu na temat ludzkiego ciała, 1581. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

John Banister (anatom) udziela wykładu na temat ludzkiego ciała, 1581. © Wikimedia Commons,
domena publiczna.

Trzecim rodzajem mumii były spreparowane na miejscu szczątki. Prawdopodobnie popularnością tych ostatnich zabiegów wśród aptekarzy należy tłumaczyć wiele tajemniczych zniknięć młodych, nisko urodzonych mężczyzn, zwłaszcza po publikacji niezwykle popularnego Royal Chemist autorstwa alchemika i profesora medycyny Oswalda Crolliusa (ok. 1560–1608), w którym podawał on taki oto przepis na sporządzenie nowej mumii:

„Weź czyste truchło rudowłosego mężczyzny (ponieważ mają oni rzadszą krew i przez to doskonalsze ciała) lat około dwudziestu czterech, który został stracony i zmarł śmiercią gwałtowną. Niech trup leży dzień i noc w świetle słońca i księżyca, koniecznie przy dobrej pogodzie. Potnij ciało na kawałki i opryskaj mirrą oraz odrobiną aloesu. Następnie mocz w winie przez dni parę, powieś na godzin 6 lub 10, mocz znów w winie, a na koniec pozostaw do wyschnięcia na powietrzu w zacienionym miejscu. Będą one podobne do wędzonego mięsa i nie będą cuchnąć”.

Doktor i farmaceuta ukazani na starej rycinie. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Doktor i farmaceuta ukazani na starej rycinie.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Żydzi oszukują na mumiach

Nie wiadomo, kto pierwszy zastosował mumie w medycynie, ale jest coś wyjątkowo makabrycznego w wizji lekarza przepisującego swojemu pacjentowi szczątki osoby zmarłej, aby przywrócić go do zdrowia – zauważa dr C.J.S. Thompson w pracy The Mystery and Romance of Alchemy and Pharmacy (1897). Podkreśla on także, że w epoce Tudorów handel mumiami był niezwykle lukratywnym biznesem, w którym prym wiedli przede wszystkim kupcy żydowscy, importując mumie na użytek medyczny. Szerzyło się oszustwo i wiele takich mumii preparowano. Francuski farmaceuta Pierre Pomet (1658–1699), który zalecał sproszkowaną mumię jako lek na padaczkę, rany, zawroty głowy i paraliż w dawce o wadze dwóch drachm albo w pigułkach, pisał w A Compleat History of Druggs: „Codziennie widuje się Żydów popełniających owe oszustwa, a po nich chrześcijan, skutkiem czego mumie sprowadzane z Aleksandrii, Egiptu, Wenecji czy Lyonu są jedynie ciałami ludzi zmarłych w inny sposób. Te z Afryki, zwane białymi mumiami, to nic innego jak ludzie utopieni w morzu, którzy wyrzuceni potem na wybrzeże Afryki, wysychają zagrzebani w bardzo gorącym piasku”. Gdy więc lekarze renesansu przepisywali masowo mumie na bóle głowy, pacjent rzadko zażywał to, na co liczył. A lekarstwo nie było tanie. Na liście cen z 1685 roku za funt mumii trzeba było zapłacić około korony.

O popularności trupiej medycyny na dworze Tudorów świadczy fakt, że wydana w 1618 roku pierwsza w historii Pharmacopoeia zawierała na liście leków mumię, ludzką krew i czaszkę. Pozycję tę wznawiano kilkakrotnie w XVII w., a do końca stulecia inne części ludzkiego ciała były już traktowane jako oficjalnie aprobowane leki. To dwóch wpływowych lekarzy swojej epoki: sir Theodore’a Turquet de Mayerne’a oraz Thomasa Muffet, można obarczać odpowiedzialnością za umieszczenie we wspomnianym dziele lekarstw w duchu tradycji Paracelsusa. I choć Muffet był niechętny trupiej medycynie, to Mayerne stosował ją nader ochoczo, więc bogate opisy plastrów z mumii, które znalazły się w biblii lekarzy i aptekarzy, zawdzięczamy prawdopodobnie jemu. Sproszkowaną czaszkę zapisywał m.in. na epilepsję i hemoroidy, mumię jako środek gojący rany oraz balsam na siniaki, a na ból zalecał okłady z opium, cykuty i… ludzkiego tłuszczu. Leczył swoimi metodami Henryka IV Burbona, Roberta Cecila, Jakuba I Stuarta, Karola I Stuarta, Karola II Stuarta i Olivera Cromwella. Król Jakub był od dzieciństwa chorowity prawdopodobnie dlatego, że karmiła go szkocka mamka, która nie stroniła od kieliszka. Nieszczęsny chłopiec zaczął chodzić dopiero w wieku sześciu lat. Mayerne leczył u niego m.in. wole w 1623 roku, zalecając proszek z czaszki zmarłego i niepogrzebanego człowieka zmieszany z ziołami, serwatką i białym winem, którą to miksturę król wypijał w czasie pełni. Ponieważ wspomniany władca, jako jeden z niewielu w swoich czasach, nie ukrywał swego obrzydzenia do kuracji z ludzkich szczątków, w tym przypadku możliwe było zastąpienie czaszki ludzkiej wołową. Karol II za to nie brzydził się wcale, a proszek z mumii wcierał dziarsko w skórę.

Naczynie apteczne z napisem MUMIÆ, będące częścią kolekcji farmaceutycznej Museums für Hamburgische Geschichte. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Naczynie apteczne z napisem MUMIÆ, będące częścią kolekcji farmaceutycznej Museums für Hamburgische Geschichte. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Zamiast tabaki – mech z czaszki skazańca

W czasach Tudorów trupia medycyna nie była niczym szokującym, a ludzkie kości, części mumii i inne makabryczne leki miały posiadać tajemnicze moce chroniące przed wypadkami, chorobą i śmiercią. Leczono ekskrementami, tłuszczem, ludzką czaszką i kośćmi, „mchem mumii”, ludzkim potem, moczem, kamieniami nerkowymi, mlekiem z piersi i łożyskiem, śliną człowieka poszczącego i wieloma innymi substancjami. Mech mumii, z łaciny usnea, brzmi jednak najbardziej osobliwie, zwłaszcza że wcale nie trzeba było go szukać w grobowcach faraonów. Była to zielonkawa substancja pojawiająca się na sklepieniu czaszki. Zbierała się po upływie ok. sześciu lat od powieszenia skazańca, którego „siły witalne” w chwili śmierci szybowały do sklepienia czaszki i pozostawały tam, dopóki nie wyrósł wspomniany mech. Dla aptekarzy była to niezwykle wartościowa substancja, więc ceny czaszek różniły się zależnie od ilości mchu. W jednym z XVII-wiecznych źródeł czytamy: „W aptekach Londynu można ujrzeć niektóre czaszki całkowicie mchem porośnięte, a niektóre zaledwie częściowo nim pokryte. Wysyłają je przede wszystkim do Niemiec, gdzie robią z nich maść, którą Crollius opisuje w swoim Royal Chemist, a która stosowana jest na padaczkę”. Mech z czaszki suszono i zażywano jak tabakę na ból głowy, co praktykował niezwykle zasłużony badacz i wynalazca Robert Boyle (1627–1691), pisząc o tym w Porousness of Animal Bodies: „Pewnego lata, gdym cierpiał bardzo na krwawienia z nosa, wypróbowawszy szereg lekarstw, najbardziej skutecznym uznałem mech z czaszki zmarłego, wysłanej mi w prezencie z Irlandii, gdzie nie jest taką rzadkością jak w wielu innych krajach”. I choć taki mech przypominał ponoć ten zwyczajny, pachniał ziemią i taki też miał posmak, to ceny pokrytych nim czaszek nie były na każdą kiesę. Za jedną trzeba było zapłacić nawet 9 szylingów (ok. 135 dzisiejszych funtów), a leki z nich sporządzone podawano także w formie olejów lub nalewek.

Portret Johna Tradescanta młodszego, ukazanego z czaszką pokrytą mchem.  © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Portret Johna Tradescanta młodszego, ukazanego z czaszką pokrytą mchem. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Król poleca gwoździe z trumny

To jednak nie koniec trupiej medycyny: wyciąg z żółci i serca zmieszany z alkoholem aplikowano do ucha jako lek na głuchotę, a także pito na padaczkę. Włosy zmarłych stosowano na żółtaczkę, a paznokcie jako środek wymiotny, co akurat nie dziwi. Z gwoździ do zbijania trumien wykonywano pierścienie, które wraz z zawiasami od trumiennego wieka leczyły skurcze mięśni. Podróżnik i lekarz Andrew Boorde pisał w wydanej w 1542 roku Introduction to Knowledge, że królowie angielscy każdego roku noszą „pierścienie przeciwko kurczom” i chwalą sobie ich skuteczność. W południowej części kraju wierzono, że ząb wyjęty z ust trupa noszony w małym woreczku na szyi chroni przed bólem zęba, ale w północno-wschodniej Szkocji zalecano, aby pacjent wyciągnął z czaszki „lekarstwo” za pomocą… własnych zębów – tylko wtedy taka kuracja była skuteczna. Zawiązana na głowie pętla wisielcza leczyła bóle, a drzazgi z szubienicy noszone w woreczku na szyi pomagały na febrę. Ziemia z miejsca, gdzie zamordowano człowieka, zapisywana była przez szkockich medyków na wrzody i bóle. Chustki zamoczone w krwi obalonego i ściętego króla Karola I Stuarta były znacznie skuteczniejszym lekarstwem na skrofuły, czyli gruźlicę węzłów chłonnych, zwaną wówczas Kings Evil, niż dotyk samego władcy (choć bywało, że zdesperowani chorzy uciekali się nawet do leczenia dotykiem powszechnie nielubianej królowej Anny Boleyn). Tak wyleczono żyjącą w Deptford kilkunastoletnią dziewczynę w roku 1649, gdy wszyscy lekarze wyczerpali swoje metody, pacjentka niemal oślepła, a chustka umoczona w krwi króla męczennika od razu przywróciła jej wzrok. Setki ludzi przybyło na własne oczy ujrzeć ten „cud nad cudami”.

Robert Boyle na portrecie z ok. 1689 roku. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Robert Boyle na portrecie z ok. 1689 roku. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Dotyk trupa i dziecko do grobu

Bardziej uniwersalnym lekiem od królewskiego był jednak dotyk… zmarłego. W XVI-wiecznych źródłach można znaleźć obszerne opisy chorych prowadzonych na miejsce egzekucji, by mogli zostać uzdrowieni przez dotyk ręki straceńca, który dopiero co wyzionął ducha. W Northampton wiele osób gromadziło się w tym celu pod szubienicami, sowicie płacąc za to katu. Pewien młody człowiek z Kornwalii dzięki dotknięciu ręki samobójcy wyleczył się z guzów, na które cierpiał od dzieciństwa, a we wsi Storrington w hrabstwie West Sussex młoda kobieta chora na wole została przyprowadzona przez przyjaciół przed otwartą trumnę, aby ręka zmarłego dotknęła dwukrotnie chorego miejsca. Czasem ratowano się nawet symbolicznym pochówkiem. Małych pacjentów chorych na koklusz „grzebano” w pozycji zgiętej głową w dół i czekano, aż kaszel minął.

Egzekucja Karola I Stuarta – jak wierzono, chustki zamoczone w krwi ściętego króla były lekiem na wiele chorób. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Egzekucja Karola I Stuarta – jak wierzono, chustki zamoczone w krwi ściętego króla były lekiem na wiele chorób. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Dr Thompson, poszukując korzeni trupiej medycyny, stwierdza, że od niepamiętnych czasów dyletanci żywili niezłomną wiarę w leki wywołujące mdłości i wymioty, a wydawało się, że im bardziej paskudne i obrzydliwe lekarstwo, tym większą ma skuteczność. Zdania na temat trupiej medycyny były podzielone już w czasach jej popularności: brzydzili się nią pacjenci, lekarze powątpiewali w jej skuteczność, a wpływowi członkowie socjety wypowiadali się o niej z odrazą. Nawet Klaudiusz Galen (ok. 120–200 n.e.), jeden z największych autorytetów medycznych Europy, będąc zwolennikiem trupich leków, widocznie miał świadomość tych wątpliwości, skoro pisał wymownie: „niektórzy z nas leczą padaczkę i artretyzm, przepisując napój ze spalonych kości ludzkich, ale pacjenci nieświadomi, jaki lek przyjmują, mniejsze mdłości odczują”. Ironia niszczenia szczątków chowanych najpierw z czcią, by zapewnić zmarłemu życie wieczne, w celu sporządzenia z nich lekarstwa, została dostrzeżona przez angielskiego lekarza sir Thomasa Browne’a, autora wydanej w 1642 roku pracy Religio Medici. Pisał on, że mumie oszczędzone przez czas i poszukiwaczy skarbów zdegradowano do byle substancji spożywczej. „Mumia stała się towarem, Faraona sprzedaje się na balsamy”. Z jednej strony, trudno się dziwić ówczesnym za brak skrupułów – w końcu zdrowie jest najważniejsze. Z drugiej strony, dziś wykpiwamy dawne zabobony, poddając się w ekskluzywnych salonach tzw. wampirzemu liftingowi, media donoszą o modzie na sporządzanie pigułek z łożyska, a o składnikach w lekach lepiej nie rozmawiać przy obiedzie. Czy naprawdę tak wiele się zmieniło?

Tekst ukazał się w czasopiśmie Tudorowie. Magazyn o historii Anglii w numerze 4/2016

Więcej:

Artykuł Trupia medycyna
w epoce Tudorów
pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

Błaznem być

$
0
0

W świecie polityki od zarania dziejów roi się od błaznów. Większość pozuje na mądrzejszych niż jest, i tylko wyjątki – jak słynny Klaudiusz, cesarz rzymski – udają wariatów, aby przeżyć wśród skorumpowanej elity. Skąd jednak wzięło się to określenie i kim naprawdę był błazen?

Stańczykowi, najsłynniejszemu polskiemu błaznowi, Matejko nadał własną twarz. ©  Wikimedia Commons, domena publiczna.

Stańczykowi, najsłynniejszemu polskiemu błaznowi, Matejko nadał własną twarz.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Błazen w kulturze

Większości Polaków na dźwięk słowa „błazen” przed oczyma pojawia się portret (1862) zadumanego nad losami ojczyzny Stańczyka, któremu Matejko nadał nie tylko symboliczną rolę na wielu swoich obrazach, ale i własną twarz. Ten XIX-wieczny wizerunek jest tylko wyobrażeniem nadwornego błazna czterech Jagiellonów, według ówczesnych literatów słynącego z ostrego dowcipu i przenikliwości politycznej.

Tak jak wielu podobnych mu prześmiewców (przez dwory Jagiellonów przewinęło się co najmniej jedenastu błaznów), miał on prawo mówić królowi i wielmożom to, czego inni nie odważyliby się powiedzieć. Nie powinien nas bowiem zwieść „niepoważny” strój średniowiecznego lub renesansowego błazna – charakterystyczna czapka o trzech rogach zakończonych dzwoneczkami, barwny ubiór i berło z błazeńską główką. Błazen lub trefniś, w Polsce nazwany również wesołkiem, pod miną rozbawionego dowcipnisia lub mizerną postacią karła często skrywał nieprzeciętną inteligencję i spryt, stając się pełnoprawnym doradcą, posłem albo szpiegiem swojego pana. Podobnie było na dworze angielskim, gdzie oprócz błaznów, którzy mieli coś więcej do powiedzenia, zatrudniano ludzi mających przede wszystkim bawić dostojne towarzystwo muzykowaniem, żonglerką czy zagadkami.

Błazen w stroju z oślimi uszami. ©  Wikimedia Commons, domena publiczna.

Błazen w stroju z oślimi uszami.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

W kulturze średniowiecza i renesansu błazen należał do kasty ulicznych kawalarzy lub nadwornych wesołków. W tym okresie pojawił się również kaptur z dzwoneczkami i kolorowy, jaskrawy strój.

Warto jeszcze nadmienić o ówczesnym karnawale – okresie, w którym następowało odwrócenie obowiązującej hierarchii i w którym królował śmiech, a ulicami przewijały się barwne korowody wielkoludów i karłów. Stałym elementem karnawału było koronowanie na tymczasowego króla błazna lub osła; do tego zwierzęcia nawiązują zresztą trzy rogi błazeńskiej czapki, które miały kojarzyć się z oślimi uszami i ogonem, jakie w przeszłości przyczepiano do błazeńskiego stroju.

Do szczególnych wydarzeń tego okresu należały „święta błaznów” bądź ich odmiany znane pod nazwą „święta głupca” lub „święta osła”, a zabawy organizowane w czasie tych świąt były groteskową degradacją świeckiego i kościelnego porządku. Od tego czasu przywilejem błaznów, również na monarszym dworze, stało się bezkarne ośmieszanie i wyszydzanie innych, a postać błazna – wielkiego prześmiewcy – zaczęto utożsamiać z mędrcem.

Motyw błazna stał się również popularny w ówczesnej literaturze i możemy go znaleźć chociażby w dramatach Szekspira. W słynnej scenie na cmentarzu Hamlet, tytułowy bohater jego sztandarowego dzieła, rozmyśla nad czaszką Yorika – królewskiego błazna, z którym łączyły go kiedyś przyjazne stosunki. Wspominając jego żarty i serdeczność, snuje rozważania na temat przemijania i dochodzi do wniosku, że śmierć zrównuje i królów, i błaznów.

Z kolei w Królu Learze odtrąconemu przez córki bohaterowi towarzyszy w wędrówce jego błazen, który próbuje go rozweselić. Cechy trefnisia ma również uwielbiany przez elżbietańską publiczność Falstaff, żołnierz-samochwała z tragedii Henryk IV oraz Henryk V.

Kto zostawał błaznem?

Błazeństwo kojarzone jest głównie z okresem średniowiecza, jednak tradycje nadwornych błaznów sięgają starożytności i zapiski na temat planus regius egipskiego władcy Ptolemeusza I można znaleźć już w tekstach Pliniusza Starszego.

W średniowieczu błaznami zostawali początkowo ludzie chorzy umysłowo, „błaźni z urodzenia”, a tolerancja wobec ich wypowiedzi i zachowań była znacznie większa. Jednocześnie, z racji swojej niepełnosprawności, byli oni postrzegani jako ludzie stojący bliżej Boga, a przebłyski pozwalające im na funkcjonowanie w środowisku dworskim sprawiały, że mogli uzyskać wyjątkową pozycję w ówczesnym zhierarchizowanym społeczeństwie. „Błaźni z urodzenia” pojawiali się również na dworze Tudorów, i chociaż za młodu miewali trudności z nauką albo byli niepiśmienni, lubiano ich za bezpośredniość i poczucie humoru. Doceniani za wesołość, uważani za ludzi z gruntu uczciwych i niezdolnych do intrygowania, stali się z czasem nieodłącznym elementem życia dworskiego.

Hamlet dumający nad czaszką Yorika, królewskiego błazna. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Hamlet dumający nad czaszką Yorika, królewskiego błazna. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

W okresie renesansu na arystokratycznych dworach w Anglii oprócz „błaznów z urodzenia” zatrudniano „błaznów zawodowych”. Traktowani jak zwierzęta domowe lub maskotki, mieli oni nie tylko bawić, ale dodatkowo przysługiwał im przywilej krytykowania swoich panów lub ich gości. Musieli jednak mieć w tej kwestii niemałe wyczucie, ponieważ mogli spotkać się z krytyką, jak jeden z błaznów Elżbiety I, któremu zarzucono, że obchodzi się z nią zbyt pobłażliwie, natomiast za zbytnią śmiałość groziły im baty.

W Anglii urząd błazna został zniesiony w drugiej połowie XVII wieku, ponieważ po zakończeniu wojny domowej i restauracji monarchii Karol II Stuart przestał zatrudniać nadwornych trefnisiów. Tradycja błaznów dworskich znacznie dłużej przetrwała we Francji, a zakończyła ją dopiero wielka rewolucja (1789–1799).

Will Somers. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Will Somers. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Najsłynniejsi błaźni Tudorów

Na portrecie z 1545 roku, na którym obok siedzącego pośrodku króla ukazano kilkuletniego księcia Edwarda i dawno zmarłą Jane Seymour oraz córki monarchy z poprzednich małżeństw, trudno nie zauważyć dwóch postaci zaglądających z tarasu do komnaty. Ukazany po prawej mężczyzna z małpką to z dużym prawdopodobieństwem William (Will) Somers, ulubiony błazen Henryka VIII, a kobieta po lewej to Jane Foole. Oboje byli „błaznami z urodzenia” i zajmowali ważne miejsce na dworze, o czym świadczy chociażby to, że znaleźli się na wspomnianym portrecie, oraz wysoka pensja, jaką pobierali. Somers zresztą pojawia się na niejednym obrazie – w tym raz obok samego Henryka VIII, który gra na instrumencie, a innym razem pomiędzy Henrykiem a jego trojgiem dzieci.

„Błaznem z urodzenia” był również poprzednik Somersa, niejaki Sexton, którego królowi ofiarował – wraz z pałacem Hampton Court – popadający w niełaskę kardynał Tomasz Wolsey.

Jako ludzie z pewnym deficytem umysłowym, nie byli oni zdolni w pełni zadbać o siebie i potrzebowali pana, który mógłby się nimi zaopiekować. Na ile jednak zdawali sobie sprawę ze swoich ograniczeń lub na ile udawali ograniczonych, trudno powiedzieć. Można również założyć, że nie byli upośledzeni umysłowo, ale oceniano ich przez pryzmat ułomności fizycznej. Somers na przykład jedno ramię miał wyżej od drugiego, co może świadczyć o skoliozie.

Urodzony w Shropshire Somers pojawił się w otoczeniu Henryka VIII w 1525 roku, mając kilkanaście lub niewiele ponad dwadzieścia lat. Przybywając do Greenwich z polecenia kupca Richarda Fermora, już na wstępie dał się poznać jako wielce dowcipny i zmyślny wesołek, któremu zachwycony król natychmiast zaproponował miejsce na dworze. Uważany za człowieka dobrego i hojnego dla ubogich, a także za uczciwego i prawdomównego, miał prawo przekomarzać się z królem i mówić mu w oczy szczerą prawdę. Ale i ten przywilej miał pewne granice, ponieważ Henrykowi nie spodobało się kiedyś, że ośmielił się nazwać Annę Boleyn nałożnicą, a maleńką Elżbietę – bękartem. Później sytuacja nieco się odwróciła, bo po upadku Anny stał się jej powiernikiem. Przyjaźnił się również z wydziedziczoną księżniczką Marią, jako jedyny potrafił rozbawić schorowanego pod koniec życia Henryka VIII i podobno miał przepowiedzieć panowanie Elżbiety I.

W tym samym czasie co Somers na dworze pojawiła się Jane Fool i została zatrudniona jako kobieta-błazen Anny Boleyn, później prawdopodobnie służyła księżniczce Marii, a od 1544 roku Katarzynie Parr, ostatniej żonie Henryka VIII.

Rodzina Henryka VIII, obraz z 1545 r. Z prawej strony malarz ukazał Willa Somersa, a z lewej – Jane Foole. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Rodzina Henryka VIII, obraz z 1545 r. Z prawej strony malarz ukazał Willa Somersa, a z lewej – Jane Foole.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Cała trójka, podobnie jak inni trefnisie Henryka VIII, nie nosiła charakterystycznego dla owych czasów i znanego skądinąd błazeńskiego stroju oraz trójrogiej czapki z dzwoneczkami. Przysługiwały im ubrania dla uprzywilejowanych sług, wykonane z tkanin wysokiej jakości, jak np. jedwabne dublety i płaszcze podbite futrem. Lecz chociaż byli dobrze opłacani, karmieni i odziewani, ich życie różniło się od życia innych dworzan, a ich rola była bardziej zbliżona do… roli maskotek.

Literatura

Wojciech Dudzik, Karnawały w kulturze, Warszawa: Wydawnicwo Sic!, 2005.
Alison Weir, Henryk VIII. Król i jego dwór, Kraków: Wydawnictwo Astra, 2015.
Jerzy Ziomek, Renesans, Warszawa: Wydawnictwo PWN, 2012.

Więcej:

Tudorowie

G.J. Meyer

Katarzyna Aragońska

Giles Tremlett

Artykuł Błaznem być pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

Katarzyna Parr. Uczona królowa

$
0
0
Katarzyna Parr, uczona królowa, szósta żona Henryka VIII. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Katarzyna Parr, uczona królowa, szósta żona
Henryka VIII. © Wikimedia Commons,
domena publiczna.

Katarzyna Parr przeszła do historii głównie dlatego, że jako jedyna z małżonek Henryka VIII przeżyła swego męża. Niewiele natomiast mówi się o tym, czego dokonała jako królowa. Była przecież pierwszą reprezentantką płci pięknej w Anglii, która wydała książkę podpisaną własnym nazwiskiem.

Życie z pewnością nie szczędziło trosk Katarzynie Parr. Zanim na jej drodze stanął król Anglii, była dwukrotnie zamężna i tyleż samo razy owdowiała. Prawdziwą miłością darzyła Thomasa Seymoura, musiała jednak odłożyć na bok swoje uczucia, ponieważ nie mogła odmówić Henrykowi VIII, gdy ten zapragnął, aby to właśnie ona została jego kolejną królową. Jako żona angielskiego monarchy wciąż żyła w cieniu wspomnienia jego ukochanej Jane Seymour – siostry Thomasa, którego Katarzyna darzyła miłością – oraz w niepewności, czy któregoś dnia nie podzieli losu dwóch innych żon Henryka, skazanych przezeń na śmierć. Mimo wszystko poświęciła się mężowi, była mu wierna i oddana, poprawiła jego relacje z dziećmi, a dla nich samych była kochającą macochą. Henryk ufał jej do tego stopnia, że uczynił ją nawet regentką. Czy darzyli się miłością? Tego nie wiemy, choć z pewnością Katarzyna troszczyła się o męża, jak na przykładną żonę przystało.

Uczona królowa

Jako żona króla Katarzyna miała możliwość nie tylko żyć w luksusie, ale także podjąć dalszą edukację. Nie wiadomo, jak rozległa była jej wiedza, zanim przybyła na dwór Henryka. Najprawdopodobniej uczyła się jeszcze jako dziecko, korzystając z lekcji pobieranych przez jej brata, lecz wychodząc po raz pierwszy za mąż, zapewne nie miała okazji na poświęcenie się studiom. Kiedy poślubiła Henryka, poznała całkiem nowy świat, a ten istotnie się zmienił – w Anglii panowała rewolucja religijna, a król sam nie mógł się zdecydować, czy jest protestantem, czy katolikiem, wciąż zmieniając zdanie i tworząc co chwila nowe prawa. Katarzyna nagle znalazła się w otoczeniu ludzi, którzy zaczęli angażować ją w dyskusje na temat dogmatów wiary, a najważniejszą kwestią tych rozmów było to, czy Pismo Święte powinno być dostępne w języku angielskim, czy jedynie po łacinie, której nie znał wszak zwykły lud. Szósta żona Henryka VIII zaczęła pasjonować się tymi kwestiami i zgłębiać wiedzę, coraz bardziej stając po stronie protestantów, głównie za sprawą wykształconych kobiet, którymi się otaczała na co dzień.

Herb Katarzyny Parr jako królowej małżonki. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Herb Katarzyny Parr jako królowej małżonki. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Strona tytułowa Prayers or meditacions, 1550 rok. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Strona tytułowa Prayers or meditacions, 1550 rok.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Pierwsza próba

Sama nauka nie była jednak dla Katarzyny wystarczająca. Chciała dzielić się swoją wiedzą i wiarą z innymi ludźmi, dlatego postanowiła pójść o krok dalej i wydała aż trzy książki. Do tej pory kobietom zdarzało się publikować, ale tylko anonimowo, i były to zazwyczaj przekłady pism stworzonych przez mężczyzn. Katarzyna, choć zapewne nie bez obawy, zdecydowała się na publikację pod własnym imieniem i nazwiskiem, w dodatku w języku nowoangielskim, który był znacznie bardziej zrozumiały dla wszystkich ludzi. Niestety, współczesne książki na temat epoki Tudorów nie poświęcają talentowi pisarskiemu Katarzyny zbyt wiele miejsca, a część z nich całkowicie pomija ten wątek. A szkoda.

Pierwszym dziełem Katarzyny Parr był wydany w 1544 roku zbiór psalmów i modlitw Psalms or Prayers. Nie była to jej autorska praca, jednak królowa poświęciła wiele czasu na dokładne przetłumaczenie łacińskich psalmów autorstwa Johna Fishera, chciała bowiem, aby wszystkie modlitwy zawarte w książce były zrozumiałe dla jej rodaków. Tu jednak Katarzyna nie zdecydowała się jeszcze na podpisanie pracy swoim imieniem, najprawdopodobniej w obawie, że nie zostanie to dobrze przyjęte.

Następnie zajęła się przygotowaniem kolejnego zbioru modlitw Prayers Stirring the Mind unto Heavenly Meditations (Modlitwy wprowadzające umysł w stan niebiańskiej medytacji), który ukazał się w 1545 roku. Zachęcona przez swą macochę, księżniczka Elżbieta przełożyła go następnie na łacinę, włoski oraz francuski. Wymowa modlitewnika była zdecydowanie ewangelicka, co z pewnością zwróciło uwagę wielu ludzi. Jednak został on wydany przy akceptacji króla Anglii, który był podobno dumny, że jego małżonka jest uczoną i autorką. Znając jednak trudny charakter Henryka, Katarzyna musiała być bardzo ostrożna, aby w jego obecności nie afiszować się ze swoją wiedzą i nie sprawiać wrażenia, że w niektórych tematach jest bardziej biegła niż jej mąż.

Kolejny portret, który najprawdopodobniej przedstawia Katarzynę Parr. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Kolejny portret, który najprawdopodobniej przedstawia Katarzynę Parr. © Wikimedia Commons,
domena publiczna.

Lamentacje

Sukces i uznanie czytelników modlitewnika, którymi okazały się być głównie kobiety, sprawiły, że królowa Katarzyna w dalszym ciągu poświęcała się zarówno nauce, jak i reformacji. Jej zamiłowanie do zmian w Kościele było tak duże, że w pewnym momencie omal nie została posądzona o herezję – za rządów starzejącego się i coraz bardziej schorowanego Henryka nie wiadomo było, co w oczach monarchy uchodzi za zbrodnię, a co nią nie jest. Być może właśnie dlatego jej kolejne dzieło zostało wydane dopiero po śmierci króla. Katarzyna z pewnością nie miała na myśli nic złego, ale nauczona doświadczeniem, nie chciała ryzykować utratą życia. Możliwe, że Henrykowi VIII spodobałyby się zawarte w owych Lamentacjach grzesznika (The Lamentations of a Sinner) porównania jego samego do Mojżesza, który miał wyprowadzić swój lud z niewoli i pokazać autorce znacznie pobożniejszą drogę niż tę, którą kroczyła, zanim go poznała. Jednak obawa, że król odebrałby tę książkę jako bunt małżonki, która zdecydowanie chyliła się protestantyzmowi, zwyciężyła, i Katarzyna nie zdecydowała się pokazać książki Henrykowi. Opublikowano ją dopiero w 1584 roku. Dziś możemy powiedzieć, że Lamentacje grzesznika to zdecydowanie najpopularniejsze dzieło Katarzyny Parr, która była jego autorką od początku do końca i wyrażała w nim swoje osobiste przemyślenia oraz odczucia – to dlatego książka ta mogła być uznana za niebezpieczną.

Wszystkie trzy książki opublikowane przez Katarzynę są dostępne również dzisiaj. W 2011 roku Janel Mueller wydała książkę pt. Katherome Parr: Complete Works & Correspondence, w której znajdują się dzieła szóstej żony Henryka VIII. Na wystawie w zamku Sudeley w hrabstwie Gloucestershire znajdują się także oryginały, które zachowały się do dziś jako świadectwo niezwykłego talentu, pasji, poświęcenia, wiary, a także odwagi tej wyjątkowej kobiety, która jako pierwsza Angielka napisała i opublikowała swoje dzieło pod własnym nazwiskiem.

Bibliografia

Licence, Sześć żon i wiele kochanek. Historie kobiet Henryka VIII, Kraków: Wydawnictwo Astra, 2015.
Weir, Henryk VIII. Król i jego dwór, Kraków: Wydawnictwo Astra, 2015.
Mueller, Katherome Parr: Complete Works & Correspondence, Chicago: University of Chicago Press, 2011.
Hackett, Henryk VIII, Warszawa: Państwowy Instytut Wydawniczy, 2015.

Więcej:

Tudorowie

G.J. Meyer

W łożu
z Tudorami

Amy Licence

Artykuł Katarzyna Parr.
Uczona królowa
pochodzi z serwisu tudorowie.pl.


Gorąca miłość czy chłodna polityka? Ryszard II Plantagenet i Anna Czeska

$
0
0
Portret Ryszarda II. © Wikimedia Commons, domena publiczna

Portret Ryszarda II. © Wikimedia Commons,
domena publiczna

Była niezbyt ładna, pochodziła z odległego, nieznanego kraju i nie wniosła posagu. Mimo to cieszyła się powszechną miłością i szacunkiem jako „dobra królowa”. A król, choć nie dała mu dzieci, kochał ją ponoć do szaleństwa. Kim była Anna Czeska, prawnuczka Kazimierza Wielkiego?

Drugi syn Edwarda „Czarnego Księcia” i Joanny z Kentu przyszedł na świat 6 stycznia 1367 w Bordeaux, a na stron wstąpił w wieku zaledwie 10 lat. Urodził się w święto Objawienia Pańskiego, co wzmocniło jego pewność siebie. Koronacja odbyła się wkrótce po śmierci jego dziadka, Edwarda III. W czwartek 16 lipca 1377 roku młody król przyjął koronę z rąk arcybiskupa Canterbury w podniosłej atmosferze. Teraz Ryszard II musiał się tylko ożenić.

Dobrze zapowiadający się kawaler i księżniczka z daleka

Do 1381 roku młody król był prawdopodobnie najbardziej pożądanym kawalerem Europy, choć urodą nie grzeszył. Blondyn o chłopięcej urodzie, miał trochę wyłupiaste oczy i pociągłą twarz Plantagenetów. Nie nosił brody i mówił w sposób nieśmiały, nieco bełkotliwy.

Jeszcze zanim osiągnął wiek męski, swatano go z córkami koronowanych głów wielu krajów: Francji, Nawarry, Szkocji czy Mediolanu. Ostatecznie narzeczoną Ryszarda została najstarsza córka cesarza Karola IV. Matką Anny była Elżbieta Pomorska, jej dziadem Bogusław V Pomorski, a pradziadem – sam Kazimierz Wielki. Ze strony ojca Anna była wnuczką Jana Luksemburskiego, który pod Crécy walczył kompletnie niewidomy. Miał wówczas wypowiedzieć słynne słowa: „Nie będzie to, żeby czeski król z pola uciekał”. Co ciekawe, Ryszard był synem zwycięzcy spod Crécy, a Anna wnuczką władcy, który poległ tam w walce z nim.

Sojusz ten umożliwił angielskim kupcom handel na terenach czeskich oraz z ziemiami całego Świętego Cesarstwa Rzymskiego. Co więcej, miał on znaczenie polityczne – podobnie jak władcy niemieccy i włoscy, Anglicy poparli papieża Urbana VI. Czesi tradycyjnie związani byli z Francją, lecz schizma poróżniła dawnych sojuszników. Francuzi wsparli Klemensa VII z Awinionu, a Czesi – papieża rzymskiego. Aby małżeństwo doszło do skutku, Urban posłał do Pragi arcybiskupa Rawenny, Pietra Pileusa de Pratę, jednego ze swych najbardziej zaufanych ludzi, cechującego się niezwykłym wyczuciem ówczesnych stosunków międzynarodowych. Wkrótce dołączyli do niego posłowie angielscy: Michael de la Pole i John Burley, a rok później Rada Królewska zgodziła się na małżeństwo. Traktat zawarto w Londynie 2 maja 1381 roku i ratyfikowano w Pradze 1 września.

Fragment nagrobka Elżbiety Pomorskiej, matki Anny. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Fragment nagrobka Elżbiety Pomorskiej, matki Anny.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Trudna droga do korony

Anna Czeska wjechała wraz z królem do Londynu w atmosferze podobnej fety, jaka towarzyszyła koronacji Ryszarda cztery lata wcześniej. Ślub odbył się 20 stycznia w opactwie westminsterskim, a koronacja królowej dwa dni później. Podróż Anny do Anglii była jednak niezwykle długa i obfitowała w trudności. Przez Brabancję Anna dotarła do Brukseli, gdzie wspaniale podjęło ją stryjostwo, książę i księżna Brabancji i Luksemburga, Joanna i Wacław. Kronikarz John Froissart, którego Wacław był długoletnim mecenasem, opisuje, że ten musiał na dworze francuskim i w Normandii wystarać się o przejazd do angielskiego wówczas Calais, jak również o bezpieczną żeglugę przez kanał La Manche. Tam czekało dwanaście statków z rozkazem porwania Anny, wydanym przez króla Francji, który wcześniej też zabiegał o jej rękę.

Anna wyruszyła w dalszą drogę. Zabawiła trzy dni we Flandrii, a następnie wraz z earlem Salisbury i jego ludźmi wyruszyła do Calais. Panna młoda dotarła do Dover dopiero 18 grudnia, a wkrótce po przybiciu do brzegu statki roztrzaskały się o ogromną falę denną. Autor kroniki Historia Anglicana Thomas Walsingham dostrzegł w tym zdarzeniu zły omen, mający zwiastować przykrości związane z pobytem Czechów w Anglii. Po trzech dniach od przybicia do wybrzeży Anglii Anna wyruszyła do Canterbury. Wkroczyła do Londynu w niezwykłym splendorze. Pod kopyta końskie rzucano złote floreny, sypano złote konfetti. Kilka dni po ślubie para królewska powróciła do Londynu na koronację Anny, po której odbył się wielki turniej.

Karta z Liber Regalis ukazująca Ryszarda II i Annę Czeską. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Karta z Liber Regalis ukazująca Ryszarda II i Annę Czeską. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Małżeństwo korzystne czy raczej kosztowne?

Kronikarze angielscy początkowo wypowiadali się krytycznie o ubogiej księżniczce z odległego kraju, nazywając ją „marnym strzępem człowieka”. Wypominali królowi, że kupił sobie żonę, płacąc „zbyt wysoką cenę za tak małą porcję mięsa”, bo zamiast otrzymać posag, musiał zapłacić jej bratu 20 tysięcy florenów. Ponadto czescy krewni Anny otrzymali hojne nadania i dochody, duchownym nadano cenne beneficja, a damy dworu dobrze wydano za mąż. Małżeństw dam dworu Anny ze szlachcicami angielskimi było co najmniej kilka, na co narzekał anonimowy autor Kroniki Westminsterskiej. Także rycerze z jej świty żenili się z Angielkami.

Brak wymiernych korzyści sprawił jednak, że małżeństwo Ryszarda nie spełniało oczekiwań wysokich osobistości w królestwie i członków parlamentu. Walsingham opisał Czechów jako nieproszonych gości i pasożytów, którym nie chce się wracać do ojczyzny. Nowa królowa początkowo nie spełniła także oczekiwań poddanych – w akcie niezadowolenia mieszkańcy miasta zdarli w dniu koronacji Anny z miejskiej fontanny dekorację noszącą herb królewski i herb cesarski. Liczne otoczenie królowej oraz wystawny i rozrzutny styl życia dworu spotkały się z krytyką i niezadowoleniem. Nie pomógł też skandal, gdy dama dworu królowej związała się z żonatym faworytem króla, Robertem de Vere. Jednak uczucia króla do Anny nie uległy zmianie.

Dobra królowa rozstrzyga spory

Ryszard z dumą nazywał żonę „córką Cezarów” i darzył ogromnym przywiązaniem. W przeciwieństwie do Izabeli Francuskiej, która toczyła nieustanne wojny z faworytami i przyjaciółmi swojego męża, Anna wzięła za punkt honoru kochać każdego, kogo król obdarzył uczuciem, i okazywać mężowi posłuszeństwo. W trakcie koronacji uklękła przed nim z pokorą i poprosiła go: „Panuj nad swym ludem z łaską, zważając na jego szczodrość. […] Zapomnij, mój słodki królu, wszelkie jego przewiny, o co błagam ciebie, klęcząc pokornie u twych stóp”. Kronikarze szeroko rozpisywali się o tym wydarzeniu, zaznaczając, że „ziemia spłynęła krwią nieszczęsnej biedoty, aż wstawiennictwo dobrej Anny Czeskiej położyło kres egzekucjom”. To właśnie dzięki takim uczynkom Anna zyskała sobie przydomek „dobrej królowej”, a z czasem szacunek i miłość poddanych wzrosły jeszcze bardziej. Ponoć każdego dnia dzięki jej wstawiennictwu aż sześć tysięcy ubogich otrzymywało posiłek. Przez wszystkie lata jako królowa Anna nie szczędziła poddanym wielkodusznych gestów, a łagodnym usposobieniem wpływała na politykę męża.

Hennin – kobiece nakrycie głowy (tu ukazane na portrecie Izabeli Portugalskiej), które wzbudziło tak wielkie zdziwienie angielskich poddanych, gdy zaprezentowała się w nim królowa Anna. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Hennin – kobiece nakrycie głowy (tu ukazane na portrecie Izabeli Portugalskiej), które wzbudziło tak wielkie zdziwienie angielskich poddanych, gdy zaprezentowała się w nim królowa Anna.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Cudzoziemska moda podbija Anglię

Annę nazywano nie tylko dobrą, ale również „cudowną”. Trudno dziś stwierdzić, czy pochwały były zasłużone, gdyż jej wizerunki wskazują na pospolite rysy twarzy. Wysokie czoło, niezbyt kształtne usta i zbyt pełne policzki nie są dowodami na niezwykłe piękno Anny. Godności dodawało jej za to przywiezione z domu nakrycie głowy, w jakim zaprezentowała się zdumionym poddanym. Mierzący ponad pół metra wysokości i często o takiej samej długości hennin wykonywano z metalu i tektury, a pokrycie z połyskliwej tkaniny, często muślinowej.

Moda na henniny szybko się przyjęła, podobnie jak wprowadzone przez Annę spinki do odzieży, choć niektórzy kronikarze podkreślali, że były one znane od czasów Imperium Rzymskiego. Z nieco mniejszym entuzjazmem przyjęto za to od królowej kolejną nowinkę, mianowicie proste damskie siodło, inne od spopularyzowanych przez Katarzynę Medycejską. Składało się ono z siedziska oraz rodzaju stopnia, na którym umieszczano obie stopy.

Modowe nowinki przywieźli do Anglii także czescy mężczyźni. Spopularyzowali oni buty z długimi szpicami zwane crackows lub crakows (od Krakowa) czy też poulainse (od Polski). William Camden pisał, że były wąskie i wygięte na kilkanaście centymetrów, „przypominając szpony diabelskie, a mocowano je u kolan łańcuszkami złotymi i srebrnymi”.

Tragedia niepłodnej królowej

Po śmierci Anny, która zmarła w wieku zaledwie 27 lat, podkreślano jej bezdzietność. Francuski kronikarz Froissart zakończył swoją relację słowami: „Królowa nie pozostawiła potomstwa, ponieważ nigdy nie urodziła dziecka”. W kronice opactwa Kirkstall zapisano, że Anna „po trzynastu latach małżeństwa nie uświęconego potomstwem oddała duszę Panu”. We francuskiej Chronique du Religieux de Saint-Denys napisano, że Ryszard ożenił się z Anną, „która jednakże nie dała mu dzieci”. Z kolei Adam z Usk nazwał ją „najłaskawszą królową Anglii, aczkolwiek zmarłą bezpotomnie”.

Przez wiele lat historycy dyskutowali nad tym, dlaczego właściwie para królewska nie miała dzieci. W końcu pobrali się młodo, oboje byli w odpowiednim wieku i przeżyli ze sobą ponad dekadę. Małżeństwo było szczęśliwe, a Walsingham podkreślał, że król „rzadko lub nigdy nie zezwalał Annie na nieobecność u swego boku”. Pojawiły się jednak tezy, jakoby znani z pobożności małżonkowie żyli w czystości, a Ryszard naśladował w ten sposób Edwarda Wyznawcę. Przeczy temu zachowany list królowej do brata. Przedostatnie zdanie mówi najwięcej – to w nim królowa wyraża żal, że nie urodziła jeszcze dziecka, a zarazem nadzieję, że wkrótce to nastąpi. Pisze: „Tak oto przedstawiamy naszą sytuację Waszej Książęcej Mości jako niezbywającą niczego, poza smutkiem wynikłym z braku radości puerperio, lecz z nadzieją, że w nieodległej przyszłości przy dobrym zdrowiu będzie nam owa łaska dana”. Zdanie to wyraźnie dowodzi, że Anna i Ryszard starali się o potomstwo, gdyż łaciński termin oznaczał poród lub połóg. Taki dobór słów może również wskazywać na to, że Anna poroniła.

Istnieje więcej dowodów na starania królowej o dziecko. Zgodnie z tradycją pomocy w takiej sytuacji szukano zarówno w wierze, jak i w medycynie. Udawano się na pielgrzymki do miejsc kultu św. Anny, patronki żon i matek. Królowa kupowała także mnóstwo ziół, mieszanek i przypraw, m.in. spikanard na guzy w narządach rodnych i gorczycę, której dym miał leczyć problemy kobiece. Aż 2 szylingi 6 pensów zapłaciła Anna za uncję pewnej mieszkanki, która miała leczyć zaburzenia ginekologiczne i wspomagać poczęcie. Pragnęła dziecka, którego niestety – wskutek niepłodności własnej lub męża – nie mogła urodzić.

Pogrzeb Anny Czeskiej. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Pogrzeb Anny Czeskiej. © Wikimedia Commons,
domena publiczna.

Kochana do szaleństwa

„Dobra królowa” zmarła prawdopodobnie na zarazę 7 czerwca 1394 roku w swoim ulubionym pałacu w Sheen. Ryszard przygotowywał się właśnie do wyprawy na Irlandię, gdy doszły go wieści o chorobie żony. Natychmiast się do niej udał i zapewniał pociechę w ostatnich chwilach. Froissart pisał, że Anna „zachorowała ku ogromnemu zmartwieniu króla Ryszarda i całego dworu. Jej stan pogarszał się tak prędko, że oddała ducha w wigilię Zielonych Światek, roku Pańskiego 1394. […] Król Ryszard był niepocieszony jej stratą, jako że wielce się oboje miłowali, zaślubieni tak młodo”. Biograf Ryszarda Nigel Saul dodał, że przez rok po śmierci Anny król odmawiał wejścia do pomieszczeń, w których przebywała ona za życia, za wyjątkiem kościoła.

Na przygotowywany przez dwa miesiące kosztowny pogrzeb królowej Ryszard wezwał wszystkich baronów możnych angielskich. Pogrzeb zakłóciło pewne wydarzenie, które dowodzi uczucia króla do żony. Gdy Thomas Arundel nie wziął udziału w procesji pogrzebowej, a potem nie dość że spóźnił się na ceremonię, to jeszcze poprosił króla o możliwość wcześniejszego wyjścia, głęboko go obraził. Ponoć na tyle, że Ryszard dobył miecza. „Sam król – donosił jeden z ówczesnych kronikarzy – pokalał święte miejsce krwią Arundela”. Rozkazał także wtrącić go na cały tydzień do Tower.

Annę wspominali wpływowi ludzie z epoki. Poeta Geoffrey Chaucer, cieszący się względami pary królewskiej, poświęcił jej takie utwory, jak Sejm ptasi czy Legenda o dobrej pani. Reformator Jan Wiklef wspominał z satysfakcją, że przywiozła ze sobą Biblię w trzech językach, a wielu badaczy uznaje jej zasługi dla reformacji. Walsingham pisał z kolei, że rok śmierci Anny obfitował we wspaniałe pogrzeby szlachetnych dam, lecz żal po stracie ich wszystkich „żadną miarą nie równał się żałobie króla po śmierci Anny, którą kochał aż do szaleństwa”. Podobnie kochał królową lud, który długo zachowywał jej pamięć. Nawet dziś w Anglii śpiewa się kolędę o czeskim księciu Wacławie. Niestety nie zachował się w całości wzniesiony przez Ryszarda wspaniały grobowiec, na którym umieszczono wizerunki pary królewskiej trzymającej się za ręce. Anna Czeska spoczęła w nim jako pierwsza królowa Anglii pogrzebana u boku króla w podwójnym grobie. Prawdopodobnie ułożona przez samego króla inskrypcja łacińska głosi:

Tu spoczywa Anna, tu jest pogrzebana
Drugiemu Ryszardowi życiem poślubiona.
Chrystusowi oddała wszystkie swe przymioty
karmiąc lud ubogi, nie szczędząc im złota,
Zwady łagodziła i waśniom kres kładła
Aż siódmego dnia 1394 roku przepadła.
Ustały jej zasługi, gdy chorobą złożona
duszę swą oddała, żywotem strudzona.

 

Bibliografia

Abbott, J., Makers of History. Richard II, Harper & Brothers, New York and London 1901
Geaman, K.L., A Personal Letter Written by Anne of Bohemia, English Historical Review Vol. CXXVIII No. 534, pp. 1086-1094
Geaman, K.L., Anne of Bohemia and Her Struggle to Conceive, Social History of Medicine, 2016 29: 224–244
Hamilton, J.S., The Plantagenets. History of a Dynasty, Continuum, New York 2010
Jones, D., Plantageneci. Waleczni królowie, twórcy Anglii, Astra, Kraków 2014
Małysz, B. Piastówna cieszyńska nad Tamizą. Kalendarz Śląski 46, 2010, ss. 116-122
Prestwich, M., Plantagenet England 1225–1360, Clarendon Press, Oxford 2005
Saul, N., The Three Richards. Richard I, Richard II and Richard III, Hambledon Continuum, London-New York 2006
Strickland, A., Lives of the Queens of England from the Norman Conquest, vol II, Philadelphia, Lea and Blanchard 1848
Tuck A., Richard II and the English Nobility, Edward Arnold, London 1973

Więcej:

Plantageneci

Dan Jones

Artykuł Gorąca miłość czy chłodna polityka?
Ryszard II Plantagenet i Anna Czeska
pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

Henryk VII i Elżbieta York – pierwsze małżeństwo dynastii Tudorów

$
0
0
Henryk VII przez całe rządy był władcą niezwykle podejrzliwym, ale z małżonką, królową Elżbieta, łączyło go szczere uczucie. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Henryk VII przez całe rządy był władcą niezwykle podejrzliwym, ale z małżonką, królową Elżbieta, łączyło go szczere uczucie. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

W przypadku monarszych ożenków liczyła się przede wszystkim racja stanu, a nie miłość. Nie dziwi więc, że niewielu parom dane było doświadczyć uczucia lub przynajmniej wzajemnego szacunku w małżeństwie zawartym z rozsądku. A taki według historyków był związek Henryka VII Tudora z Elżbietą York.

Małżeństwo polityczne

8 stycznia 1486 roku zostało zawarte małżeństwo, które połączyło dwa zwaśnione rody, przez trzydzieści lat wyniszczające się w wojnie Dwóch Róż, i zapoczątkowało rozkwit kraju.

I chociaż pewną nadinterpretacją jest stwierdzenie, że dzięki niemu nastąpiło połączenie dwóch linii – Yorków i Lancasterów – miało ono wzmocnić pretensje Henryka do tronu, który ogłosił się królem na polu bitwy pod Bosworth 22 sierpnia 1485 roku, nad trupem pokonanego Ryszarda III.

A ponieważ prawa Henryka do sukcesji były powszechnie kwestionowane, bo wywodził się on „tylko” ze spokrewnionego z Lancasterami rodu Beaufortów, linii z nieprawego łoża, postanowił je wzmocnić poprzez małżeństwo z daleką kuzynką, córką uwielbianego przez naród Edwarda IV z rodu Yorków.

Henryk zobowiązał się poślubić Elżbietę już w roku 1483, w dniu Bożego Narodzenia, w katedrze Rennes w Bretanii, gdzie akurat przebywał na wygnaniu. Władzę w kraju po śmierci brata przejął w tym czasie Ryszard III, którego oskarżano o zabicie nieletnich bratanków i o którym plotkowano, że chce się ożenić z ich najstarszą siostrą. Niektórzy uważają nawet, że Elżbieta była mu przychylna. Niemniej, do ślubu dwa razy starszego stryja z bratanicą nie doszło, a królewna została wkrótce wydana za zwycięskiego Henryka, który – co ciekawe – kilka miesięcy zwlekał z małżeństwem.

Uroczystości zaślubin w opactwie westminsterskim towarzyszyła wielka radość, ale wbrew pozorom, nie nastał po niej okres upragnionego pokoju.

Nagrobek pary królewskiej w opactwie westminsterskim. © Wikimedia Commons, Lisby.

Nagrobek pary królewskiej w opactwie westminsterskim. © Wikimedia Commons, Lisby.

Henryk VII, który bardzo dbał o swój wizerunek, czemu między innymi miało służyć połączenie białej róży Yorków z czerwoną różą Lancasterów w jeden symbol, nie cieszył się popularnością. Zamknięty w sobie, skąpy i podejrzliwy, nieustannie obawiał się spisku i utraty tronu. Szczególnie niepokoiła go sprawa zniknięcia synów Edwarda IV, których ciał nigdy nie odnaleziono, co sprzyjało pojawianiu się coraz to nowych pretendentów, podających się za zaginionych następców tronu.

Karta z Vaux Passional, ukazująca rodzinę królewską i dworzan pogrążonych w smutku po śmierci królowej Elżbiety. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Karta z Vaux Passional, ukazująca rodzinę królewską i dworzan pogrążonych w smutku po śmierci królowej Elżbiety.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Życie rodzinne

Jak czuła się Elżbieta w roli żony Henryka, wroga własnego rodu, który obok stryja Ryszarda także był podejrzewany o zabicie zaginionych książąt, jej braci? Czy wierzyła plotkom?

Trudno powiedzieć. Z pewnością miała niewiele do powiedzenia na temat małżeństwa, o które zabiegała jej żądna władzy matka Elżbieta Woodville i pragmatyczna teściowa, Małgorzata Beaufort, która skutecznie wspierała Henryka w walce o koronę i później na jego dworze grała pierwsze skrzypce. Przez lata uważano, że młoda Elżbieta nie miała odwagi przeciwstawić się mężowi i jego matce, żyła na uboczu, w ulubionej rezydencji w Greenwich, nie mieszała się do polityki i była całkowicie bierna. Z tym poglądem nie zgadza się Thomas Penn. Według niego, w razie potrzeby potrafiła postawić na swoim, była lojalna wobec rodziny i wzorowo prowadziła otwarty na nowości dwór. „Piękna, opanowana i bystra, zdawała się uosobieniem spokoju, i póki żyła, starała się łagodzić wszelkie kryzysy oraz narastającą podejrzliwość i apodyktyczność męża”[1]. Z teściową dobrze się dogadywała, chociażby w kwestiach religijnych czy wychowania i edukacji dzieci, z którymi oboje z Henrykiem wiązali ogromne nadzieje.

Elżbieta urodziła ich sześcioro (niektóre źródła podają większą liczbę), z czego czworo dożyło wieku dorosłego. W pierwszą ciążę zaszła wkrótce po ceremonii zaślubin i już 20 września 1486 roku powiła następcę tronu, Artura, któremu nadano imię legendarnego władcy Camelotu. Kolejny syn, książę Henryk, który w przyszłości sławą przyćmi ojca, przyszedł na świat pięć lat później, 28 czerwca, jako trzeci z kolei zdrowy potomek, urodzony po księżniczce Małgorzacie. Potem królowa urodziła Marię i zmarłą w wieku trzech lat Elżbietę. Małżonkowie bardzo przeżyli utratę córki, lecz była ona nieporównywalna z żalem po śmierci szesnastoletniego Artura, dziedzica i ulubieńca ojca.

Straty tej Henryk nigdy nie przebolał, lecz jako człowiek pragmatyczny, mający na celu dobro młodej dynastii, musiał zwrócić uwagę na młodszego syna, który dotąd pozostawał w cieniu. Na tym jednak nie koniec, los szykował mu bowiem kolejny cios, po którym już na zawsze miał się pogrążyć w żałobie. Niespełna półtora roku po śmierci Artura, 11 lutego 1503 roku, dokładnie w dniu swoich trzydziestych siódmych urodzin, po trudnym, przedwczesnym porodzie zmarła królowa Elżbieta. Nie pomogły ani modlitwy, ani medycy, u których pomocy szukał zrozpaczony Henryk, oczekujący rozwiązania przed komnatami małżonki.

Śmierć ukochanej przez poddanych „dobrej królowej” pogrążyła Henryka w rozpaczy, w jakiej nigdy go przedtem nie widziano. I chociaż małżeństwo z Elżbietą zostało zawarte ze względów politycznych, ich osiemnastoletni związek opierał się na serdecznym afekcie i szacunku, stając się ideałem dla ich syna, przyszłego Henryka VIII, do którego ów na próżno będzie dążył.

Literatura:

Penn, Henryk VII. Świt Anglii Tudorów, Wydawnictwo Astra, Kraków 2014.

[1] T. Penn, Henryk VII. Świt Anglii Tudorów, Kraków: Wydawnictwo Astra, 2014.

Więcej:

Henryk VII

Thomas Penn

Tudorowie

G.J. Meyer

Artykuł Henryk VII i Elżbieta York
– pierwsze małżeństwo dynastii Tudorów
pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

„Mrówka zabiła lwa”, czyli tragiczna śmierć króla Ryszarda I

$
0
0
Jeden z portretów Ryszarda Lwie Serce. © Wikimedia Commons, domena publiczna

Jeden z portretów Ryszarda Lwie Serce. © Wikimedia Commons, domena publiczna

Postać króla Ryszarda Lwie Serce kojarzy każdy miłośnik Robin Hooda czy wypraw krzyżowych. Oto wielki wojownik, którego pamiętamy ze względu na odwagę i szlachetność. Do powstania takiego mitu przyczyniły się romantyczne wyobrażenia na temat średniowiecza i walk chrześcijan z „niewiernymi” o Ziemię Świętą.

Nie każdy jednak wie, że w rzeczywistości – choć oczywiście przekonanie o odwadze Ryszarda jest słuszne – w jego życiu były także ciemniejsze karty, a sama śmierć z pewnością do bohaterskich nie należała.

Król, co nie bywał w swym królestwie

Książę Akwitanii, trzeci syn Henryka II Plantageneta i Eleonory Akwitańskiej, buntownik, który wraz z braćmi wystąpił przeciwko ojcu, długo czekał, nim wreszcie w 1189 roku zasiadł na tronie Imperium Andegaweńskiego, obejmującego tereny Anglii, Normandii, Akwitanii, Andegawenii, Bretanii, Maine i Turenii.

Choć był władcą Anglii, w swym królestwie spędził niewiele czasu – w sumie zaledwie pół roku na dziesięć lat panowania – a pod jego nieobecność decyzje podejmowała matka, Eleonora Akwitańska. Podobno nie przepadał za Anglią, z uwagi na klimat i język (angielskiego nigdy nie się nauczył), jednak była mu potrzebna jako zaplecze finansowe prowadzonych wypraw za granicą i źródło prestiżu: ostatecznie tytuł króla Anglii brzmi lepiej niż księcia Akwitanii. Niemniej podobno zdarzyło mu się oznajmić, że „chętnie sprzedałby Londyn, gdyby tylko znalazł się kupiec”.

Wizerunek Ryszarda na jednej z monet. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Wizerunek Ryszarda na jednej z monet. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Wzloty i upadki

Ryszard prowadził wieloletnie walki poza granicami królestwa przede wszystkim podczas wyprawy krzyżowej – jego największym triumfem było zdobycie Akki w 1191 roku. Tymczasem w drodze powrotnej do Europy został aresztowany przez swych wrogów – księcia Leopolda i cesarza Henryka. Cały lud Anglii zbierał kosztowności na wykupienie Ryszarda z niewoli, co trwało ponad rok. Wreszcie w 1194 roku Ryszard – na krótko – pojawił się w Anglii, by znów wyruszyć na kolejne wyprawy na terenie Francji i dalej. Pięć kolejnych lat spędził praktycznie w siodle, prowadząc potyczki, rokowania, dławiąc rebelie wasali. W 1198 roku podczas bitwy pod Gisors, ruszając do ataku, Ryszard wykrzyknął słynne słowa: „Dieu et mon Droit” (Bóg i moje prawo), które po dziś dzień pozostaje dewizą brytyjskiej rodziny królewskiej.

Ostatnia potyczka

Na wiosnę 1199 roku wyruszył do Akwitanii, gdzie niesforni hrabiowie znów buntowali się przeciwko jego władzy. Pod koniec marca prowadził oblężenie zamku Châlus-Chabrol, nieopodal Limoges. Podobno w zamku miał znajdować się „skarb”, lecz trudno uwierzyć, by tak doświadczony rycerz jak Ryszard dał skusić się podobnym pogłoskom. Sytuacja wyglądała pomyślnie – zamku strzegł niewielki oddział kiepsko uzbrojonych żołnierzy, a armia Ryszarda pod każdym względem przewyższała broniących zamku. Wystarczyło tylko spokojnie czekać, aż wyczerpią się im zapasy żywności i chęci do walki. Pewnego wieczoru król wybrał się na inspekcję umocnień oddziałów. Pycha i pewność siebie sprawiły, że król nie wdział pełnej zbroi, lecz tylko hełm i tarczę. Lekceważenie przeciwnika miało się jednak srogo zemścić. Jadąc wzdłuż murów, dostrzegł jednego z obrońców miasta. Wydał mu się żałosny, gdyż dzierżył patelnię, która miała służyć mu za tarczę. Po krótkiej wymianie złośliwości król, dalej naigrawając się z – pożal się Boże – rycerza, zamierzał wyruszyć w dalszą drogę. Kusznik jednak, sprowokowany pogardliwymi uwagami Ryszarda, wziął broń i zaczął przymierzać się do strzału. To jeszcze nie zaniepokoiło króla, myślącego, że znajduje się w bezpiecznej odległości. Niestety, monarcha źle ocenił kąt i kierunek lotu strzały, ta zaś trafiła go w lewe ramię. Po powrocie do obozu król nie dał po sobie poznać, że coś mu dolega, i próbował samodzielnie usunąć strzałę, lecz tylko ją złamał i grot na dobre utkwił w ramieniu. Nie było rady i zawezwano chirurga. Ten, owszem, chirurg grot usunął, ale pogłębił ranę jeszcze bardziej. Wszystko może skończyłoby się dobrze, gdyby nie zakażenie. Cierpiący król wreszcie zrozumiał powagę sytuacji – czekała go długa i bolesna agonia.

Ryszard Lwie Serce jako namaszczany monarcha. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Ryszard Lwie Serce jako namaszczany monarcha.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Śmierć Ryszard i jej skutki

Monarcha posłał do opactwa Fontevraud po matkę, a ta niezwłocznie przybyła, by czuwać przy ukochanym synu. Kazał także wezwać przed swoje oblicze łucznika, który go postrzelił. Nieszczęsny chłopak myślał, że to jego ostatnie chwile, lecz król mu oficjalnie wybaczył i jeszcze sowicie obdarował. Tymczasem zamek poddał się bez dalszej walki, chociaż teraz nie miało to już żadnego znaczenia. 6 kwietnia wieczorem król Ryszard Lwie Serce skonał. Dla jego matki, 75-letniej Eleonory, był to straszliwy cios. Nie planowała, że będzie musiała wyprawić pogrzeb swemu ulubieńcowi. Liczyła, że starość spędzi w zaciszu opactwa, lecz nie było jej to dane.

Po śmierci Ryszarda pozostawała kwestia sukcesji – zmarły król miał tylko jednego nieślubnego syna, a w ciągu ośmiu lat małżeństwa z Berengarią małżonkowie spędzili razem ledwie kilka miesięcy. Tron zatem objął brat Ryszarda i najmłodszy syn Eleonory i Henryka II – Jan bez Ziemi, uznawany czasem przez historyków za najgorszego monarchę w dziejach Anglii. Z drugiej strony, prawa do tronu miał również niepełnoletni bratanek Jana, Artur, lecz z racji wieku nie mógł liczyć na poparcie możnowładców.

Ironiczna wymowa zgonu monarchy

Niektórzy średniowieczni kronikarze rozpatrywali śmierć Ryszarda w kategoriach „kary bożej” za udział w buntach przeciwko ojcu lub domniemany homoseksualizm, nic jednak nie potwierdza pogłosek o jego skłonnościach seksualnych. Faktycznie jednak ironia tego zgonu jest uderzająca i dlatego słuszna wydaje się opinia jednego z kronikarzy, że „mrówka zabiła lwa”. Jeszcze długo sądzono, że taka śmierć była niegodna wielkiego władcy i rycerza. Nie dość że zabito go ciosem z kuszy (broni uważanej za hańbiącą rycerza), to jeszcze jego zabójcą był nie równy królowi rycerz, lecz młody, nieopierzony obrońca zamku, który przypadkiem trafił drażniącego się z nim Ryszarda i ponoć nie wiedział nawet, że to władca Anglii. Z drugiej strony, nie można powiedzieć, żeby ta przewina uszła mu na sucho – choć król mu przebaczył, to jego rodzina nie, i po śmierci Ryszarda kazano nieszczęśnika obedrzeć ze skóry (w innej łagodniejszej wersji – powiesić).

Po śmierci ciało Ryszarda zostało pochowane w trzech różnych miejscach: jego wnętrzności i mózg pochowano w katedrze w Charroux w Akwitanii, serce przewieziono do katedry w Rouen, a ciało zostało pochowane u stóp grobu ojca w opactwie Fontevraud.

Grobowiec Ryszarda Lwie Serce. © Shutterstock.com

Grobowiec Ryszarda Lwie Serce. © Shutterstock.com

Mit wielkiego wojownika

Nawet jeśli Ryszard nie był wielkim władcą Anglii, gdyż większość panowania spędził za granicą, to jego wielkie triumfy na Bliskim Wschodzie przyczyniły się do powstania wspaniałego mitu i legendy o niezłomnym rycerzu, królu-wojowniku. Ponoć matki dzieci arabskich jeszcze długo straszyły niesfornie pociechy, że jeśli nie będą grzeczne, to „przyjdzie po nie Ryszard i zabierze w nieznane”.

Nie wiemy, jak potoczyłaby się dalsza historia imperium, gdyby nie bezsensowna śmierć Ryszarda. Jan bez Ziemi zapewne nie zasiadłby na tronie, nie rozpocząłby się proces utraty ziem położonych na kontynencie europejskim, przypieczętowany utratą Normandii w 1204 roku. Nie zginąłby, zamordowany przez wuja, młody książę Artur. Z drugiej strony, nie powstałaby także Wielka Karta Swobód.

Co ciekawe, to Ryszardowi Anglia zawdzięcza swe godło, gdyż w jego tarczy po raz pierwszy wykorzystano charakterystyczne lwy. Dziś spotykamy je nie tylko na słynnym godle kraju, lecz także na niektórych monetach i jako element godła zespołów sportowych (na przykład reprezentacji Anglii w piłce nożnej).

Postać Ryszarda Lwie Serce przetrwała w średniowiecznych legendach, w późniejszych opowieściach o Robin Hoodzie, wreszcie w licznych powieściach (najsłynniejsza z nich to Ivanhoe sir Waltera Scotta) czy w filmach (grał go chociażby Sean Connery czy Patrick Stewart).

Wybitny autor książek o historii wypraw krzyżowych, Steven Runciman, pisał, że Ryszard „był złym synem, złym mężem i złym królem, ale dzielnym i znakomitym rycerzem” (tom III, s. 81). W pamięci potomnych zachował się przede wszystkim jego pozytywny wizerunek, czego dowodzą legendy i dzieła sztuki, gdyż o jego niezbyt chwalebnym, wręcz ironicznym końcu, wiedzą nieliczni. Może i lepiej.

Źródła:

Evans, Śmierć królów. Tragiczne zgony władców średniowiecznej Anglii, Wydawnictwo Astra, Kraków 2016.
Castor, Wilczyce. Angielskie królowe, Wydawnictwo Astra, Kraków 2015.
Runciman, Dzieje wypraw krzyżowych, t. III, PIW, Warszawa 1987.

Więcej:

Plantageneci

Dan Jones

Tragedia templariuszy

Michael Haag

Ryszard Lwie Serce

John Gillingham

Artykuł „Mrówka zabiła lwa”,
czyli tragiczna śmierć
króla Ryszarda I
pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

Halloween w epoce Tudorów. Gdy dusze wędrują po świecie

$
0
0
Mieszkańcy proszący o datki i ciastka, w zamian za które ofiarowywali swoje modlitwy w intencji zmarłych. © Wikimedia Commons.

Mieszkańcy proszący o datki i ciastka, w zamian za które ofiarowywali swoje modlitwy w intencji zmarłych. © Wikimedia Commons.

Halloween – All Hallows Eve, wigilia Wszystkich Świętych – to tradycja, która wzbudza ogromne kontrowersje. Ostro krytykowana przez środowiska chrześcijańskie, niezwykle popularna w krajach anglosaskich. Cofnijmy się jednak do czasów, gdy tradycje chrześcijańskie i pogańskie dopiero się przenikały, a zamiast „trick or treat” za ciastko ofiarowywano modlitwę za zmarłych.

Między światem żywych a umarłych

Halloween pochodzi z tradycji celtyckiej i początkami sięga czasów przedchrześcijańskich. Prawdopodobnie wywodzi się ze święta Samhain, obchodzonego od zachodu słońca 31 października do zachodu słońca 1 listopada. Już ponad dwa tysiące lat temu w ten uroczysty sposób żegnano lato i witano zimę. Wierzono, że tego dnia granica między światem żywych a umarłych zaciera się i dusze zmarłych mogą wędrować po ziemi. Była to bardzo niebezpieczna pora ze względu na możliwe spotkanie ze złymi duchami, zatem by odstraszyć złe moce, druidzi zakładali czarne stroje. Być może właśnie stąd wywodzi się zwyczaj przebierania się i noszenia masek. Tego wieczoru w domach często gaszono kaganki, ogniska i pochodnie, by wyglądały one na zimne i niegościnne i by nie zechciał w nich zamieszkać żaden z duchów. Z kolei przed domami palono ognie, aby rozproszyć ciemności.

W IX wieku zwyczaje te zaczęły z wolna zanikać, gdyż Kościoły chrześcijańskie sprzeciwiały się tym praktykom. W to miejsce zaczęto świętować uroczystość Wszystkich Świętych, przeniesioną przez papieża Grzegorza III w 731 roku z 13 maja właśnie na dzień 1 listopada. W 998 roku św. Odylon, francuski benedyktyn i przełożony opactwa w Cluny, wprowadził Dzień Zaduszny. W XIV wieku wspomnienie Wszystkich Wiernych Zmarłych zostało upowszechnione w całym Kościele. Tradycje przeniknęły się. Wierzono, że w nocy z 31 października na 1 listopada dusze zmarłych przechodzą do Czyśćca, gdzie oczekują na Sąd Ostateczny.

Tzw. Jaskinia kotów – jedno z licznych miejsc, które – jak wierzono – prowadziło do innego świata i przez które dusze zmarłych przybywały na Samhain.

Tzw. Jaskinia kotów – jedno z licznych miejsc, które – jak wierzono – prowadziło do innego świata i przez które dusze zmarłych przybywały na Samhain.
© Wikimedia Commons.

Modlitwa za ciastko

W czasach Tudorów uroczystość ta była już w pełni świętem religijnym, miała jednak swoje tradycje. Informacji o święcie nie przetrwało zbyt wiele, choćby z tego względu, że popularne stało się ono dopiero u schyłku XVI stulecia, w ostatnich latach panowania Elżbiety I. Wiadomo jednak, że w wigilię Wszystkich Świętych dzieci i biedacy chodzili od drzwi do drzwi, prosząc o datki i ciastka, zwane „ciastkami duszy”. Każde ciastko miało reprezentować duszę w Czyśćcu, i w zamian za tę słodycz proszący zobowiązywał się pomodlić za zmarłych z rodziny ofiarodawcy. Dzieci, także chętnie uczestniczące w tym święcie, śpiewały z tej okazji piosenki, które znane były i wciąż wykonywane po upływie wielu stuleci, nawet w XIX wieku. Z biegiem lat święto zyskiwało na popularności do tego stopnia, że opublikowana w 1604 roku Elinor Fettiplace’s Receipt Book zawierała nawet przepis na wspomniane „ciastko duszy” (który w miarę upływu czasu zmieniano i unowocześniano):

„Weź mąkę, cukier, gałkę muszkatołową i goździki, słodkie masło, odrobinę wina i nieco piwa ale. Ugnieć przyprawy, dodaj je do masła, następnie dolej wino i piwo ale. Wymieszaj składniki i odstaw w chłodne miejsce. Uformuj z masy ciasteczka i upiecz. Jeśli masz taką możliwość, udekoruj je szafranem lub owocami”.

Powszechnie wierzono, że tego dnia łatwo spotkać błądzącą duszę zmarłego, szczególnie gdy zginął on w tragicznych okolicznościach. Stąd sława rzekomo nawiedzonych miejsc…

Irlandzki lampion na halloween Seán Na Gealaí z początku XX wieku. © Wikimedia Commons.

Irlandzki lampion na halloween Seán Na Gealaí z początku
XX wieku. © Wikimedia Commons.

Zjawy z Tower of London

W miejscu tym straszy już podobno od XIII wieku i jest to najsłynniejsze nawiedzone miejsce w Anglii. Do liczby zamieszkujących te mroczne mury widm solidnie przyczynili się Tudorowie, za których rządów szafot często spływał krwią. Jednym z regularnie pojawiających się duchów jest oczywiście Anna Boleyn, stracona w tym miejscu w 1536 roku. Świadkowie mogą ponoć zobaczyć bezgłową zjawę królowej, prowadzącą po murach widmową procesję dostojników państwowych do kaplicy – miejsca, w którym spoczywa. Podobno w Tower straszy także Katarzyna Howard, stracona w roku 1542. Są tu także zjawy makabryczne – duch Małgorzaty Plantagenet, hrabiny Salisbury, którą Henryk VIII stracił za jej katolicką wiarę i polityczne wpływy, a którą kat zarąbał na śmierć toporem, i zjawy niezwykle smutne, takie jak duchy lady Jane Grey, zaledwie 17-letniej, zwanej 9-dniową królową, i jej męża Guildforda Dudleya, którego płacz wzrusza serce każdego, kto go usłyszy. Świadkowie przysięgają, że zobaczyć można także ducha Arabelli Stuart, która będąc więźniarką w wieży, zagłodziła się na śmierć, czy widmo sir Waltera Raleigh, który przez trzynaście lat uwięzienia w Tower codziennie zażywał spacerów i… nie zrezygnował z tego zwyczaju nawet po śmierci. Najbardziej zagadkowymi duchami byli jednak dwaj mali chłopcy, ubrani w nocne koszule, trzymający się za ręce i nie mówiący ani słowa. Wyjaśnienie znaleziono dopiero w drugiej połowie XVII stulecia. Gdy w 1483 roku Anglią wstrząsnęła wieść o zaginięciu dwunastoletniego księcia Edwarda i dziesięcioletniego Ryszarda, księcia Yorku, pomimo poszukiwań nie odnaleziono ich ani żywych, ani ich ciał. Podejrzewano, że zginęli z rozkazu Ryszarda III. Dopiero latem 1674 roku, gdy robotnicy remontowali schody White Tower, znaleźli w skrzyni dwa małe szkielety, dokładnie w miejscu, w którym przez blisko dwa wieki rzekomo widywano duchy chłopców.

Snap-Apple Night – obraz pędzla Daniela Maclise'a z 1833 roku przedstawiający ludzi bawiących się i wróżących 31 października.

Snap-Apple Night – obraz pędzla Daniela Maclise’a z 1833 roku przedstawiający ludzi bawiących się i wróżących 31 października. © Wikimedia Commons.

Strażnicy od lat pracujący w Tower zapewniają, że duchy są nieszkodliwe, a turyści, zwabieni sławą miejsca, przybywają tłumnie. I tylko w noc Halloween co wrażliwsi odczuwają bardziej intensywne wrażenie czyjejś obecności…

Współczesne soul cakes

Dla tych, którzy mieliby ochotę skosztować współczesnych „soul cakes”, przedstawiamy bardziej nowoczesny przepis:

1/2 szklanki piwa ale
1 łyżeczka drożdży
2 szklanki mąki
od 1/3 do 1/2 szklanki cukru
1/4 łyżeczki gałki muszkatołowej, goździki
1/2 łyżeczki szafranu
3/4 szklanki suszonych owoców
1 kostka masła
1/2 sherry dry sack

Drożdże rozpuść w piwie ale i odstaw na bok. W dużej misce połącz mąkę i cukier, zrób wgłębienie i wlej ale z rozpuszczonymi drożdżami. Odstaw miskę na bok. W osobnym naczyniu połącz masło z przyprawami. Gdy będą dobrze wymieszane, dodaj sherry. Otrzymaną masę dodaj do miski z mąką, cukrem i drożdżami z piwem ale i delikatnie wymieszaj składniki, tak aby uzyskały konsystencję mokrego piasku. Następnie zacznij ugniatać ciasto rękoma, tak by uformowana kula ciasta była gładka, elastyczna i miękka, ale nie klejąca. W razie potrzeby dodaj stosowną ilość mąki. Uformuj z masy spłaszczone, okrągłe lub owalne ciasteczka i udekoruj po wierzchu suszonymi owocami. Umieść na blasze wyłożonej papierem do pieczenia. Pozostaw na 5–10 min w ciepłym miejscu. Piecz w piekarniku nagrzanym do 190ºC przez około 15 min. Po upieczeniu posypać cukrem pudrem.

img_8684

Więcej:

Tudorowie

G.J. Meyer

Artykuł Halloween w epoce Tudorów.
Gdy dusze wędrują po świecie
pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

Joanna Szalona i Filip Piękny. W tym szaleństwie jest metoda

$
0
0
Portret Joanny Szalonej, córki Królów Katolickich. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Portret Joanny Szalonej, córki Królów Katolickich. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Juana la Loca, Joanna Szalona, córka Królów Katolickich, żona Filipa I zwanego Pięknym, pierwsza królowa zjednoczonych królestw hiszpańskich i matka pierwszego Habsburga na hiszpańskim tronie. Przez potomnych zapamiętana przede wszystkim jako kobieta oszalała z miłości do męża, prawie całe życie więziona i odrzucona przez najbliższą rodzinę. A może jednak była tak samo zrównoważona jak wielu innych ludzi, a jej „szaleństwo” było tylko metodą na przetrwanie w skrajnie nieprzyjaznym otoczeniu? Nieprzypadkowo także na plotkach o jej niepoczytalności najbardziej skorzystali jej ojciec, mąż i syn. Może zatem prawda była zupełnie inna?

Niepiękny mąż

Joanna urodziła się w 1479 roku jako trzecie dziecko i zarazem druga córka Izabeli i Ferdynanda. Mając dwoje starszego rodzeństwa, nie spodziewała się zapewne, że kiedyś zostanie królową. Od dzieciństwa fascynowała ją śmierć i przemijanie, a jako nastolatka chciała nawet zostać zakonnicą. Plany te nie wpisywały się jednak w ambitną politykę dynastyczną jej rodziców. Pragnąc politycznego zbliżenia z Habsburgami, Królowie Katoliccy zawarli układ z cesarzem Maksymilianem I. Ich jedyny syn Jan miał się ożenić z córką Maksymiliana Małgorzatą Austriaczką, a Joanna miała zawrzeć związek małżeński z jego synem, Filipem.

Latem 1496 roku potężna flota ponad stu statków zabrała Joannę i Jana do Niderlandów, gdzie mieli na nich oczekiwać narzeczeni. Podwójny ślub odbył się 20 października 1496 roku. Co niezwykłe w tamtych czasach, panny młode nie wniosły posagu, ale miały korzystać z dochodów z posiadłości swoich małżonków, co wkrótce bardzo niekorzystnie odbiło się na Joannie. Co więcej, tuż po ślubie dały znać o sobie ogromne różnice w wychowaniu Joanny i Filipa. Książę Burgundii, wychowywany bez matki, która zmarła, kiedy był jeszcze dzieckiem, dorastał na dworze w dekadenckiej atmosferze, wśród zabaw i flirtów. Rozpustny młodzieniec szczycił się swoją sławą uwodziciela.

Joanna na portrecie z około 1500 roku. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Joanna na portrecie z około 1500 roku.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Joanna, wychowana na surowym i religijnym hiszpańskim dworze, nie znała takiego życia. Nie zdawała sobie sprawy, że dla własnego męża jest tylko chwilową atrakcją i że wkrótce, znudzony, zacznie ją zdradzać. Dla zakochanej kobiety było to ogromny cios. Starała się, jak mogła – kilka razy dziennie przebierała się w nowe suknie, odesłała z dworu wszystkie damy o blond włosach (Filip preferował jasnowłose kobiety), a kiedy mąż i tak uwodził złotowłose piękności – już spoza dworu – Joanna sama rozjaśniła włosy. Nie tylko w ich małżeństwie źle się układało. Joanna miała poważne problemy z aklimatyzacją na flamandzkim, profrancuskim dworze. Dodatkowo kłopotem były pieniądze – Filip nie wywiązywał się z przekazywania żonie funduszy, a i rodzice odmówili finansowania dworu Joanny. Bez przyjaciół i pieniędzy, uczuciowo odrzucona przez męża, Joanna stawała się coraz bardziej samotna i niestabilna emocjonalnie, chociaż wydaje się, że nie była szalona – tylko opuszczona i rozgoryczona. Być może z tego powodu wpadła w głęboką depresję. Joanna kochała męża i jednocześnie obawiała się go. Filip zachowywał się raczej jak strażnik w więzieniu niż mąż. Kontrolował ją pod względem finansowym, ograniczał nawet jej kontakty z matką Izabelą.

Mimo licznych zdrad, Filip wypełniał dość regularnie małżeńskie obowiązki. W ciągu dziesięciu lat ich małżeństwa Joanna była sześć razy w ciąży. Pierwsza córka, Eleonora, urodziła się w 1498 roku. Płeć dziecka rozczarowała Filipa, odmówił więc ponoszenia jakichkolwiek kosztów związanych z opieką nad nim. Dopiero w 1500 roku pojawił się na świecie syn i spadkobierca – Karol. Po przyjściu na świat w 1501 roku trzeciego dziecka, Izabeli, Filip nagle całkowicie zmienił swój stosunek do potomstwa. Przejął pełną kontrolę nad ich wychowaniem, sam wybierał opiekunki i służbę. Para doczekała się jeszcze trojga dzieci – w 1503 roku Ferdynanda, w 1505 roku Marii i w 1507 Katarzyny. Przeznaczeniem wszystkich dzieci było zostać królami i królowymi na tronach Europy. Taki sam los czekał ich matkę.

Zakładniczka władzy

Wkrótce po zawarciu związku małżeńskiego z Filipem sytuacja Joanny uległa zmianie. W 1497 roku zmarł jej brat, a jego młodziutka żona urodziła wkrótce martwą córkę. Rok później zmarła w połogu starsza siostra Joanny, Izabela. Dziedzicem tronu został wówczas syn Izabeli, Miguel da Paz. Mały książę nie dożył jednak trzecich urodzin. W 1500 roku następczynią tronów Kastylii i Aragonii niespodziewanie została Joanna. Izabela Kastylijska zdawała sobie oczywiście sprawę, że oznacza to przekazanie władzy w ręce zięcia, który nie ukrywał swoich profrancuskich sympatii. Próbowała więc umocnić na tronie swojego męża Ferdynanda, na co absolutnie nie zgadzali się kastylijscy możnowładcy.

Joanna ze swoimi rodzicami – Ferdynandem i Izabelą. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Joanna ze swoimi rodzicami – Ferdynandem i Izabelą. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

W 1502 roku Joanna wraz z mężem przybyła do Hiszpanii, gdzie została ogłoszona księżniczką Asturii – otrzymała więc tytuł przynależny dziedzicowi tronu. Zbyt gorący klimat, surowe zasady panujące na dworze i brak możliwości nawiązania jakiegokolwiek romansu wkrótce tak mocno dały się we znaki Filipowi, że stanowczo zażądał powrotu do ojczyzny. Joanna, która spodziewała się w tym czasie kolejnego dziecka, nie mogła podjąć ryzyka podróży. Filip zostawił żonę pod opieką rodziców i z ulgą odpłynął z Hiszpanii. Po urodzeniu dziecka Joanna pragnęła wrócić do męża. Na to jednak nie zgodzili się Królowie Katoliccy, bojąc się wpływu Filipa na córkę. Właśnie wtedy po raz pierwszy uwięziono Joannę, pod pretekstem przygotowań jej do koronacji. Nieustanna tęsknota za ukochanym i pogłębiająca się samotność pogrążyły kobietę w głębokiej depresji. Dopiero w 1504 roku, po licznych błaganiach, awanturach i groźbach udało się Joannie wyruszyć do Niderlandów, gdzie szybko odkryła liczne zdrady męża. W szale zazdrości kazała ściąć ostatniej kochance męża piękne złociste włosy, a Filip w reakcji zaczął ją bić i więzić w komnacie. Jej życie zmieniło się w piekło. W tym samym roku umarła Izabela, i Filipowi – raczej nieprzypadkowo – było na rękę podtrzymywanie plotek o szaleństwie Joanny i występowanie w jej imieniu. Co więcej, wymusił na żonie podpisanie dokumentu, że w przypadku jej ewentualnej choroby psychicznej to właśnie on będzie rządził królestwem. Co ciekawe, w listach ówczesnych dworzan Joanna opisywana jest jako rozsądna, mądra i zrównoważona kobieta, która była w stanie zaaranżować korzystne związki małżeńskie dla swoich dzieci. To Filip wydobywał z niej to co najgorsze, prowokując do nieracjonalnych zachowań. „Szaleństwo” Joanny wynikało więc z samotności i rozgoryczenia.

Owdowiała Joanna czuwa przy zwłokach swojego męża. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Owdowiała Joanna czuwa przy zwłokach swojego męża. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

We władzy mężczyzn

Po śmierci królowej Izabeli w 1504 roku szlachta Kastylii zaczęła lgnąć do Joanny i Filipa, ogłaszając ich prawowitymi spadkobiercami. Joanna, ponieważ nie była zadowolona ze swojego życia rodzinnego, nie chciała dzielić władzy z mężem, ale wolała raczej zawrzeć układ ze swoim ojcem, Ferdynandem. Przeżyła jednak wielkie rozczarowanie, ponieważ Ferdynand zdążył już zawrzeć sojusz z Filipem, praktycznie wykluczając ją z rządzenia krajem. Sytuacja polityczna znowu zmieniła się jak w kalejdoskopie, gdy w 1506 roku umarł na tyfus Filip. Zgodnie ze swoim ostatnim życzeniem miał zostać pochowany w Granadzie. Joanna, będąca w ciąży z szóstym dzieckiem, postanowiła spełnić prośbę Filipa i ruszyła z orszakiem w kierunku Granady. Towarzyszyli jej liczni żołnierze i księża. Podróżowali tylko nocą, na odpoczynek zatrzymując się w męskich klasztorach. Joanna nie była w stanie znieść obecności żadnej kobiety przy zabalsamowanych zwłokach zmarłego. Regularnie otwierając trumnę, sprawdzała, czy podróżuje z nią cały czas ciało Filipa. Sama podsycała plotki o tym makabrycznym orszaku. Powodem jednak nie była wielka miłość do zmarłego, ale cele czysto polityczne. Po pierwsze Joanna chciała uniknąć powtórnego małżeństwa. Po drugie zabezpieczała w ten sposób dziedzictwo swojego syna. Każdego dnia przypominała poddanym, że Karol jest potomkiem Królów Katolickich i jedynym prawowitym spadkobiercą koron Kastylii i Aragonii. Pielgrzymkę do Granady przerwał w 1507 roku Ferdynand, który bez skrupułów przejął faktyczną władzę, a córkę uwięził w zamku Tordesillas. Joanna do końca życia nosiła tytuł królowej Kastylii, a po śmierci Ferdynanda w 1516 roku również tytuł królowej Aragonii. Nigdy jednak nie opuściła już miejsca uwięzienia. Co najbardziej bolesne, przez ostatnie lata życia przetrzymywał ją tam jej własny syn Karol, wezwany po śmierci Ferdynanda, aby objąć władze w zjednoczonych królestwach. Joanna zmarła w 1555 roku, po niemal pięćdziesięciu latach uwięzienia. Spoczęła obok swojego niewiernego męża w katedrze w Granadzie.

Więcej:

Katarzyna Aragońska

Giles Tremlett

Henryk VII

Thomas Penn

Artykuł Joanna Szalona i Filip Piękny.
W tym szaleństwie jest metoda
pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

Jane Seymour. Śladami Anny Boleyn?

$
0
0
Królowa Jane Seymour, trzecia żona Henryka VIII. ©  Wikimedia Commons, domena publiczna.

Królowa Jane Seymour, trzecia żona Henryka VIII.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Trzecia żona Henryka VIII, Jane Seymour, była zdecydowanym przeciwieństwem swojej poprzedniczki. Spokojna i pokorna, stała się dla króla ukojeniem po ambitnej Annie Boleyn. Tylko czy aby na pewno nie zdobyła serca monarchy w ten sam sposób?

O tym, jak inteligentna i atrakcyjna Anna uwiodła króla Anglii, krążą już legendy. Wychowana na europejskich dworach młoda kobieta o ciemnych oczach i oliwkowej cerze owinęła sobie Henryka VIII wokół palca i pozbyła się – choć nie bez trudu – jego pierwszej żony, Katarzyny Aragońskiej. Król wręcz oszalał na punkcie Anny i był gotowy zrobić wszystko, by wreszcie ją zdobyć. To między innymi ze względu na Annę odwrócił się od papieża i przeprowadził w Anglii reformację. Chciał, by ukochana została jego żoną i dała mu prawowitego syna.

Anna miała na Henryka ogromny wpływ i otwarcie mówiła o swoich przekonaniach, które zaczęły przemawiać także do króla. Urzekło go, że jego wybranka różniła się od wszystkich otaczających go kobiet – była elokwentna, odważna i zadziorna, a co więcej – potrafiła powiedzieć mu „nie”. Przez całe lata Anna „wymykała” się Henrykowi, obiecywała, że będzie jego, ale dopiero… po ślubie. Kusiła, owijała wokół palca, a jednocześnie wiedziała, jak utrzymać jego zainteresowanie, nigdy nie dając mu jednak wszystkiego, czego pragnął. Twierdziła, że honor jest dla niej najważniejszy i może oddać się jedynie temu, kto zostanie jej mężem. Za nic w świecie nie chciała być jedynie „oficjalną metresą” – mogła być jedyną jego damą, ale tylko jako królowa.

Jane Seymour przyjęła strategię swojej poprzedniczki, Anny Boleyn, i postanowiła trzymać króla na dystans, dopóki ten nie zdecyduje się uczynić jej swoją żoną. ©  Wikimedia Commons, domena publiczna.

Jane Seymour przyjęła strategię swojej poprzedniczki, Anny Boleyn, i postanowiła trzymać króla na dystans, dopóki ten nie zdecyduje się uczynić jej swoją żoną. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Droga do serca monarchy

W porównaniu z kontrowersyjną Anną Boleyn, która nie przestawała wzbudzać skrajnych emocji także jako żona Henryka i matka księżniczki Elżbiety, jej dwórka Jane Seymour wydaje się być wręcz szarą myszką. Cicha, słabo wykształcona – podobno była ledwie piśmienna – i pokorna nie rzucała się w oczy tak jak królowa.

Najprawdopodobniej jednak słodka Jane nie stanęła na drodze monarchy przez przypadek, a pojawiła się na niej w odpowiednim momencie za sprawą ambitnego ojca oraz braci, którzy zauważyli sympatię, jaką darzył ją coraz bardziej zmęczony król, i postanowili wykorzystać tę okazję. Bo czemuż by nie pchnąć w ramiona Henryka VIII uroczej dziewczyny, która ukoiłaby jego skołatane nerwy? Dokładnie tak samo, lecz wiele lat wcześniej, myśleli członkowie rodziny Boleynów i Howardów, którzy najpierw oddali Henrykowi siostrę Anny – Marię, a następnie ją samą. Głodni władzy mężczyźni, przekonani, że wykorzystując kobiety, mogą sporo zyskać, postanowili urosnąć w siłę razem z tą, którą król obdarzy miłością. Jedyna różnica polegała na tym, że Anna mogła być w dalszych działaniach znacznie bardziej samodzielna niż Jane – była inteligentną kobietą i wiedziała, jak wykorzystać swoje atuty, aby zatrzymać przy sobie monarchę. Natomiast jej następczyni, według historyków, była jedynie marionetką w rękach potężniejszych i sprytniejszych od siebie mężczyzn.

Edward Seymour, najstarszy, ambitny brat Jane. ©  Wikimedia Commons, domena publiczna.

Edward Seymour, najstarszy, ambitny brat Jane.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Droga, jaką obrała Anna, poznając Henryka, miała zostać przez nią dopiero przetarta, wcześniej bowiem żadna kobieta nie odważyła się otwarcie stanąć do rywalizacji z królową Anglii ani trzymać monarchy na dystans i odmawiać mu swoich wdzięków. Jane i członkowie jej rodziny mieli natomiast okazję na długoletnie obserwowanie Anny i wyciąganie wniosków. Skoro jej metoda – kobiety niedostępnej – tak znakomicie się sprawdziła, to dlaczego nie wykorzystać jej ponownie? Oczywiście Jane nie była tak uwodzicielska jak Anna, ale akurat tego Henryk nie potrzebował. Przy jego boku była już głośna kobieta o bardzo mocnym charakterze, więc teraz wystarczyłaby mu miła i skromna dziewczyna.

Ta jednak, nauczona, że Henrykowi nie można ulegać zbyt szybko, gdyż inaczej król straci zainteresowanie, postanowiła nie oddawać mu się zbyt szybko, co do złudzenia przypominało metodę wykorzystaną wcześniej przez Annę Boleyn. Jane była skromną dziewczyną i prawdopodobnie nie musiała nawet udawać, że nie chce zbyt szybko oddać swojej cnoty królowi, który odwiedzając Wolf Hall, posiadłość rodzinną Seymourów, przyglądał się młodej pannie, prawił jej komplementy, a następnie sprowadził na dwór, by móc ją uwieść i w końcu nakłonić do tego, aby mu się oddała.

Portret przedstawiający najprawdopodobniej Jane Seymour, wykonany w 1536 – w pierwszym roku po ślubie z Henrykiem VIII. ©  Wikimedia Commons, domena publiczna.

Portret przedstawiający najprawdopodobniej Jane Seymour, wykonany w 1536 – w pierwszym roku po ślubie z Henrykiem VIII. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Łut szczęścia

Wielu historyków uważa, że Jane Seymour miała być jedynie kolejną kochanką króla, a on wcale nie myślał o tym, że mogłaby stać się kimś więcej. Choć niektórzy spierają się o to, czy Henryk wówczas był już zmęczony Anną i po uszy zakochał się w Jane, to wszystko wskazuje na to, że wciąż darzył uczuciem swoją żonę, co podkreślał w rozmowach. Nie było jednak nic dziwnego w tym, że chciał wziąć sobie kochankę, szczególnie że Anna usiłowała sprostać zadaniu, jakim było wydanie na świat obiecanego następcy tronu, a król, który nie mógł współżyć z ciężarną żoną, szukał ukojenia w ramionach innych kobiet. Dowodem, jakoby nie myślał o Jane w innych kategoriach, miał być fakt, iż podarował dziewczynie pieniądze, które można było potraktować jako zapłatę za to, że zostałaby jego metresą. Jane, nauczona historią królowej, złota nie przyjęła. Idąc w ślady Anny Boleyn, która początkowo miała nie przyjmować podarunków króla i nie decydować się na zostanie jego kochanką, odmówiła królowi. W takiej sytuacji monarcha mógł być tylko bardziej zaintrygowany tym, co drzemie w słodkiej córce lorda Seymoura.

Jeśli przyjmiemy taką właśnie wersję, wszystko wskazuje na to, iż Jane znalazła się po prostu we właściwym miejscu, o właściwym czasie, i dzięki upadkowi Anny Boleyn została królową. Krótko mówiąc, skorzystała na śmierci Anny, skazanej na ścięcie za domniemaną zdradę. Zaledwie jedenaście dni po egzekucji królowej Jane Seymour zajęła jej miejsce, choć w przeciwieństwie do niej nigdy nie została oficjalnie koronowana. Dała za to Henrykowi to, czego Anna zrobić nie potrafiła – wydała na świat syna, który w przyszłości miał zostać królem, Edwardem VI. Zapłaciła za to jednak najwyższą cenę, gdyż zmarła wkrótce po porodzie. Oficjalnie stała się męczennicą, która oddała życie za przyszłość dynastii Tudorów i do końca życia Henryka VIII była wychwalana jako wspaniała, dobra i cnotliwa królowa, w oczach Henryka jego pierwsza prawowita małżonka. Złośliwi twierdzili natomiast, że król po prostu nie zdążył się nią znudzić.

Bibliografia

Licence A., Sześć żon i wiele kochanek. Historie kobiet Henryka VIII, Kraków 2015.
Erickson C., Anna Boleyn, Warszawa 2000.
Meyer G.J., Tudorowie, Kraków 2012.
Hackett F., Henryk VIII, Warszawa 2015.

Więcej:

Tudorowie

G.J. Meyer

W łożu
z Tudorami

Amy Licence

Artykuł Jane Seymour.
Śladami Anny Boleyn?
pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

Małżeństwo jako interes

$
0
0
Edmund Tudor ożenił się z powierzoną jego opiece Małgorzatą Beaufort. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Edmund Tudor ożenił się z powierzoną jego opiece Małgorzatą Beaufort. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Rzadko bywały szczęśliwe, nie zawsze przynosiły spełnienie, a jednak je zawierano. Pierwsze pod naciskiem krewnych, a kolejne dla dobra dzieci, z powodów ekonomicznych, politycznych czy dla poczucia bezpieczeństwa. Ludzie epoki Tudorów nie wyobrażali sobie życia poza małżeństwem i dlatego dla wielu niezamężna Elżbieta I była wybrykiem natury.

Rozum nie serce

W Anglii za panowania Tudorów większość ludzi, z wyjątkiem osób dobrze sytuowanych, decydowała się na małżeństwo dopiero wtedy, gdy miała środki na stworzenie własnego gospodarstwa domowego. Wymagał tego nie tylko zwyczaj i opinia publiczna, lecz także ówczesne realia, co szczególnie stało się widoczne u schyłku XVI wieku, kiedy rosnąca liczba ludności oraz klęski żywiołowe i skromne zbiory przyczyniły się do gwałtownego pogorszenia warunków życia. W tej sytuacji młodzi ludzie pobierali się około dwudziestego roku życia, a więc później od szczęśliwców z wyższych sfer, gdzie średnia wieku panny młodej wynosiła czternaście lat, a oblubieńca dwa lata więcej.

W przypadku nastolatków główną rolę w zaaranżowaniu małżeństwa odgrywała oczywiście rodzina, choć zdarzały się wyjątki. Jeżeli żyli rodzice, to oni decydowali, kogo i na jakich warunkach powinna poślubić ich pociecha, a jeśli któreś z narzeczonych było sierotą, w negocjacjach przedmałżeńskich brali udział najbliżsi krewni lub – w przypadku osób wysoko urodzonych – opiekun wyznaczony przez króla. W tym miejscu należy bowiem zaznaczyć, że pieczę nad majątkami osieroconych dzieci arystokratów sprawowali inni arystokraci bądź wpływowi politycy (niekoniecznie krewni), a ponieważ czerpali z tego tytułu znaczące korzyści, nieraz dochodziło do sporów o kuratelę i prób jej utrzymania poprzez małżeństwo wychowanki lub wychowanka z własnym synem lub córką. Dla przykładu Edmund Tudor, zrodzony z kontrowersyjnego związku królowej i poddanego – Katarzyny de Valois i Owena Tudora – ożenił się z powierzoną jego opiece osieroconą Małgorzatą Beaufort (1443–1509), jedną z najbogatszych partii w Anglii, uważaną zarazem za spadkobierczynię dynastii Lancasterów, co dało później ich synowi, przyszłemu Henrykowi VII, pewne prawa do tronu. Z okazji przejęcia fortuny podopiecznej skorzystał także Karol Brandon, szwagier Henryka VIII, który poślubił młodszą o trzydzieści pięć lat Katarzynę Willoughby (była jego czwartą żoną), a zaufany doradca królowej Elżbiety, uważany za parweniusza William Cecil, dla podniesienia rangi własnego rodu ożenił córkę Annę ze swoim wychowankiem Edwardem de Vere, hrabią Oksfordu.

William Cecil wydał swoją córkę Annę za Edwarda de Vere, aby podnieść rangę własnego rodu. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

William Cecil wydał swoją córkę Annę za Edwarda de Vere, aby podnieść rangę własnego rodu.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Od wesela do wesela

Związek zaaranżowany przez rodzinę i opiekunów nie zawsze był udany, ale istniała nadzieja, że kolejny okaże się szczęśliwszy, zwłaszcza jeśli krewni nie będą w niego ingerować. Tak stało się na przykład w przypadku Marii Boleyn, która potajemnie poślubiła niżej urodzonego Williama Stafforda, i chociaż naraziła się ambitnej rodzinie, po jej upadku raczej nie miała powodów do narzekań i spędziła resztę życia u boku ukochanego człowieka. Za głosem serca poszła także Katarzyna Parr (1512–1548), wdowa po Henryku VIII, poślubiając Tomasza Seymoura, ale niedługo cieszyła się małżeńskim szczęściem, ponieważ zmarła po porodzie upragnionego dziecka. Zanim zeszła z tego świata, zdążyła się jeszcze przekonać, że wybrankowi daleko jest do ideału i że kierował się on bardziej wyrachowaniem niż uczuciem, pragnąc zbić kapitał polityczny na małżeństwie z wdową po królu.

W czasach Tudorów jedno małżeństwo w ciągu całego życia było wyjątkiem, ponieważ śmierć często zbierała żniwo podczas porodów, wojen czy nawracających epidemii. Większość ludzi było żonatych co najmniej dwukrotnie, a w wyższych sferach żeniono się więcej razy, przez co układy rodzinne stawały się niezwykle skomplikowane.

Siostra królowej Anny, Maria Boleyn, potajemnie poślubiła Williama Stafforda z… miłości. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Siostra królowej Anny, Maria Boleyn, potajemnie poślubiła Williama Stafforda z… miłości.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Za rekordzistę zwykło się uważać Henryka VIII, który miał sześć żon, chociaż palma pierwszeństwa należy się nie jemu, tylko niejakiemu Gerwazemu Cliftonowi (1587–1666), który żenił się aż siedem razy. Matka Henryka VII, Małgorzata Beaufort, miała trzech mężów albo czterech, jeśli liczyć unieważnioną umowę ślubną z okresu jej dzieciństwa. Katarzyna Parr stawała na ślubnym kobiercu cztery razy (Henryk VIII był jej trzecim mężem), siostra Henryka VIII, Małgorzata, wychodziła za mąż trzy razy, a jego szwagier Karol Brandon zaliczył cztery żony.

Wdowcy pozostawieni z małymi dziećmi zwykle żenili się ponownie w ciągu kilku miesięcy, a nawet tygodni, ponieważ w domu potrzebna była gospodyni. Wdowy w wieku rozrodczym także szybko zawierały kolejne małżeństwa, a starsze kobiety wychodziły za mąż ze względów ekonomicznych lub politycznych, jak Małgorzata Beaufort. Jeśli miały dzieci z poprzedniego małżeństwa, na ogół zostawiały je pod opieką krewnych męża, jak uczyniła lady Małgorzata z małym Henrykiem, którego opiekunem został stryj, Jasper Tudor. Nie było również niczym niezwykłym, że wdowa po kupcu czy rzemieślniku poślubiała jego czeladnika, by dalej móc prowadzić sklep czy warsztat.

Przyjaciel króla, Karol Brandon, miał aż cztery żony. Jedną z nich była Maria Tudor, siostra monarchy. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Przyjaciel króla, Karol Brandon, miał aż cztery żony. Jedną z nich była Maria Tudor, siostra monarchy.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Unieważnienie czy separacja

Nawet jeśli małżeństwa opierały się na kontrakcie i były związkami dwóch całkowicie niedopasowanych charakterologicznie osób, mąż i żona musieli żyć wedle obowiązujących ówcześnie zasad. Religia, obyczaj oraz interes rodziny wymagały, aby trwali ze sobą na dobre i złe.

Rozwód, jako koncepcja, nie istniał przed reformacją, ale jeśli ktoś koniecznie chciał rozstać się ze współmałżonkiem, w pierwszej kolejności należało udowodnić, że związek nie był pełnoprawny i przekonać Kościół do jego unieważnienia. Powodem stwierdzenia nieważności małżeństwa mógł być: przymus, zbyt bliski stopień pokrewieństwa lub powinowactwa (na taki argument powoływał się między innymi Henryk VIII domagający się unieważnienia małżeństwa z Katarzyną Aragońską), przedślubna umowa zawarta przez jedną ze stron z kimś innym, brak poczytalności współmałżonka w chwili zawarcia związku czy związek nieskonsumowany. Henryk VIII z premedytacją nie sypiał z Anną Kliwijską, gdyż już w dniu ślubu postanowił, że oddali ją od siebie, i rzeczywiście zrobił to pół roku później. W jego przypadku rozwody podyktowane były interesem dynastii i pragnieniem posiadania męskiego potomka, ale i tak z sześciu małżeństw doczekał zaledwie trójki dzieci, które przeżyły wiek niemowlęcy.

Niemniej rozwody należały do rzadkości i raczej ich unikano, ponieważ skandal kładł się cieniem na całej rodzinie i mógł na przykład zniechęcić kandydatów do ręki córki. Co ciekawe, to kobietę oceniano surowiej, podobnie jak z większym potępieniem spotykały się jej ewentualne pozamałżeńskie przygody niż skoki w bok męża, na które zwykle spoglądano przez palce.

Za rekordzistę w zawieraniu małżeństw zwykło się uważać Henryka VIII, który był żonaty aż sześciokrotnie. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Za rekordzistę w zawieraniu małżeństw zwykło się uważać Henryka VIII, który był żonaty aż sześciokrotnie. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Żony nie mogły zresztą odejść od mężów bez ich aprobaty, i zazwyczaj – ze strachu przed domowym tyranem, któremu winne były posłuszeństwo – nie występowały do sądów ze skargą na przemoc. Nie robiły tego również dlatego, że nie chciały stracić kontaktu z dziećmi, które w razie rozstania rodziców zostawały przy ojcu. Jeśli co najmniej jedno z małżonków zawarło ślub w dobrej wierze, starano się zabezpieczyć pozycję dzieci z unieważnionych małżeństw i były one uznawane za legalne potomstwo przez sąd kościelny i często przez sądy świeckie. Niemniej niepewność co do ich statusu mogła w przyszłości zaważyć na prawach do dziedziczenia i rodzeństwo z kolejnych czy też poprzednich małżeństw ojca mogło te prawa podważyć. Nic więc dziwnego, że wobec takiego ryzyka kobiety wolały wytrwać w nieszczęśliwych związkach dla dobra dzieci.

W przypadku niedobranych par istniało jeszcze inne rozwiązane, możliwe pod warunkiem że małżonkowie zawarli kompromis: można było przekonać lokalnego biskupa, aby dał zgodę na separację od stołu i łoża. Kobieta i mężczyzna mogli więc żyć osobno, choć nadal pozostawali małżeństwem i żadne z nich nie mogło poślubić kogoś innego. Ile osób wybierało takie rozwiązanie? Trudno powiedzieć, choć biorąc pod uwagę interes rodziny i przyszłość dzieci, wydawało się ono bardziej korzystne.

Bibliografia

Houlbrooke, Love and marriage in Tudor England [w:] „History Extra”, www.historyextra.com/…/tudors/love-and-marriage-tudor-england

Bryson, Marriage in Tudor times, www.tudorsociety.com/marriage-in-tudor-times-by-sarah-bryson

Więcej:

Tudorowie

G.J. Meyer

W łożu
z Tudorami

Amy Licence

Artykuł Małżeństwo jako interes pochodzi z serwisu tudorowie.pl.


Tragedia wyprawy Hugh Willoughby’ego

$
0
0
Sebastian Cabot, włoski podróżnik i odkrywca w służbie angielskiej oraz hiszpańskiej. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Sebastian Cabot, włoski podróżnik i odkrywca w służbie angielskiej oraz hiszpańskiej. © Wikimedia Commons,
domena publiczna.

Odnalezienie nowej, wiodącej przez Ocean Arktyczny, drogi na Wschód było idée fixe wielu podróżników epoki Tudorów. Nie zniechęciły ich nawet tragiczne, a zarazem zagadkowe losy członków wyprawy pod wodzą Hugh Willoughby’ego.

W XVI wieku szlaki handlowe na Daleki Wschód, prowadzące wzdłuż południowego wybrzeża Afryki oraz Ameryki Południowej, były zmonopolizowane przez Portugalię i Hiszpanię. Kupcy z innych krajów, chcąc czerpać zyski z handlu ze Wschodem, musieli szukać alternatywnych dróg. Przez kilkadziesiąt lat żeglarze epoki Tudorów starali się dotrzeć do Indii i Chin przez tzw. przejście północne, łączące oceany Atlantycki i Spokojny. Ten nieco zapomniany dziś epizod wymagał od ówczesnych Anglików odejścia od tradycyjnego schematu ekspansji, skierowanego wyłącznie na obszary Europy Zachodniej, i skłonił ich do szukania szczęścia na Wschodzie kontynentu.

Nowożytna korporacja

Angielski zwrot na Wschód nierozerwalnie wiąże się z powołaniem i działalnością Kompanii Moskiewskiej. Założycielami powołanej 18 grudnia 1551 r. spółki byli Robert Thorne – kupiec z Bristolu, oraz Sebastian Cabot – pierwszy poszukiwacz przejścia północno-zachodniego. Cabot stanął na czele przedsiębiorstwa z przyczyn wizerunkowych – jako człowiek cieszący się sławą wyśmienitego żeglarza miał zapewnić przedsięwzięciu wiarygodność.

Richard Hakluyt, XVI-wieczny geograf i duchowny. © Wikimedia Commons, Charles Eamer Kempe.

Richard Hakluyt, XVI-wieczny geograf i duchowny.
© Wikimedia Commons, Charles Eamer Kempe.

Powołanie Kompanii jest także ważnym wydarzeniem z punktu widzenia historii społecznej. Dowodzi ono, że w drugiej połowie XVI wieku, a szczególnie podczas panowania Elżbiety I, ton życiu publicznemu w coraz większym stopniu nadawali ludzie, których literatura angielska określa mianem „merchant adventurers”. Ich rozumienie pozycji społecznej było na wskroś nowoczesne – nie utożsamiali jej już bowiem z urodzeniem, lecz z pieniędzmi i ryzykiem, jakie byli w stanie podjąć, by je zdobyć. Różnice między piratami, kupcami, podróżnikami i poszukiwaczami przygód były w istocie mocno rozmyte. Wszyscy stanowili nowy rodzaj człowieka przełamującego średniowieczne ograniczenia stanowe. Właśnie oni, udziałowcy spółek takich jak Kompania Moskiewska, tworzyli plan dla morskiej ekspansji i kładli podwaliny pod przyszłe imperium.

Plan tych dzielnych kupców, a zarazem odkrywców, był więc prosty: płynąć na północny wschód i przez Ocean Arktyczny (którego kształtu nikt nie znał) dotrzeć do Chin i Indii. Dziś podobne przedsięwzięcie może wydawać się szalone, ale w XVI wieku pokutowały jeszcze przekonania, że do Chin wcale nie jest aż tak daleko, że być może wystarczy znaleźć wpadającą do północnego morza wielką rzekę, która wypływa z pewnego ogromnego jeziora, nad którym właśnie leży stolica Państwa Środka – Pekin.

Richard Hakluyt, XVI-wieczny geograf i duchowny, w relacji pt. Wyprawy morskie, podróże i odkrycia Anglików, pisał, że pierwszym zadaniem członków Kompanii było zebranie kapitału. Dokonano tego drogą zbiórki: „A żeby nikt nie był zbytnio uciśniony i obciążony kosztami, postanowiono, że każdy, kto by chciał należeć do owego towarzystwa, powinien wyłożyć 25 funtów”. W sumie ponad dwustu udziałowców – wśród których byli zarówno arystokraci, członkowie Tajnej Rady, jak i zamożni kupcy z City – wniosło kapitał akcyjny składający się na oszałamiającą wówczas kwotę 6 tys. funtów (w przeliczeniu dzisiejsza wartość to ok. 1,5 mln funtów).

Równie ważnym, co zebranie pieniędzy, zadaniem był wybór kapitanów, którzy odważyliby się stanąć na czele tego ryzykownego przedsięwzięcia. Musieli być to ludzie doświadczeni. Sebastian Cabot – jedyny człowiek znający trudy żeglowania po zmarzniętym oceanie – był jednak zbyt stary, by podołać zadaniu. Wybór padł więc na Hugh Willoughby’ego – arystokratę i żołnierza doświadczonego w pogranicznych wojnach ze Szkocją, który wedle relacji Hakluyta „prześcigał wszystkich innych tak pod względem postury, bo rosły to był mąż, jak i szczególnej sprawności w sztuce wojennej, czym zaskarbił sobie wielki szacunek kompanii kupców”. Niestety Willoughby nie miał żadnego doświadczenia jako nawigator, co wkrótce miało przynieść tragiczne skutki.

Kopia oryginalnej mapy wykonanej przez Anthony'ego Jenkinsona, Oddział Zbiorów Kartograficznych Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu.

Kopia oryginalnej mapy wykonanej przez Anthony’ego Jenkinsona,
Oddział Zbiorów Kartograficznych Biblioteki Uniwersyteckiej we Wrocławiu.

Na Wschód!

Wyprawa Kompanii Moskiewskiej ruszyła w 1553 roku, kiedy w Greenwich umierał nieletni król Edward VI. Rankiem 10 maja londyńczycy tłumnie wylegli nad Tamizę, by podziwiać, jak 120-tonowa „Bona Esperanza”, okręt flagowy, pod dowództwem Willoughby’ego odcumowuje i rozpoczyna rejs w stronę ujścia rzeki. Na pokładzie „Esperanzy” było 31 marynarzy i zaopatrzenie na 18 miesięcy. W skład flotylli wchodziły jeszcze 160-tonowy „Edward Bonaventure”, gdzie rozkazy wydawał Richard Chancellor, i mniejszy okręt „Bona Confidentia”. Statki były przygotowane do dalekiej podróży. Ich kile okuto ołowiem, co stanowiło ochronę przed morskimi szkodnikami. Ponieważ była to podróż w celach handlowych, na pokładzie oprócz marynarzy znajdowali się głównie kupcy, kilku duchownych oraz muzykantów – w sumie 116 ludzi.

Okręty skierowały się na północ, ale upłynął cały miesiąc, nim dopłynęły do norweskich wysp Røst, gdzie urządzono pierwszy dłuższy postój. Tamtego lata morze było wyjątkowo niespokojne. W pewnym momencie niewielką flotyllę rozdzielił sztorm, a „Bona Esperanza” i „Bona Confidentia” straciły kontakt z okrętem Chancellora. Mimo to Willoughby próbował wciąż posuwać się na wschód, ale po zetknięciu z polami lodowymi tuż koło Nowej Ziemi zmuszony był zawrócić. Kapitan chciał wypłynąć na Morze Białe, ale jesienne sztormy wraz z kipiącymi prądami wirującymi w białomorskim gardle okazały się zbyt niebezpieczne. Willoughby na czele dwuokrętowej flotylli postanowił więc zatrzymać się na zimę na północnym brzegu Półwyspu Kolskiego, w miejscu zwanym przez Pomorców „okrągłym obozowiskiem” – osłoniętym wyspą od silnych wichrów. Był to ich ostatni przystanek – wiosną 1554 roku rosyjscy rybacy odnaleźli oba statki oraz ponad sześćdziesięciu członków załogi zamarzniętych na śmierć. Dziennik dowódcy pozwalał domniemywać, że wszyscy zmarli pod koniec stycznia.

Rycina przedstawiająca śmierć Hugh Willoughby'ego i jego załogi, autorstwa nieznanego artysty. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Rycina przedstawiająca śmierć Hugh Willoughby’ego i jego załogi, autorstwa nieznanego artysty. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Cichy morderca

Okoliczności śmierci załogi Willoughby’ego długo nie dawały historykom spokoju – i to z wielu powodów. Badacze dziwili się, że Anglicy, gdy zawisła nad nimi groźba śmierci, nie wykorzystali drewna ze swojego statku, aby się ogrzać. Okręt zachował się w całości przez 33 miesiące i po przybyciu nowych załóg znowu wyruszył w morze. Mróz – jako przyczynę śmierci – należało więc wykluczyć. Podobnie głód. Na okręcie znaleziono wystarczająco dużo zapasów, a dodatkowo wśród zamarzniętych ciał były zwłoki psów, które – gdyby sytuacja była krytyczna – załoga z pewnością by poświęciła. Innym wytłumaczeniem mógłby być szkorbut. „Ale ta choroba nie rozwija się tak szybko i śmierć 63 marynarzy z powodu szkorbutu w ciągu czterech miesięcy wydaje się mało prawdopodobna” – pisał rosyjski reporter Wasilij Gołowanow w książce na temat dalekiej Północy i jej mieszkańców zatytułowanej Wyspa, czyli usprawiedliwienie bezsensownych podróży.

Nowe i zaskakujące wyjaśnienie tej zagadki zaproponowała Eleanor C. Gordon w artykule pt. The Fate of Sir Hugh Willoughby and His Companions. Gordon, jako historyk specjalizująca się w dziejach medycyny, doszła do wniosku, że kapitan polecił wszystkim swoim ludziom zebrać się pod pokładem „Bony Esperanzy” i chcąc ochronić się przed zimnem, kazał szczelnie zamknąć wszystkie otwory.

Ze względu na brak w okolicy drewna na opał marynarze, przygotowując posiłek, palili zebranymi na brzegu bryłkami węgla bitumicznego. Dawni żaglarze nazywali go „węglem morskim” (z ang. sea coal), ale efektem ubocznym jego spalania jest przede wszystkim tlenek węgla. „Użycie węgla morskiego w małym i zamkniętym pomieszczeniu musiało skończyć się tragicznie. Za najbardziej prawdopodobną przyczynę śmierci załogi należy więc uznać zaczadzenie” – pisze Gordon.

Richard Chancellor przyjęty przez Iwana Groźnego. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Richard Chancellor przyjęty przez Iwana Groźnego.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Ziemia Willoughby’ego

Z zakończoną niepowodzeniem wyprawą przez długi czas wiązała się jeszcze jedna zagadka. W znalezionym na okręcie Willoughby’ego dzienniku pod datą 14 sierpnia była notatka o lądzie oznaczonym 72 stopniem szerokości geograficznej północnej: „Spuściliśmy szalupę, żeby zobaczyć, co to za ląd, ale szalupa nie mogła przybić do brzegu z powodu płycizny i nagromadzenia lodu. Poza tym na lądzie nie było widać śladów pobytu człowieka”. Ów zapis dał początek przypuszczeniom, że gdzieś daleko na Północy rzeczywiście znajduje się nieodkryty ląd. Nazwano go „Ziemią Willoughby’ego” i na niektórych mapach z XVI wieku widnieje ona nawet jako odrębna wyspa bądź nieznany ląd. Legenda o tej ziemi utrzymywała się, mimo że późniejsze ekspedycje holenderskie w poszukiwaniu drogi północno-wschodniej potwierdziły, iż we wskazanym miejscu nie ma lądu. Trochę światła na wątpliwości badaczy rzucił XIX-wieczny kanadyjski etnolog i odkrywca Arktyki Vilhjalmur Stefansson, który wysunął tezę, że tzw. Ziemia Willoughby’ego to nic innego, jak wyspa Kołgujew w południowo-wschodniej części Morza Barentsa.

Misja do Moskwy

Tragicznego losu Willoughby’ego uniknęła jedynie załoga statku dowodzonego przez Chancellora. Oddzieliwszy się od reszty flotylli, zacumował on na wysokości Vardo, na północnym czubku Półwyspu Skandynawskiego. Tam, spowity ciemnościami nocy polarnej, przeczekał tydzień, aby załoga odpoczęła i mogła kontynuować rejs. Wreszcie ruszyli na południe w kierunku Morza Białego. Dotarli do ujścia Dwiny, gdzie założył faktorię handlową – w miejscu, w którym dziś leży Archangielsk. Wieść o obcych przybyszach szybko dotarła do Moskwy. Car Iwan IV Groźny zaprosił Anglików do swej stolicy, dzięki czemu, nieprzygotowani do mrozów, uniknęli śmierci. Car dobrze wykorzystał okazję, jaką podarował mu los. Dzięki Anglikom mógł wreszcie handlować z Zachodem bez pośrednictwa Rzeczypospolitej, która blokowała dostęp do Bałtyku. Iwan obsypał Chancellora prezentami, dał gwarancje bezpieczeństwa i wyraził chęć nawiązania trwałych relacji z jego krajem.

W 1554 roku żeglarze ruszyli w drogę powrotną do Londynu. Ostatecznie to Chancellor, a nie Willoughby, stał się bohaterem, ponieważ zapewnił Kompanii Moskiewskiej monopol na handel ze Wschodem. Ale wkrótce szczęście opuściło również i jego – jego okręt zatonął bowiem w 1556 roku podczas kolejnego rejsu przez Morze Białe.

Bibliografia

Vilhjalmur Stefansson, Encyclopedia Arctica (1947–1951).

Eleanora C. Gordon, The Fate of Sir Hugh Willoughby and His Companions, „The Geographical Journal”.

Richard Hakluyt, Wyprawy morskie, podróże i odkrycia Anglików

Wasilij Gołowanow, Wyspa, czyli usprawiedliwienie bezsensownych podróży

Więcej:

Tudorowie

G.J. Meyer

Artykuł Tragedia wyprawy
Hugh Willoughby’ego
pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

HENRYK VIII – OBROŃCA WIARY

$
0
0
Henryk VIII otrzymał od papieża Leona X  honorowy tytuł Obrońcy Wiary. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Henryk VIII otrzymał od papieża Leona X
honorowy tytuł Obrońcy Wiary. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Tekst ukazał się w magazynie Tudorowie. Magazyn o historii Anglii w numerze 5/2016

W pamięci potomnych utrwalił się obraz Henryka VIII jako tyrana, który zamienił Anglię gościnnych klasztorów i rycerskich wartości na Anglię karierowiczów i posępnych, ubranych na czarno protestantów. Zanim jednak ów król przeobraził się w otyłego potwora, był szczupłym, przystojnym i światłym humanistą, a nade wszystko zdeklarowanym katolikiem, któremu papież Leon X nadał honorowy tytuł Obrońcy wiary.

Nowy Mesjasz

Kiedy wiosną 1509 roku niespełna osiemnastoletni Henryk VIII (1491–1547) wstępował na tron, poddani wszystkich stanów byli nim zachwyceni. W porównaniu ze słynącym ze skąpstwa, zamkniętym w sobie i wiecznie podejrzliwym ojcem, Henrykiem VII, otwarty, pełen życia i charyzmatyczny następca wydawał się władcą idealnym, zdolnym zapewnić królestwu lepszą przyszłość.

Jak stwierdził pewien Wenecjanin, przebywający wówczas w Anglii, miłość do nowego króla ogarniała każdego, „kto go ujrzy, albowiem Najjaśniejszy Pan wydaje się nie osobą z tego świata, ale kimś, kto zstąpił z niebios”. Kimś, komu Bóg jest życzliwy i będzie błogosławił jego rządom. Poddani, którzy wiązali wielkie nadzieje z panowaniem młodego Henryka, widzieli w nim nowego Mesjasza lub nowego Salomona, natomiast „książę humanistów” Erazm z Rotterdamu, który przed dziesięciu laty, podczas swojego pobytu na dworze w Eltham, miał okazję poznać ośmioletniego Henryka, uważał go za wszechstronnie utalentowanego geniusza.

Popularności, towarzyszącej Henrykowi VIII od początku rządów, sprzyjały dbałość o wizerunek, jego aktywny styl życia, sukcesy na arenie sportowej i w turniejach rycerskich oraz szerokie zainteresowania kulturalne, które budziły podziw i uznanie myślicieli chrześcijańskich z kraju i zagranicy, ze wspomnianym Erazmem na czele. Jednocześnie na szacunek zasługiwała jego wyjątkowa pobożność, będąca skutkiem wychowania, nad którym czuwała bogobojna i wpływowa babka, Małgorzata Beaufort, oraz pragnienie ściślejszego związania Anglii ze światem katolickim poprzez małżeństwo z Katarzyną Aragońską (1485–1536), córką Izabeli Kastylijskiej i Ferdynanda Aragońskiego, Królów Katolickich, słynących z walki z muzułmanami na Półwyspie Iberyjskim i zakończenia trwającej od kilku stuleci rekonkwisty (VIII–XV w.).

Wyjątkowa pobożność Henryka była efektem wychowywania go przez babkę, bogobojną Małgorzatę Beaufort. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Wyjątkowa pobożność Henryka była efektem wychowywania go przez babkę, bogobojną Małgorzatę Beaufort. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Ślub z Katarzyną Aragońską, wdową po starszym bracie, wymagał papieskiej dyspensy, i początkowo nic nie wskazywało na to, że religijny Henryk będzie chciał kiedykolwiek rozwiązać to małżeństwo i nieopatrznie poruszy lawinę wydarzeń, które doprowadzą do definitywnego zerwania Anglii z Rzymem. Zanim jednak do tego dojdzie, król wraz ze świątobliwą żoną, znaną jako Służebnica Boża Kościoła katolickiego, będą modlić się, pielgrzymować do słynnych w całym kraju miejsc kultu, wspierać nadaniami katolickie świątynie i klasztory oraz, jak większość im współczesnych, wierzyć w interwencję Boga w ziemskie sprawy.

Dla przykładu, kiedy w styczniu 1511 roku małżonkom urodził się pierwszy syn, Henryk, dziecko słabe i chorowite, pobożny monarcha odbył pielgrzymkę do kaplicy Matki Boskiej w Walsingham, by pomodlić się tam o jego zdrowie. Podróż, którą po części odbywał piechotą i boso, trwała dziesięć dni w jedną stronę. Złożenie ofiary, błagalne modlitwy i pokłon oddany relikwiom mleka Maryi Dziewicy nie pomogły, bo kilkutygodniowy następca tronu zmarł. Pomimo tragedii, król nie stracił wiary, wciąż pielęgnował swoją religijność i żywił nadzieję, że Bóg da mu jeszcze zdrowego potomka.

Przeciwko tezom Lutra

Pobożność nie przeszkadzała młodemu Henrykowi VIII zazdrościć teściom, władcom Hiszpanii, nadanego im przez papieża Aleksandra VI, tego słynnego Borgię, dziedzicznego tytułu Królów Katolickich (hiszp. Los Reyes Católicos). Zazdrościł również nielubianym francuskim monarchom zastrzeżonego wyłącznie dla nich honorowego miana „królów arcychrześcijańskich” (łac. rex christianissimus), którym według legendy szczycili się już od V stulecia, a więc od czasu Merowingów, choć w istocie otrzymali go dopiero w drugiej połowie XII wieku, w dowód wdzięczności za poparcie, jakiego udzielali papiestwu w walkach z niemieckimi cesarzami o inwestyturę.

Henryk VIII, zawsze łasy na tytuły i sławę, chciał zostać „obrońcą wiary katolickiej”. Okazja ku temu nadarzyła się po roku 1517, w którym Marcin Luter (1483–1546), augustiański mnich i wykładowca uniwersytetu w Wittenberdze, ogłosił 95 tez, które uderzały w ówczesną teologię. Krytykując kupczenie odpustami, niedbałe odprawianie mszy, rozpustę w kręgach duchowieństwa i nawołując do złagodzenia pokuty nakładanej w czasie spowiedzi, Luter przede wszystkim pragnął reformy Kościoła, ale nie spotkał się ze zrozumieniem. Z czasem więc poszerzył swoje zarzuty, zakwestionował nieomylność soborów i autorytet papiestwa, a 3 stycznia 1521 roku papież Leon X obłożył go ekskomuniką.

Choć Henryk VIII zacieśnił swe więzi ze światem katolickim poprzez ślub z Katarzyną Aragońską, po latach zrobił wszystko, aby się od niej uwolnić. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Choć Henryk VIII zacieśnił swe więzi ze światem katolickim poprzez ślub z Katarzyną Aragońską, po latach zrobił wszystko, aby się od niej uwolnić. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Henryk VIII, wierny Kościołowi i naukom religijnym odebranym w dzieciństwie, bardzo krytycznie odniósł się do teorii Lutra, z którymi być może zapoznał się już wiosną 1518 roku, gdy Erazm z Rotterdamu przesłał ich kopię do przyjaciela w Anglii, którym był wybitny mąż stanu Tomasz More (Morus, 1478–1535), późniejszy męczennik i święty. Co ciekawe, ten zaufany polityk i pisarz, z którym król dzielił poglądy religijne i któremu dawał wolną rękę w tropieniu heretyków w Anglii, wiele lat później zostanie oskarżony o zdradę stanu i skazany na śmierć z jego rozkazu. Henryk będzie już jednak innym człowiekiem i głową Kościoła Anglii, z czym ortodoksyjny Morus nie zdoła się pogodzić i złoży rezygnację z urzędu kanclerza.

Zanim drogi króla i Morusa na zawsze się rozejdą, obydwaj w kwestii tez Lutra będą wyrażali podobne poglądy. Chociaż Morus początkowo stwierdził, że dyskusja nad teoriami mnicha z Wittenbergi może być użyteczna dla przyszłości Kościoła, nieprzejednana postawa papieża i ewolucja poglądów Lutra wpłynęły na zmianę jego stanowiska. Jako zagorzały przeciwnik wszelkich herezji, stanowczo sprzeciwiał się potępianiu papiestwa i popierał działania króla w tej kwestii. Napisał też kilka traktatów polemicznych, w których potępiał reformatorów religijnych, z Lutrem na czele.

Papież Leon X nadał Henrykowi tytuł Obrońcy Wiary,  a Marcina Lutra obłożył ekskomuniką. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Papież Leon X nadał Henrykowi tytuł Obrońcy Wiary,
a Marcina Lutra obłożył ekskomuniką. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Henryk VIII, tak samo przeciwny naukom niemieckiego reformatora, obłożył tymczasem swoje królestwo zakazem propagowania idei reformacyjnych, czy to poprzez ich głoszenie, czy przemycanie z zagranicy książek Lutra lub ich czytanie. Tych zaś, którzy ośmieliliby się złamać to prawo, czekała najsurowsza kara – kara śmierci. To jednak nie wszystko, ponieważ król postanowił mieć osobisty wkład w zwalczanie luteranizmu. Napisał więc, przypuszczalnie przy pomocy Tomasza Morusa, uczony traktat przeciwko Lutrowi (chociaż niektórzy uważają, że autorem pracy był sam Morus).

W traktacie, zatytułowanym Obrona siedmiu sakramentów (Defence of the Seven Sacraments), odzwierciedlającym katolicką naukę o sakramentach, Henryk stanowczo i ze swadą wypowiedział się przeciwko tezom mnicha z Wittenbergi, wyrażonym w 1520 roku w trzyczęściowym traktacie, m.in. w dziele O niewoli babilońskiej Kościoła. Treść tej wyważonej Obrony…, dorównująca poziomem pracom naukowym, jakie wyszły spod pióra najznamienitszych filozofów i teologów, została wygłoszona w maju 1521 roku w trakcie starannie wyreżyserowanego, publicznego spektaklu, podczas którego na stosie obok płonęły księgi Lutra.

W traktacie Henryk występował w obronie katolickich nauk o siedmiu sakramentach i ostro krytykował Lutra, który ograniczył ich liczbę do trzech. Oprócz tytułowej apologii siedmiu sakramentów dzieło uderzało w heretyckie – z punktu widzenia Rzymu – poglądy reformatora, i zawierało pochwałę władzy papieży jako przywódców Kościoła. Na zakończenie autor zwrócił się do czytelników z apelem, aby nie ulegali wpływom Lutra: nie słuchali obelg przeciwko Namiestnikowi Chrystusowemu i nie zanieczyszczali myśli bezbożnymi herezjami, bo utracą miłość i pokorę. A jest to bardzo ważne, ponieważ brak miłości niszczy jedność wśród chrześcijan, którzy powinni trzymać się razem przeciwko niewiernym i wszelkim herezjom, które okazują się bardziej szkodliwe niż Turcy i Saraceni razem wzięci. Natomiast bez pokory człowiek „pęcznieje z próżnej chwały, traci rozum i płonie z zazdrości”.

Dziewięćdziesiąt pięć tez Marcina Lutra godziło  w ówczesną teologię. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Dziewięćdziesiąt pięć tez Marcina Lutra godziło
w ówczesną teologię. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Obrońca wiary

Po upublicznieniu traktatu Henryk uczynił wszystko, aby zwrócić na siebie uwagę papieża Leona X. W tym celu 21 maja 1521 roku przesłał z pałacu królewskiego w Greenwich do Rzymu dwadzieścia osiem egzemplarzy rozprawy, wraz ze specjalnym wydaniem, oprawionym w złoto, który miał przykuć uwagę adresata.

Pisząc do Jego Świątobliwości, „najbardziej oddany i pokorny syn, Henryk”, nie omieszkał nadmienić, że jego obowiązkiem, jako króla Anglii, jest występować w obronie Kościoła katolickiego przed wrogami prawdziwej wiary oraz ich błędnymi teoriami. Wspominając o wysiłkach, podjętych w celu wyeliminowania heretyckich nauk Lutra, powoływał się na troskę o dobro chrześcijaństwa, własną gorliwość religijną i przywiązanie do Stolicy Apostolskiej. I chociaż, jak twierdził, nie zrobił jeszcze zbyt wiele, był zdeterminowany, aby pokazać poprzez swoje pisma negatywny stosunek do Lutra i „jego nikczemnych książek” oraz bronić i wspierać Święty Kościół Rzymski nie tylko siłą oręża, lecz także wykorzystując „zasoby naszej inteligencji i naszych usług jako chrześcijanina”.

Zabiegi Henryka VIII odniosły pożądany skutek. Leon X nie tylko zapoznał się z Obroną siedmiu sakramentów, ale zarazem nie krył wzruszenia i podziwu dla elokwencji oraz wiedzy teologicznej angielskiego króla, który tak doskonale potrafił uderzyć w „strasznego potwora Lutra”. Dziękując Bogu, że wyniósł na tron mądrego księcia, który będzie bronił Kościoła, pisał: „Nigdy bym nie przypuszczał, że taką księgę zawdzięczać można monarsze, który musi swój poświęcać czas innym czynom, skoro ludzie, którzy poświęcają się studiom, nie potrafią zdobyć się na podobną”.

W październiku 1521 roku, w uznaniu dla zasług Henryka VIII na rzecz apologii katolicyzmu, Leon X ogłosił go Obrońcą wiary (łac. Fidei Defensor, ang. Defender of The Faith). Królewskie ambicje o honorowym tytule zostały zatem spełnione, chociaż nie na długo. Kolejny papież, Paweł III, odebrał go Henrykowi, gdy doszło do zerwania Anglii z Rzymem, i uznał, że czyny angielskiego władcy są „atakiem na Wiarę”.

Jakim więc prawem współcześni angielscy monarchowie mienią się Obrońcami wiary?

Istniejący do dziś tytuł Defender of the Faith, którego używa Elżbieta II, nie ma nic wspólnego z tym przyznanym Henrykowi VIII przez Leona X. Powstał bowiem w 1554 roku, kiedy parlament nadał go Edwardowi VI, synowi Henryka, i jego następcom. W rzeczywistości, choć podobny, był przeciwieństwem tytułu papieskiego. Najwyższym Rządcą Kościoła Anglii stał się wówczas król, obrońca prawdziwej wiary, tyle tylko że chodziło o anglikanizm, którego król miał bronić przed katolikami.

Nim Henryk VIII i Morus poróżnili się, głosili podobne poglądy co do tez Lutra. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Nim Henryk VIII i Morus poróżnili się, głosili podobne poglądy co do tez Lutra. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Kto napisał Obronę siedmiu sakramentów?

Obrona siedmiu sakramentów spełniła co prawda swoje zadanie i zwróciła uwagę papieża, zapewniając Henrykowi VIII tytuł Obrońcy wiary katolickiej, ale autorstwo traktatu wciąż pozostaje pod znakiem zapytania. Według Johna Foxa, rozprawa, choć przypisywana królowi, różniła się stylem od jego tekstów. Niektórzy uważają, że autorem książki, a nie tylko współautorem czy redaktorem, był Tomasz Morus, doświadczony w pisaniu podobnych polemik. Spekuluje się również, że mogli ją napisać na zlecenie króla biskup Fisher lub kardynał Wolsey.

Dzisiaj nie sposób zanegować autorstwa Henryka ani dowieść, jaką część tekstu napisał sam, ale wiadomo, że hipoteza ta pochodzi od samego Lutra. Po publikacji Obrony siedmiu sakramentów reformator stwierdził bowiem, że króla Anglii nie należy traktować poważnie. Wkrótce jednak, w liście z 1525 roku, przeprosił Henryka za atak i wyjaśnił, iż miał na myśli to, że Obrona… nie jest jego dziełem, a na prawdziwe potępienie zasługuje Wolsey, „potwór zagrażający Bogu i ludziom, kardynał Yorku, plaga królestwa”. Czyżby więc Luter uważał Wolseya za autora traktatu?

Henryk stanął w obronie kardynała, wiernego sługi Kościoła, który od początku pomagał mu w rządach, a nawet wyręczał go w obowiązkach. Odpisując na list, stwierdził, że Wolsey będzie mu tym droższy, im bardziej będzie znienawidzony przez heretyków. Luter, w przekonaniu, że młody król znajduje się pod wpływem Wolseya i innych fanatycznych katolików, usprawiedliwiał jego pobudki i wciąż błagał o przebaczenie. Obiecywał również napisać dzieło, które byłoby apologią Henryka, ale król nie przyjął oferty.

Papież Paweł III odebrał Henrykowi tytuł Obrońcy Wiary nadany mu przez Leona X. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Papież Paweł III odebrał Henrykowi tytuł Obrońcy Wiary nadany mu przez Leona X. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Po tak zdecydowanej odmowie i odrzuceniu propozycji przyjaźni nie należy się dziwić, że Luter odmówi później Henrykowi poparcia w jego staraniach o unieważnienie małżeństwa z Katarzyną Aragońską. Luter, w niekończącej się debacie na temat papieskich odpustów i dyspens, twierdził, że wierzy w świętość małżeństwa i że należy wspierać Katarzynę Aragońską, występującą w obronie tej świętości. Innymi słowy radził Henrykowi nie tylko zachować starą żonę, ale i nie popierał ślubu z nową wybranką, Anną Boleyn. Cóż, byli kwita w dyskusji na temat małżeństwa, skoro kiedyś król kazał mu porzucić żonę i udać się do klasztoru…

Wracając do Obrony siedmiu sakramentów, warto jeszcze wspomnieć o liście cesarskiego ambasadora Chapuysa, któremu autorstwo rozprawy wydawało się kontrowersyjne w odniesieniu do zerwania Henryka VIII z Rzymem. Chapuys pisał, że skoro „obecne postępowanie króla jest sprzeczne z ideą książki, wcześniej napisanej w jego imię”, prawdą może być treść zawarta w drukowanym przekładzie listu od Lutra, „że książka nie powstała z jego własnej woli i że został nakłoniony do pisania przez kardynała Yorku i innych prałatów”.

Jak był naprawdę, nigdy się nie dowiemy. Henryk mógł napisać rozprawę sam lub przy czyimś wsparciu, pod wpływem ówczesnych wydarzeń, tj. wystąpienia Lutra. Naturalne jest również, że postanowił wykorzystać ją w celu zbliżenia się z Rzymem, a kiedy po latach z nim zerwał i zanegował nieomylność papieża, mógł sam wypierać się autorstwa dzieła, będącego apologią jego nowych wrogów – Kościoła i papiestwa.

Marcin Luter, podobnie jak Henryk, stał się wrogiem papiestwa. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Marcin Luter, podobnie jak Henryk, stał się wrogiem papiestwa. Wikimedia Commons, domena publiczna.

Odwrót od Rzymu

Henryk VIII, Obrońca wiary wychwalany przez papieża Leona X i katolickie autorytety w Europie, nie czuł się spełniony. Pobożna Katarzyna Aragońska, Służebnica Boża Kościoła katolickiego, która na próżno modliła się godzinami o urodzenie zdrowego następcy tronu, nie dała mu dziedzica. Henryk, wybraniec Boga, po wielu przemyśleniach uznał to za przejaw kary boskiej. Za co? Za kazirodztwo, które popełnił, poślubiając wdowę po bracie.

Zanim jednak rozpoczął starania o unieważnienie małżeństwa z podstarzałą królową, które zakończą się kampanią przeciwko papiestwu, próbował doprowadzić do mariażu Marii, swojego jedynego żyjącego dziecka, z siostrzeńcem żony, ultrakatolickim cesarzem Karolem V z dynastii Habsburgów, sprawującej rządy nad połową Europy. Pomimo umowy przedmałżeńskiej, Karol nie poślubił Marii, a urażony Henryk przeobraził się wtedy – jak twierdzi część historyków – w okrutnego tyrana.

Marcin Luter, którego jeszcze nie tak dawno krytykował ekskomunikowany w 1533 roku król, nazwał go „szlachetką Henrykiem”, który „sam siebie ma za Boga i robi to, na co ma ochotę”. Chociaż obaj stali się wrogami papiestwa i, w przekonaniu własnym oraz swoich zwolenników, obrońcami wiary, nie zostali przyjaciółmi, a drogi zapoczątkowanych przez nich wyznań poszły zupełnie innym torem.

Luteranizm oraz inne nurty reformacyjne powstawały w taki sposób, że najpierw ich inicjatorzy tworzyli propozycje odnowy i reformy Kościoła, a dopiero później dochodziło do zerwania z Rzymem i wykształcenia się instytucji nowego wyznania. Tymczasem w przypadku anglikanizmu było odwrotnie. Autonomiczny Kościół anglikański narodził się, zanim udało się sformułować jego zasady. Ponadto jego twórcą był nie duchowny i nie teolog, ale człowiek świecki, król Henryk VIII, który w nowej, wykreowanej przez siebie rzeczywistości gotów był bronić własnych poglądów z determinacją równą tej, z jaką przed kilkunastu laty atakował Lutra, i tej samej, która przyniosła mu papieski tytuł Obrońcy wiary.

Artykuł HENRYK VIII – OBROŃCA WIARY pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

Święta Bożego Narodzenia epoki Tudorów

$
0
0

Święta, święta i po świętach. Nie usłyszelibyśmy takich słów w Anglii czasów Tudorów. Obchody świąt Bożego Narodzenia trwały tam bowiem aż… dwanaście dni i były jednymi z najradośniejszych w ciągu roku.

Dwanaście dni i nocy

Świętowanie rozpoczynało się 25 grudnia i trwało do Trzech Króli, czyli pełne dwanaście nocy. Kończył się czas adwentu, podczas którego obowiązywał post i zakazane było spożywanie mięsa, sera i jajek. Rozpoczynało się świętowanie, czas biesiad, spotkań z rodziną i przyjaciółmi, czas licznych zabaw i hołdowania tradycji. Przez dwanaście dni świąt zakazana była wszelka praca na roli – aż do pierwszego poniedziałku po Dwunastej Nocy. W 1541 roku Henryk VIII prawnie zabronił nawet uprawiania w dzień Bożego Narodzenia jakichkolwiek sportów – oczywiście oprócz łucznictwa!

Ilustracja przedstawiająca grupę osób ciągnących Yule log. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Ilustracja przedstawiająca grupę osób ciągnących Yule log. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Każdy dzień poświęcony był wspomnieniu ważnego wydarzenia religijnego lub pamięci innego świętego.

Dzień pierwszy (25 grudnia) – dzień Bożego Narodzenia, podczas którego świętowano narodzenie Jezusa.

Dzień drugi (26 grudnia) – wspomnienie św. Szczepana, pierwszego męczennika. Dzień też był znany jako Boxing Day. Nazwa wywodzi się od zwyczaju obdarowywania służących lub biednych podarunkami zapakowanymi w pudełka (ang. box).

Dzień trzeci (27 grudnia) – wspomnienie św. Jana Apostoła.

Dzień czwarty (28 grudnia) – wspomnienie Świętych Młodzianków Męczenników. Jest to upamiętnienie Rzezi Niewiniątek dokonanej na rozkaz namiestnika Galilei, Heroda, w Betlejem.

Dzień piąty (29 grudnia) – wspomnienie św. Tomasza Becketa, arcybiskupa Canterbury, zamordowanego na rozkaz króla Henryka II 29 grudnia 1170 roku.

Dzień szósty (30 grudnia) – wspomnienie św. Egwina, biskupa Worcesteru.

Dzień siódmy (31 grudnia) – wigilia Nowego Roku. Tego dnia tradycyjnie odbywały się różnego rodzaju gry i zawody sportowe. Najbardziej popularne były konkursy łucznicze.

Dzień ósmy (1 stycznia) – uroczystość Bożej Rodzicielki Maryi. Na dworze Tudorów był to dzień wręczania prezentów. Szczególnie należało zadbać o podarunek dla monarchy.

Dzień dziewiąty (2 stycznia) – wspomnienie św. Bazylego Wielkiego, biskupa Cezarei, i św. Grzegorza z Nazjanzu, dwóch Doktorów Kościoła.

Dzień dziesiąty (3 stycznia) – uroczystość Najświętszego Imienia Jezus.

Dzień jedenasty (4 stycznia) – wspomnienie św. Symeona Słupnika Starszego.

Dzień dwunasty (5 stycznia) – wigilia święta Objawienia Pańskiego, zwanego świętem Trzech Króli.

Boże Narodzenie było przede wszystkim świętem religijnym, bardzo mocno wpisanym w tradycje każdej warstwy społecznej w Anglii. Obecność w kościele była bardzo ważną częścią świętowania. Obchody rozpoczynały się uroczystą mszą, odbywającą się jeszcze przed świtem. Wierni szli w okazałej procesji ze świecami, śpiewając genealogię Jezusa. Następnie w ciągu dnia odbywały się jeszcze dwie msze, w których wierni zobowiązani byli uczestniczyć. To syn Henryka VIII, Edward VI, wprowadził prawo nakazujące swoim poddanym uczestniczenie we mszy w dzień Bożego Narodzenia. I praktycznie rzecz biorąc, to prawo do dziś obowiązuje angielskich poddanych.

Popularną tradycją było wybieranie „chłopca-biskupa”. Młodzieniec ten zastępował biskupa we wszystkich czynnościach, takich jak modlitwa czy odwiedzanie wiernych, oczywiście oprócz odprawiania mszy. Była to lekcja pokory, zgodna ze słowami Jezusa o przynależności dzieci do Królestwa Bożego. Wybory „chłopca-biskupa” zostały zakazane przez Henryka VIII w roku 1541. Król czuł prawdopodobnie, że tradycja ta narusza godność i autorytet Kościoła, a także jego samego jako głowy tej instytucji.

W czasach Tudorów, podobnie jak dzisiaj, podczas świąt na stołach gościły słodycze. © Pixabay.com, silviarita.

W czasach Tudorów, podobnie jak dzisiaj, podczas świąt na stołach gościły słodycze. © Pixabay.com, silviarita.

Uczta

Po nabożeństwie wierni udawali się na w pełni zasłużoną ucztę. Domy udekorowane były zwykle zielonymi gałęziami świerku, suszonymi owocami, jagodami i świecami. Stoły uginały się od różnego rodzaju mięs, których spożycie było surowo zakazane w czasie adwentu. Biedacy jadali drób lub dziczyznę. Bogacze cieszyli się pieczonymi dzikami, łabędziami czy pawiami. Z ptactwa, przed pieczeniem, zdejmowano skórę i pióra, po przygotowaniu zaś ptaki z powrotem ozdabiano upierzeniem, by nadal wyglądały jak żywe.

Potrawa znana jako bożonarodzeniowy pudding narodziła się już w XIV wieku, ale w niczym nie przypominała współczesnego, świątecznego puddingu. Był to rodzaj owsianki przyrządzonej z wołowiny i baraniny z rodzynkami, porzeczkami, suszonymi śliwkami, przyprawami i winem. Konsystencją przypominała raczej zupę. W XVI stuleciu pudding zaczął się przeobrażać w rodzaj deseru. Zaczęto do niego dodawać jajka, mąkę, bułkę tartą, więcej suszonych owoców i piwo lub spirytus. Na uczcie nie mogło bowiem zabraknąć alkoholu, nie tylko zresztą w potrawach. Pijano na przykład bardzo popularne grzane wino czy wassail. Po takiej biesiadzie przychodziła pora na zabawę.

W czasach Tudorów obdarowywano się prezentami. Czasem były to upominki skromne i praktyczne, w tym np. orzechy czy owoce. © Pixabay.com, Romi.

W czasach Tudorów obdarowywano się prezentami. Czasem były to upominki skromne i praktyczne, w tym np. orzechy czy owoce. © Pixabay.com, Romi.

Świąteczne tradycje

Do najbardziej rozpowszechnionych tradycji świątecznych należały wybory Władcy Zamętu, zazwyczaj związane z ostatnią, Dwunastą Nocą. Najpopularniejszą metodą wyboru nowego Władcy (lub Władczyni) było upieczenie specjalnego, świątecznego ciasta, do którego dodawano fasolkę. Ten, kto ją znalazł w swoim kawałku, przejmował rządy, ubrany po królewsku przewodniczył zabawom i pijaństwu – jednym słowem, wprowadzał radosny zamęt i chaos. O północy jego rządy się kończyły i świat znowu wracał do starego porządku.

Z muzyki usłyszeć można było tradycyjną grę na dudach. Podczas tej wyjątkowej nocy grano w liczne gry i zabawy. Szczególnie popularne były te z użyciem jajek – na przykład toczenie między sobą jajka przez dwie osoby oddalające się coraz bardziej od siebie lub bieganie z jajkiem położonym na łyżeczce. Inną lubianą grą było „prychnięcie smoka”, w której to konkurencji należało wybrać rodzynki lub inne suszone owoce z tacy z płonącą brandy.

Niezwykle popularnym zwyczajem był „wassailing”, czyli przodek dzisiejszego kolędowania. Biesiadnicy chodzili od drzwi do drzwi, śpiewając i niosąc misę z gorącym piwem z jabłkami, cukrem i przyprawami, zwanym „wassail”. Gospodarz miał obowiązek ich powitać, napić się z misy i obdarować ówczesnych kolędników drobnymi monetami.

Z czasów pogańskich, prawdopodobnie z czasów wikingów, wywodził się zwyczaj palenia specjalnej kłody drewna zwanej Yule log. Kłoda ta była specjalnie wybierana w lesie i z wielkim ceremoniałem przynoszona do domu. W Anglii był to zazwyczaj dąb. Drewno wkładano do paleniska i zapalano od pozostałości po zeszłorocznej kłodzie. Bal miał się palić przez dwanaście dni Bożego Narodzenia. Wierzono, że zwęglone kawałki drewna, pozostawione, aby zapalić następne Yule log, przynoszą szczęście.

Święci Młodziankowie na obrazie Duccio di Buoninsegni. Wspomnienie Świętych Młodzianków Męczenników przypadało czwartego dnia świąt, 28 grudnia. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Święci Młodziankowie na obrazie Duccio di Buoninsegni. Wspomnienie Świętych Młodzianków Męczenników przypadało czwartego dnia świąt, 28 grudnia. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Prezenty

Zwyczaj obdarowywania się prezentami – w czasach współczesnych w Wigilię Bożego Narodzenia – w epoce Tudorów związany był z obchodami Nowego Roku. Prezentami były owoce, orzechy, nowe ubrania lub zabawki dla dzieci, podarunki raczej skromne i praktyczne. Wyjątkiem był jak zwykle dwór królewski. Z okazji Nowego Roku każdy możnowładca był zobowiązany podarować prezent swojemu monarsze. Prezenty były mniej lub bardziej drogie i wyszukane, zdarzały się wręcz dzieła sztuki, ale także haftowane przez damy dworu koszule. Każdy podarunek był pieczołowicie zapisywany w specjalnej księdze. Niektóre prezenty miały specjalne znaczenie. Elżbieta I otrzymała na przykład wysadzany klejnotami bat. Był to podarek od sir Philipa Sidneya, wysłany na przeprosiny i oznaczający, że lord poddaje się woli królowej. Do jednych z ulubionych prezentów Henryka VIII musiał należeć z pewnością portret upragnionego dziedzica tronu, młodego księcia Edwarda, pędzla Hansa Holbeina. Anna Boleyn, już jako królowa, podarowała mężowi przepiękną, wysadzaną drogimi kamieniami, srebrną ozdobę na stół w kształcie fontanny, autorstwa Hansa Holbeina Młodszego.

Henryk VIII otrzymywał prezenty, ale i sam ofiarowywał je swoim najbliższym. W 1532 roku podarował swojej siostrze Marii Tudor dwa pozłacane dzbany i pozłacany kielich, a swojej córce Marii dwa pozłacane dzbany i trzy pozłacane kielichy. Jego hojność nie miała granic zwłaszcza w stosunku do przyszłej żony, Anny Boleyn. Już w 1532 roku otrzymała ona wspaniałe zasłony do komnaty oraz narzutę na łoże ze srebrnej, złotej i karmazynowej satyny. Rok później dostała ogromną ilość złotych i srebrnych dzbanów, kielichów, mis, talerzy, sztućców, ozdób do komnaty i świec. Szkoda tylko, że te wspaniałe prezenty nie przyniosły jej szczęścia…

Po Dwunastu Nocach życie wracało do swojego zwykłego porządku, a poddanym angielskiego króla nie pozostawało nic innego, jak wyczekiwać na kolejne Boże Narodzenie.

Bibliografia

http://www.thetudortattler.com/search/label/12%20Days%20of%20Tudor%20Christmas

http://www.theanneboleynfiles.com/new-year-a-time-for-giving-in-tudor-times/

http://www.whychristmas.com/customs/12daysofchristmas.shtml

Więcej:

Tudorowie

G.J. Meyer

Artykuł Święta Bożego Narodzenia
epoki Tudorów
pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

O słoniu spacerującym po zamarzniętej Tamizie

$
0
0

Zmiany klimatu i temperatury powietrza potrafią decydować o historii całego świata. Mogą nawet wywoływać wojny, nieurodzaj i społeczno-gospodarcze rewolucje, a także wpływać na zwykłe, codzienne życie. Między XIV a XIX wiekiem półkula północna zmagała się z ochłodzeniem, a lata 1600– 1800 zyskały nawet miano Małej Epoki Lodowcowej.

Zamarznięta Tamiza na obrazie Abrahama Hondiusa z 1677 roku. ©  Wikimedia Commons, domena publiczna.

Zamarznięta Tamiza na obrazie Abrahama Hondiusa z 1677 roku. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Długotrwały spadek temperatur rozregulował średniowieczną gospodarkę opartą na rolnictwie. Pojawiające się okresowo fale głodu, które były konsekwencją niesprzyjającej aury, co jakiś czas wywoływały serię kataklizmów. Amerykański pisarz i eseista Lawrence E. Joseph, badacz aktywności słońca i tematyki impulsu elektromagnetycznego, przeanalizował różne historyczne fakty pod kątem zmniejszonej aktywności plam słonecznych. W swojej książce Słoneczny kataklizm. W jaki sposób Słońce ukształtowało historię i co możemy zrobić, by ocalić przyszłość, łączy wahania rozbłysków naszej gwiazdy m.in. z wojną stuletnią, upadkiem dynastii Ming w Chinach czy katastrofą ekologiczną na Wyspie Wielkanocnej. Znaczna część tego, co wiemy na temat ostatniej epoki lodowcowej, pochodzi ze źródeł historycznych – dzienników, kronik czy pejzaży. Według klimatologów w czasie średniowiecznego ochłodzenia było o wiele zimniej niż obecnie. Jednak dokładnych temperatur nie jesteśmy w stanie określić, chociażby ze względu na to, że pierwszy precyzyjny termometr wyprodukowano dopiero ok. 1720 r. za sprawą urodzonego w 1686 r. w Gdańsku niemieckiego fizyka i inżyniera, Daniela Fahrenheita. Do powszechnego i masowego użytku termometr rtęciowy, już ze skalą Celsjusza, wszedł stosunkowo późno, bo w XIX w. Dopiero od tamtej pory dysponujemy w miarę regularnymi odczytami. Mimo że w Europie skala Celsjusza wyparła skalę Fahrenheita, mieszkańcy Wysp Brytyjskich okazali tak wielkie przywiązanie do tradycyjnych jednostek pomiaru, że do dziś, szczególnie starsze pokolenie Brytyjczyków, używa ich w nieoficjalnym obiegu.

Zabawa na zamarzniętej rzece. ©  Wikimedia Cpmmons, domena publiczna.

Zabawa na zamarzniętej rzece. © Wikimedia Cpmmons, domena publiczna.

Kiermasze na lodzie

Wiadomo, że w czasach ochłodzenia mróz był na tyle silny, że w latach 1142–1895 Tamiza zamarzała prawie czterdzieści razy. Co więcej, pokrywa lodowa była tak gruba, że swobodnie toczyło się na niej miejskie życie. Mimo że ciężkie zimy czasem niosły ze sobą wizję głodu i śmierci, ludzie starali się czerpać tyle radości z życia, ile tylko potrafili, przystosowując się do nowych warunków. Źródła wspominają, że podczas pierwszego zamarznięcia Tamizy rzekę zamieniono w boisko do piłki nożnej. Rozgrywki sportowe na lodzie były od tego czasu dość popularną zimową zabawą. W 1309 r. na lodowej tafli rozpalono ognie i zorganizowano polowanie na zające z udziałem psów. Podobno zimą 1536 r. Henryk VIII całą drogę z centrum Londynu do Greenwich przejechał saniami wzdłuż rzeki.

W 1564 r. Tamiza stała się zwykłym ciągiem komunikacyjnym. Spacerowano po niej wszerz i wzdłuż. Ponoć tego roku sama królowa Elżbieta I przemierzyła skutą lodem rzekę. Surowe warunki atmosferyczne otwierały nowe możliwości przed kreatywnymi ludźmi interesu. Przedsiębiorczy kupcy wciągali na rzekę swoje zaopatrzone w płozy stragany, wokół których licznie gromadzili się londyńczycy. Między rokiem 1607 a 1814 zorganizowano siedem wielkich targów i niezliczoną ilość mniejszych. Miały one charakter usługowo-rozrywkowy. Rozpoczynały się zazwyczaj w styczniu, tak jak to miało miejsce w 1607 i 1608 r., za czasów Szekspira. Na lodzie pojawiały się boiska do piłki nożnej, korty tenisowe, ogrzewane ogniem budki szewców i fryzjerów, stragany z owocami, a nawet dwa puby. Przy większych mrozach zdarzało się, że handlowe obozowiska utrzymywały się nawet do lutego.

Jarmarki na Tamizie pozostawiły ślady m.in. w postaci obrazów, szkiców i drzeworytów. Przykładem może być płótno olejne z 1676 r. autorstwa znakomitego holenderskiego malarza Abrahama Hondiusa. Ukazuje ono beztroską zabawę na zamarzniętej rzece przy London Bridge, rzędy kramów oraz sanie i powozy poruszające się po lodzie. Mamy również ilustrację z 1814 r. wykonaną przez znanego karykaturzystę George’a Cruikshanka, na której widzimy drukarza sprzedającego pamiątkowe kartki, ludzi przewracających się na lodzie, grających w kręgle, skrzypka i tancerzy, obściskującą się parę, a wszystko obok namiotu z napisem: Gin i pierniki, sprzedaż hurtowa.

Ilustracja przedstawiająca życie na wsi w czasie ciężkiej zimy. W domu, ukazanym bez jednej ze ścian, by widz mógł zajrzeć do środka, grzeją się przy kominku trzy osoby. ©  Wikimedia Commons, domena publiczna.

Ilustracja przedstawiająca życie na wsi w czasie ciężkiej zimy. W domu, ukazanym bez jednej ze ścian, by widz mógł zajrzeć do środka, grzeją się przy kominku trzy osoby. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Targ oczami pamiętnikarza

Najobszerniejszą relację z jarmarku na lodzie zawdzięczamy słynnemu angielskiemu pisarzowi, pamiętnikarzowi i ekologowi Johnowi Evelynowi. Piątego lutego 1684 r., wracając z obiadu u arcybiskupa Canterbury do swojego pałacu w Lambeth, skierował on powóz na zamarzniętą Tamizę. Nieco zniesmaczony sześćdziesięcioczterolatek w swoim dzienniku opisywał niezliczone rzesze ludzi, którzy niczym ławice morskich śledzi kotłowali się wokół prowizorycznych pubów, popijając wódkę, brandy i piwo. Wśród rozmaitych przekąsek i potraw, które zachęcały do obżarstwa, wyliczał pieczone jabłka i naleśniki, a także gorącą wołowinę, gęsinę, kaczki, kurczaki, indyki i króliki. Tamiza, jak zauważył, stała się na ten czas jarmarkiem i targowiskiem w jednym. Swobodna atmosfera sprzyjała również różnym nieobyczajnym zachowaniom, które gorszyły i oburzały autora wspomnień. Skromny i bogobojny John Evelyn nie podzielał zachwytu uczestników jarmarku, porównując go do nieprzyzwoitych bachanalii lub karnawału na wodzie. Z zapisków Johna dowiadujemy się również o kolejnej ciekawostce zimowego kiermaszu. Lód był na tyle gruby, że postawiono na nim małą drukarnię. Za sześć pensów każdy mógł otrzymać ozdobną kartę z własnym nazwiskiem, datą i obowiązkowym napisem: Wydrukowane na zamarzniętej rzece Tamizie. Przedsiębiorczy drukarz był w stanie zarobić na tym aż do pięciu funtów dziennie. Kolejki, które ustawiały się po tę pamiątkę, świadczą o wielkiej popularności i nadzwyczajności targów na Tamizie. Do dzisiejszych czasów przetrwała pocztówka z 31 stycznia 1684 r. upamiętniająca wizytę na targach króla Karola II, jego żony i brata.

Pożegnalny jarmark

Ostatni i prawdopodobnie największy festiwal odbył się w 1814 r. za panowania króla Jerzego III. Trwała właśnie jedna z najbardziej srogich zim, jakie wspominano od 1660 r. Między skleconymi naprędce sklepikami, ustawionymi w samym sercu miasta, pomiędzy dwoma mostami – Blackfriars Bridge i London Bridge – przewijały się tysiące rozbawionych mieszczan. Popijano aromatyczny dżin, herbatę, gorącą czekoladę lub świeżo parzoną kawę i delektowano się lokalnymi przysmakami. Muzeum Londyńskie, oprócz różnych pamiątek po targach na Tamizie, do dziś w swoich zbiorach przechowuje niecodzienny eksponat w postaci świetnie zachowanego kawałka piernika. Ma on już ponad 200 lat i został kupiony właśnie na jarmarku w 1814 r. Atmosfera kiermaszu miała wyjątkowy, ludyczny charakter. Na buzującym ogniu piekły się nadziane na ruszt mięsiwa, muzykanci przygrywali tańczącym parom, a ponad radosnym gwarem tłumu przebijały się entuzjastyczne okrzyki amatorów kręgli. Aż dziesięć pras drukarskich pełną parą tłoczyło okolicznościowe karty, a także nutowe zapisy melodii skomponowanych specjalnie na tę okazję. Wśród różnych atrakcji mających przyciągnąć mieszkańców Londynu na Mroźny Jarmark wyliczyć można również jazdę na łyżwach, loterię, huśtawki, przedstawienia kukiełkowe, kuligi, wyścigi zaprzęgów, szczucie byka oraz różnego rodzaju proste garkuchnie. W ich kuszącej ofercie oprócz posiłku znajdował się także hazard, alkohol oraz nierząd. Najważniejszym punktem programu okazał się jednak sensacyjny spektakl, o którym informował londyński „Morning Post”. W pewnym momencie na tafli lodu pojawił się bowiem… najprawdziwszy słoń, który majestatycznym krokiem przemaszerował na drugi brzeg. Nie dziwi więc fakt, że za samo wejście na Tamizę pobierano opłatę w wysokości trzech pensów, skoro można było uczestniczyć w tak egzotycznym pokazie.

Jarmark ten był dla handlowców niezwykle dochodowym przedsięwzięciem. Sam znaczek o treści „Kupione na Tamizie” przyczepiony do produktu podnosił jego cenę kilkukrotnie. Tak opisane błyskotki, zabawki i książki były nawet trzykrotnie droższe. Chętnych jednak nie brakowało. Kiermasz, pomimo wielkiej popularności, musiał zakończyć się już 5 lutego, zaledwie po pięciu dniach od otwarcia. Nagłe ocieplenie sprawiło, że lód zaczynał szybko topnieć. Niektóre namioty i sprzęt wpadły do wody, a kilka osób nawet straciło życie. Podobnych tragedii było oczywiście więcej. W 1739 r. pękający lód pochłonął kilka stoisk, razem z ludźmi i ich dobytkiem. Głośny nieszczęśliwy wypadek, opisywany przez „Gentleman’s Magazin”, zdarzył się w 1789 r. Nocą topniejący lód wyprowadził z portu statek przycumowany do nadbrzeżnego pubu. Mocne kotwice odpływającego żaglowca, z których jedna osadzona była w piwnicy budynku, zrównały dom z ziemią, zabijając pięć śpiących w nim osób.

Nigdy więcej nie było już okazji do oddania się swawolom na zamarzniętej rzece. Mimo że na przykład styczeń 1820 r. należał do mroźniejszych, a pokrywa lodu skuwającego Tamizę dochodziła do półtora metra, nie zorganizowano już kolejnego kiermaszu.

Zimowe łowy. ©  Wikimedia Commons, domena publiczna.

Zimowe łowy. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Ocieplenie

W tamtych czasach Tamiza zamieniała się w gigantyczne lodowisko nie tylko ze względu na niskie temperatury, które po tym czasie globalnie wzrosły. Dodatkowym powodem tego stanu rzeczy był stary London Bridge. Jego konstrukcja na tyle rozleniwiała rzekę, że ta płynęła wolniej, rozlewając się wszerz, na tereny, które obecnie są gęsto zabudowane. W 1835 r. most, dźwigający szereg sklepów i innych budynków, zastąpiono nowym. Jego dotychczasowe dziewiętnaście łuków przekształcono w pięć. Szybkość przepływu wody wzrosła na tyle, że Tamiza stała się mniej podatna na zamarzanie i nie pokryła się lodem, nawet gdy w 1895 r. temperatura spadła poniżej –20°C. Przez następne sto lat po ostatnim Mroźnym Jarmarku budowano nabrzeża i umocnienia, które do dziś skutecznie zapobiegają zamarzaniu rzeki. Obecnie na temperaturę Tamizy ma wpływ również miejska kanalizacja transportująca deszczówkę oraz wodę podgrzaną w mieszkaniach i elektrowniach. Poza tym współczesne miasta emitują dużą ilość ciepła, która również kształtuje ich mikroklimat. Z tego powodu jarmarki na rzece stanowią jedynie ciekawe i zaskakujące wspomnienie sprzed wieków. Chyba że stanie się to, co prognozuje część naukowców, i słońce znów postanowi mrugnąć do nas okiem. Zamiast grożącego nam globalnego ocieplenia możemy wtedy dostać powtórkę z epoki lodowcowej.

Bibliografia

Geoffrey Trease, Dwanaście miesięcy, czyli historia Anglii, Nasza Księgarnia, Warszawa 1981.

Lawrence E. Joseph, Słoneczny kataklizm. W jaki sposób Słońce ukształtowało historię i co możemy zrobić, by ocalić przyszłość, Wydawnictwo Illuminatio, Białystok 2013.

Randy Cerveny, Wielkie katastrofy i anomalia klimatyczne w dziejach, Bellona, Warszawa 2008.

https://lostcityoflondon.co.uk/tag/frozen-thames/

http://tvnmeteo.tvn24.pl/informacje-pogoda/ciekawostki,49/naukowcy-przygotujmy-sie-na-kolejna-mala-epoke-lodowa,173670,1,0.html

http://www.atlasobscura.com/articles/frost-fair-of-london

http://www.bbc.com/news/magazine-25862141

http://www.dailymail.co.uk/news/article-2524252/How-Londoners-celebrated-River-Thames-freezing-frost-fairs-ice.html

http://www.historic-uk.com/HistoryUK/HistoryofEngland/The-Thames-Frost-Fairs/

http://www.label.pl/po/termometr.html

https://obstinateheadstronggirl.wordpress.com/2015/12/

Więcej:

Tudorowie

G.J. Meyer

Artykuł O słoniu spacerującym
po zamarzniętej Tamizie
pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

Podziemna wojna Tudorów

$
0
0
Petrus Almaire, uzdolniony muzyk i autor manuskryptów był jednym ze szpiegów Thomasa Wolseya. © Wikimedia Commons.

Petrus Almaire, uzdolniony muzyk i autor manuskryptów był jednym ze szpiegów Thomasa Wolseya. © Wikimedia Commons.

Anglia stworzyła najlepsze w XVI-wiecznej Europie służby specjalne. Jej tajni agenci toczyli bezwzględną walkę z krajowymi i zagranicznymi spiskowcami zmierzającymi do restytucji katolicyzmu. W tej brudnej wojnie nie cofano się przed żadną podłością i bezeceństwem.

Zasiadając na tronie w 1509 roku, Henryk VIII czuł za plecami oddech groźnego konkurenta, przebywającego na emigracji Richarda de la Pole’a z rodu Yorków, zwanego „Białą Różą”. Sprzymierzony z królem Francji arystokrata snuł plany zebrania armii najemników, desantu na angielskim wybrzeżu i obalenia Henryka.

Potrzebą chwili było uzyskanie języka na dworze de la Pole’a. Zadanie niełatwe, jako że w tym okresie angielski wywiad był dopiero w powijakach. Na pomysł, jak poradzić sobie z wyzwaniem, wpadł nieodzowny kardynał Thomas Wolsey, czołowy doradca króla. Zwrócił on uwagę na przebywającego akurat na dworze w Londynie Bawarczyka – Petrusa Alamire’a. Ten wszechstronnie uzdolniony muzyk, kompozytor i autor manuskryptów wędrował po dworach Europy, demonstrując swe umiejętności za hojne wynagrodzenie.

Zachęcony przez Wolseya, Alamire połasił się na dodatkowy zarobek i wyruszył do Metzu we Francji, gdzie przebywał de la Pole. Jego osoba nie wzbudziła podejrzeń. Wędrujący od dworu do dworu muzycy byli zjawiskiem naturalnym i mieli bezpośredni dostęp do królów i arystokratów. Od 1515 roku Bawarczyk kursował pomiędzy Francją i Anglią, przekazując Wolseyowi informacje o knowaniach Richarda „Białej Róży”. Dostarczał też cenne wiadomości w listach.

Był jednak pewien szkopuł. W pewnym momencie szpieg zaczął też pracować dla.. de la Pole’a, informując go o sytuacji na dworze w Londynie. Wolsey zorientował się po jakimś czasie, że muzyk gra na dwa fronty. Postanowił go aresztować i zgładzić. Alamire został jednak przez kogoś w porę ostrzeżony i więcej nie pojawił się w Anglii. Nie wiadomo, czy jako szpieg bardziej przysłużył się Tudorowi, czy jego wrogowi. Tak czy inaczej de la Pole nadal uparcie pracował nad planem desantu na Anglię, i nie zaprzestał tego aż do swojej śmierci w 1525 roku.

Herba Richarda de la Pole. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Herba Richarda de la Pole.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Fanatyk i jego pajęcza sieć

Amatorskie szpiegostwo z pierwszych lat panowania Henryka VIII rozwijało się z biegiem czasu w coraz bardziej profesjonalną działalność. W czasach Elżbiety I jej sekretarz stanu Francis Walsingham kierował już siatką bardzo sprawnie wyszkolonych agentów. W ciągu 22 lat swej działalności systematycznie ją rozbudowywał. Na zagranicznych dworach pracowało dla niego stale około 50 szpiegów, a w samej Anglii miał ich całe szeregi. Ten wykształcony prawnik, inteligentny, przebiegły i bezwzględny, idealnie nadawał się do roli szefa specsłużb. Jako żarliwy protestant poświęcał się tropieniu katolickich spisków przeciw Anglii z ogromną pasją i zawziętością. Ponieważ królowa miała węża w kieszeni i nie kwapiła się do opłacania agentury, Walsingham finansował tajną działalność głównie z własnej kieszeni. Wydatki te pochłaniały większość jego dochodów.

Zawodowych agentów wysokiej klasy rekrutowano często spośród żaków z Oxfordu i Cambridge. Kierowani do zadań za granicą, musieli znać języki i wyróżniać się ogólną ogładą. Służyli w wywiadzie na ochotnika i szukali raczej ekscytującej przygody aniżeli zarobku. Walsingham miał bowiem mało pieniędzy w stosunku do potrzeb i agentom marnie płacono. Nie stanowiło to jednak przeszkody w rozwoju służb, szeroko stosowano bowiem „bodźce pozapłacowe”. Większość zwykłych tajnych współpracowników werbowano przy użyciu szantażu, gróźb czy obietnic przymknięcia oka na przestępstwa i darowania kar.

Celem agentów był katolicki wróg. Spiskowcy, zarówno zagraniczni, jak i wewnętrzni, zmierzali do obalenia Elżbiety I i zastąpienia jej katoliczką Marią Stuart, królową Szkotów. W 1571 roku w tej sprawie doszli do porozumienia potężny władca Hiszpanii Filip II oraz papież Pius V. Działali za pośrednictwem florenckiego bankiera Roberto Ridolfiego, pełniącego rolę tzw. nuncio segreto – sekretnego przedstawiciela Watykanu. Ridolfi nawiązał kontakty z angielską opozycją. Przedstawił jej trójetapowy plan przewrotu: zamordowanie królowej, wywołanie katolickiej rebelii, przybycie na pomoc hiszpańskiej armady z należących do Filipa II Niderlandów.

W Anglii pojawił się następnie wysłannik nuncio segreto Charles Bailly. Podczas przeszukania w porcie odkryto jednak u niego antyprotestanckie pamflety i kurier trafił do więzienia Marshalsea. Spotkał tu niejakiego Williama Herle’a, byłego pirata. Więźniowie szybko nawiązali znajomość…

sir_francis_walsingham_by_john_de_critz_the_elder

Francis Walsingham, sekretarz stanu Elżbiety I, kierował siatką sprawnie wyszkolonych agentów. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Pułapka na spiskowców

Dość łagodny reżim Marshalsea ułatwiał kontakty. Bailly przesiadywał w pojedynczej celi i nie był z niej wypuszczany, ale Herle mógł się przechadzać po alejkach i rozmawiać z innymi aresztantami przez kraty. Po jakimś czasie zasugerował Bailly’emu, że może mu pomóc w przekazywaniu korespondencji na zewnątrz. Jak zapewniał, jego cela mieści się od strony ulicy, co umożliwia mu kontaktowanie się przez okno ze znajomymi. Uradowany tą informacją kurier zaczął pisać szyfrowane listy, które przekazywał ekspiratowi.

Bailly nie miał pojęcia, że jego współwięzień jest w rzeczywistości agentem, który wciągnął go w pułapkę. Listy wprawdzie trafiały do adresatów, ale wcześniej tworzono kopie, które przekazywano na królewski dwór. Wszyscy kontaktujący się z więźniem automatycznie wpadali w krąg osób podejrzanych. Spiskowcy realizowali swoje plany nieświadomi, że przeciwnik o wszystkim się dowiaduje i zaciska wokół nich pętlę.

Efektem wytropienia tzw. spisku Ridolfiego był potężny cios w katolicką opozycję. W styczniu 1572 roku przed sądem stanął książę Norfolk Thomas Howard, kuzyn Elżbiety. Oskarżony o konszachty z Hiszpanią w celu obalenia królowej i restauracji katolicyzmu, oddał głowę katu 2 czerwca tegoż roku. Hiszpańskiego ambasadora Guerau de Spes wygnano z Anglii.

W celach prewencyjnych elżbietańskie specsłużby inwigilowały też osoby niezamieszane bezpośrednio w spiski, ale z różnych względów podejrzane. Zainteresowanie budzili w szczególności obrońcy katolicyzmu. Na czarnej liście znalazł się m.in. jezuita Edmund Campion, autor książki Dziesięć powodów, w której przekonywał, dlaczego należy być wiernym Rzymowi. Jego rozpracowanie zlecono George’owi Eliotowi, mordercy i gwałcicielowi, który w zamian za uniknięcie katowskiego topora pracował jako tajny agent tropiący katolików.

Campion działał potajemnie. Udając mężczyznę handlującego biżuterią, jeździł po kraju i organizował sekretne spotkania z katolikami, którym udzielał sakramentów i podtrzymywał na duchu. Eliot ustalił, że jezuita krąży głównie po Oxfordshire, Northamptonshire i Berkshire. Podając się za katolika, agent zdobył zaufanie wiernych w tym ostatnim hrabstwie. W lipcu 1581 roku Campion przybył do niejakiego Francisa Yate’a, w którego domu, nocami, zaczął wygłaszać kazania. Poinformowany o tym Eliot wezwał drabantów, na których czele podkradł się w nocy do budynku. Gdy domownicy zorientowali się, co im zagraża, jezuita próbował się schować w „księżej dziurze”, jak określano specjalne kryjówki w katolickich domach dla prześladowanych księży. Doświadczony tropiciel Eliot nie dał się jednak zwieść i wywlókł nieszczęśnika z ukrycia.

Kaznodzieja, przykuty do wozu i z przyczepioną do kapelusza kartką: „Campion, Buntowniczy Jezuita”, został następnie przetransportowany do Londynu. Stracono go 1 grudnia 1581 roku.

Więzienie Marshalsea, rycina z XVIII wieku. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Więzienie Marshalsea, rycina z XVIII wieku. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Listy z niewidzialnym atramentem

Konspiratorzy szyfrowali swoją korespondencję, służby Walsinghama głowiły się więc, jak łamać kody. Ta czynność pochłaniała jednak mnóstwo czasu. Przeciwnik stosował różne techniki: litery alfabetu zastępowano cyframi bądź znakami Zodiaku, używano dziurkowanych kart, które po położeniu na list pozwalały odczytać właściwy komunikat. Często używano też „niewidzialnego atramentu”: tekst zapisany mlekiem bądź sokiem cytrynowym stawał się widoczny po ogrzaniu kartki nad świecą. Wersy informacji zaszyfrowanej pokrywały się z liniami zwykłego tekstu z niewinnym przekazem.

Ludzie Walsinghama polowali na każdy list, który mógł dotyczyć Marii Stuart. Od 1568 roku przebywała ona de facto w areszcie domowym, pod ścisłą kontrolą żołnierzy Elżbiety, sekretarz stanu zachowywał jednak wyostrzoną czujność. Marię przerzucano z jednej rezydencji do drugiej, otaczano ją agentami, śledzono wszelkie kontakty.

W 1586 roku Walsingham odkrył, że Maria, rezydująca wówczas w Chartley, wymienia korespondencję z grupą katolików pod wodzą Anthony’ego Babingtona. W lot chwycił więc okazję do ostatecznego pogrążenia groźnego więźnia stanu.

Egzekucja Marii Stuart, królowej Szkotów. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Egzekucja Marii Stuart, królowej Szkotów. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Do akcji ruszył agent o nazwisku Gifford. Nawiązał on kontakt z miejscowym browarnikiem, sympatykiem Marii, którego przekonał, że również pragnie jej pomagać. Zyskawszy zaufanie, ujawnił swój plan ulepszenia metody szmuglowania korespondencji pomiędzy aresztantką i grupami spiskowców. Browarnik połknął haczyk, dała się nabrać również Maria. Wkrótce listy zaczęto przekazywać nową metodą – w beczkach piwa dostarczanych i odbieranych z rezydencji.

Maria i Babington stosowali bardzo prymitywny szyfr, niestanowiący dla wytrawnych speców Walsinghama większego wyzwania. Królewski sekretarz zaczął na bieżąco śledzić dyskusję pomiędzy królową Szkocji i konspiratorami. Początkowo zdawała się całkiem niewinna. Agenci mieli na oku grupę Babingtona, ale czekano z aresztowaniami na ewidentny dowód zdrady stanu.

W końcu szef spiskowców otwarcie napisał w kolejnym liście, że zamierza zabić Elżbietę i wprowadzić na tron Marię. W odpowiedzi Maria doradzała buntownikom, by rozpoczynając rebelię, zadbali o wsparcie militarne Francji i Hiszpanii. Uradowany Walsingham osiągnął cel. U dołu listu z Chartley jeden z jego speców dopisał charakterem pisma Marii postscriptum, w którym ta „prosiła” o ujawnienie nazwisk spiskowców. Tak spreparowaną epistołę posłano Babingtonowi.

Niewprawni konspiratorzy przekazali w odpowiedzi listę z nazwiskami. Sekretarz stanu dał znak i przystąpiono do aresztowań. Pierwszych siedmiu uwięzionych, w tym samego Babingtona, uśmiercono podczas publicznej egzekucji w Londynie 20 września 1586 roku. Skazańców wieszano w taki sposób, by od razu nie umarli, po czym odcinano im genitalia i wypruwano wnętrzności.

Maria Stuart, zszokowana podstępnością Walsinghama, wygłosiła podczas swego procesu tyradę przeciw szpiegostwu. „Szpiedzy to ludzie wątpliwego zaufania, którzy pokazują co innego i mówią co innego” – perorowała. Nic już jednak nie mogło jej uratować – 8 lutego 1587 roku oddała głowę katu. Walsingham przeżywał chwile swego największego triumfu.

Edmund Campion, zagorzały obrońca katolicyzmu. © Wikimedia Commons, domena publiczna.

Edmund Campion, zagorzały obrońca katolicyzmu.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.

Zarobić na zamachu

Specsłużby tropiły wrogów korony nie tylko w kraju, lecz także za granicą. Wielu prześladowanych katolików uciekło z Anglii i knuło w Paryżu, licząc na powrót do ojczyzny z pomocą inwazyjnych wojsk francuskich. Ich rozpracowywaniem zajmował się m.in. były dworzanin Elżbiety, William Parry. Do zajęcia się szpiegostwem skłoniły go ogromne długi. Ścigany przez wierzycieli uznał, że lepiej będzie ulotnić się z Anglii, i ochoczo przyjął ofertę zostania zagranicznym agentem.

Na przełomie lat 70. i 80. Parry podróżował po różnych miastach Europy, nawiązując kontakty z uchodźcami. Przystąpił do Kościoła katolickiego, spotykał się z przywódcami emigranckimi, w końcu zaś zaangażował się w przygotowania do zamachu na królową Elżbietę. Jak zapewniał, robił to wszystko wyłącznie w celu rozpracowania wrogów korony. Po powrocie do Anglii został hojnie wynagrodzony za swą służbę i zasiadł w parlamencie.

Prawdopodobnie jednak był już od lat podwójnym agentem, czerpiącym profity z pracy dla obu stron. Chodziło mu, jak się wydaje, głównie o wydostanie się z koszmarnych długów i ustabilizowanie sytuacji materialnej. W 1584 roku wpadł na kolejny pomysł, jak zdobyć więcej gotówki. Udając spiskowca, zaproponował dworzaninowi Edmundowi Nevillle’owi zorganizowanie zamachu na „tyrankę” Elżbietę. Spiskowcy mieli zaczaić się na jej powóz w parku, gwałtownie podjechać na koniach i zabić władczynię strzałami z pistoletów.

Parry zmontował tę intrygę, by móc „udaremnić zamach” i otrzymać wysoką nagrodę za „ocalenie” królowej. Plan spalił jednak na panewce. Neville’a aresztowano i osadzono w Tower, gdzie od razu wydał prowokatora, demaskując jego rolę.

Podczas procesu William Parry najpierw przyznał się do winy, potem zarzekał się, że jest niewinny. Został stracony 2 marca 1585 roku. Neville, ofiara jego intrygi, przesiedział w więzieniu jeszcze ponad 10 lat. Wypuszczony na wolność, udał się prawdopodobnie na emigrację.

Więcej:

Tudorowie

G.J. Meyer

Obserwatorzy

Stephen Alford

Artykuł Podziemna wojna Tudorów pochodzi z serwisu tudorowie.pl.

Viewing all 796 articles
Browse latest View live