
Petrus Almaire, uzdolniony muzyk i autor manuskryptów był jednym ze szpiegów Thomasa Wolseya. © Wikimedia Commons.
Anglia stworzyła najlepsze w XVI-wiecznej Europie służby specjalne. Jej tajni agenci toczyli bezwzględną walkę z krajowymi i zagranicznymi spiskowcami zmierzającymi do restytucji katolicyzmu. W tej brudnej wojnie nie cofano się przed żadną podłością i bezeceństwem.
Zasiadając na tronie w 1509 roku, Henryk VIII czuł za plecami oddech groźnego konkurenta, przebywającego na emigracji Richarda de la Pole’a z rodu Yorków, zwanego „Białą Różą”. Sprzymierzony z królem Francji arystokrata snuł plany zebrania armii najemników, desantu na angielskim wybrzeżu i obalenia Henryka.
Potrzebą chwili było uzyskanie języka na dworze de la Pole’a. Zadanie niełatwe, jako że w tym okresie angielski wywiad był dopiero w powijakach. Na pomysł, jak poradzić sobie z wyzwaniem, wpadł nieodzowny kardynał Thomas Wolsey, czołowy doradca króla. Zwrócił on uwagę na przebywającego akurat na dworze w Londynie Bawarczyka – Petrusa Alamire’a. Ten wszechstronnie uzdolniony muzyk, kompozytor i autor manuskryptów wędrował po dworach Europy, demonstrując swe umiejętności za hojne wynagrodzenie.
Zachęcony przez Wolseya, Alamire połasił się na dodatkowy zarobek i wyruszył do Metzu we Francji, gdzie przebywał de la Pole. Jego osoba nie wzbudziła podejrzeń. Wędrujący od dworu do dworu muzycy byli zjawiskiem naturalnym i mieli bezpośredni dostęp do królów i arystokratów. Od 1515 roku Bawarczyk kursował pomiędzy Francją i Anglią, przekazując Wolseyowi informacje o knowaniach Richarda „Białej Róży”. Dostarczał też cenne wiadomości w listach.
Był jednak pewien szkopuł. W pewnym momencie szpieg zaczął też pracować dla.. de la Pole’a, informując go o sytuacji na dworze w Londynie. Wolsey zorientował się po jakimś czasie, że muzyk gra na dwa fronty. Postanowił go aresztować i zgładzić. Alamire został jednak przez kogoś w porę ostrzeżony i więcej nie pojawił się w Anglii. Nie wiadomo, czy jako szpieg bardziej przysłużył się Tudorowi, czy jego wrogowi. Tak czy inaczej de la Pole nadal uparcie pracował nad planem desantu na Anglię, i nie zaprzestał tego aż do swojej śmierci w 1525 roku.

Herba Richarda de la Pole.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.
Fanatyk i jego pajęcza sieć
Amatorskie szpiegostwo z pierwszych lat panowania Henryka VIII rozwijało się z biegiem czasu w coraz bardziej profesjonalną działalność. W czasach Elżbiety I jej sekretarz stanu Francis Walsingham kierował już siatką bardzo sprawnie wyszkolonych agentów. W ciągu 22 lat swej działalności systematycznie ją rozbudowywał. Na zagranicznych dworach pracowało dla niego stale około 50 szpiegów, a w samej Anglii miał ich całe szeregi. Ten wykształcony prawnik, inteligentny, przebiegły i bezwzględny, idealnie nadawał się do roli szefa specsłużb. Jako żarliwy protestant poświęcał się tropieniu katolickich spisków przeciw Anglii z ogromną pasją i zawziętością. Ponieważ królowa miała węża w kieszeni i nie kwapiła się do opłacania agentury, Walsingham finansował tajną działalność głównie z własnej kieszeni. Wydatki te pochłaniały większość jego dochodów.
Zawodowych agentów wysokiej klasy rekrutowano często spośród żaków z Oxfordu i Cambridge. Kierowani do zadań za granicą, musieli znać języki i wyróżniać się ogólną ogładą. Służyli w wywiadzie na ochotnika i szukali raczej ekscytującej przygody aniżeli zarobku. Walsingham miał bowiem mało pieniędzy w stosunku do potrzeb i agentom marnie płacono. Nie stanowiło to jednak przeszkody w rozwoju służb, szeroko stosowano bowiem „bodźce pozapłacowe”. Większość zwykłych tajnych współpracowników werbowano przy użyciu szantażu, gróźb czy obietnic przymknięcia oka na przestępstwa i darowania kar.
Celem agentów był katolicki wróg. Spiskowcy, zarówno zagraniczni, jak i wewnętrzni, zmierzali do obalenia Elżbiety I i zastąpienia jej katoliczką Marią Stuart, królową Szkotów. W 1571 roku w tej sprawie doszli do porozumienia potężny władca Hiszpanii Filip II oraz papież Pius V. Działali za pośrednictwem florenckiego bankiera Roberto Ridolfiego, pełniącego rolę tzw. nuncio segreto – sekretnego przedstawiciela Watykanu. Ridolfi nawiązał kontakty z angielską opozycją. Przedstawił jej trójetapowy plan przewrotu: zamordowanie królowej, wywołanie katolickiej rebelii, przybycie na pomoc hiszpańskiej armady z należących do Filipa II Niderlandów.
W Anglii pojawił się następnie wysłannik nuncio segreto Charles Bailly. Podczas przeszukania w porcie odkryto jednak u niego antyprotestanckie pamflety i kurier trafił do więzienia Marshalsea. Spotkał tu niejakiego Williama Herle’a, byłego pirata. Więźniowie szybko nawiązali znajomość…

Francis Walsingham, sekretarz stanu Elżbiety I, kierował siatką sprawnie wyszkolonych agentów. © Wikimedia Commons, domena publiczna.
Pułapka na spiskowców
Dość łagodny reżim Marshalsea ułatwiał kontakty. Bailly przesiadywał w pojedynczej celi i nie był z niej wypuszczany, ale Herle mógł się przechadzać po alejkach i rozmawiać z innymi aresztantami przez kraty. Po jakimś czasie zasugerował Bailly’emu, że może mu pomóc w przekazywaniu korespondencji na zewnątrz. Jak zapewniał, jego cela mieści się od strony ulicy, co umożliwia mu kontaktowanie się przez okno ze znajomymi. Uradowany tą informacją kurier zaczął pisać szyfrowane listy, które przekazywał ekspiratowi.
Bailly nie miał pojęcia, że jego współwięzień jest w rzeczywistości agentem, który wciągnął go w pułapkę. Listy wprawdzie trafiały do adresatów, ale wcześniej tworzono kopie, które przekazywano na królewski dwór. Wszyscy kontaktujący się z więźniem automatycznie wpadali w krąg osób podejrzanych. Spiskowcy realizowali swoje plany nieświadomi, że przeciwnik o wszystkim się dowiaduje i zaciska wokół nich pętlę.
Efektem wytropienia tzw. spisku Ridolfiego był potężny cios w katolicką opozycję. W styczniu 1572 roku przed sądem stanął książę Norfolk Thomas Howard, kuzyn Elżbiety. Oskarżony o konszachty z Hiszpanią w celu obalenia królowej i restauracji katolicyzmu, oddał głowę katu 2 czerwca tegoż roku. Hiszpańskiego ambasadora Guerau de Spes wygnano z Anglii.
W celach prewencyjnych elżbietańskie specsłużby inwigilowały też osoby niezamieszane bezpośrednio w spiski, ale z różnych względów podejrzane. Zainteresowanie budzili w szczególności obrońcy katolicyzmu. Na czarnej liście znalazł się m.in. jezuita Edmund Campion, autor książki Dziesięć powodów, w której przekonywał, dlaczego należy być wiernym Rzymowi. Jego rozpracowanie zlecono George’owi Eliotowi, mordercy i gwałcicielowi, który w zamian za uniknięcie katowskiego topora pracował jako tajny agent tropiący katolików.
Campion działał potajemnie. Udając mężczyznę handlującego biżuterią, jeździł po kraju i organizował sekretne spotkania z katolikami, którym udzielał sakramentów i podtrzymywał na duchu. Eliot ustalił, że jezuita krąży głównie po Oxfordshire, Northamptonshire i Berkshire. Podając się za katolika, agent zdobył zaufanie wiernych w tym ostatnim hrabstwie. W lipcu 1581 roku Campion przybył do niejakiego Francisa Yate’a, w którego domu, nocami, zaczął wygłaszać kazania. Poinformowany o tym Eliot wezwał drabantów, na których czele podkradł się w nocy do budynku. Gdy domownicy zorientowali się, co im zagraża, jezuita próbował się schować w „księżej dziurze”, jak określano specjalne kryjówki w katolickich domach dla prześladowanych księży. Doświadczony tropiciel Eliot nie dał się jednak zwieść i wywlókł nieszczęśnika z ukrycia.
Kaznodzieja, przykuty do wozu i z przyczepioną do kapelusza kartką: „Campion, Buntowniczy Jezuita”, został następnie przetransportowany do Londynu. Stracono go 1 grudnia 1581 roku.

Więzienie Marshalsea, rycina z XVIII wieku. © Wikimedia Commons, domena publiczna.
Listy z niewidzialnym atramentem
Konspiratorzy szyfrowali swoją korespondencję, służby Walsinghama głowiły się więc, jak łamać kody. Ta czynność pochłaniała jednak mnóstwo czasu. Przeciwnik stosował różne techniki: litery alfabetu zastępowano cyframi bądź znakami Zodiaku, używano dziurkowanych kart, które po położeniu na list pozwalały odczytać właściwy komunikat. Często używano też „niewidzialnego atramentu”: tekst zapisany mlekiem bądź sokiem cytrynowym stawał się widoczny po ogrzaniu kartki nad świecą. Wersy informacji zaszyfrowanej pokrywały się z liniami zwykłego tekstu z niewinnym przekazem.
Ludzie Walsinghama polowali na każdy list, który mógł dotyczyć Marii Stuart. Od 1568 roku przebywała ona de facto w areszcie domowym, pod ścisłą kontrolą żołnierzy Elżbiety, sekretarz stanu zachowywał jednak wyostrzoną czujność. Marię przerzucano z jednej rezydencji do drugiej, otaczano ją agentami, śledzono wszelkie kontakty.
W 1586 roku Walsingham odkrył, że Maria, rezydująca wówczas w Chartley, wymienia korespondencję z grupą katolików pod wodzą Anthony’ego Babingtona. W lot chwycił więc okazję do ostatecznego pogrążenia groźnego więźnia stanu.

Egzekucja Marii Stuart, królowej Szkotów. © Wikimedia Commons, domena publiczna.
Do akcji ruszył agent o nazwisku Gifford. Nawiązał on kontakt z miejscowym browarnikiem, sympatykiem Marii, którego przekonał, że również pragnie jej pomagać. Zyskawszy zaufanie, ujawnił swój plan ulepszenia metody szmuglowania korespondencji pomiędzy aresztantką i grupami spiskowców. Browarnik połknął haczyk, dała się nabrać również Maria. Wkrótce listy zaczęto przekazywać nową metodą – w beczkach piwa dostarczanych i odbieranych z rezydencji.
Maria i Babington stosowali bardzo prymitywny szyfr, niestanowiący dla wytrawnych speców Walsinghama większego wyzwania. Królewski sekretarz zaczął na bieżąco śledzić dyskusję pomiędzy królową Szkocji i konspiratorami. Początkowo zdawała się całkiem niewinna. Agenci mieli na oku grupę Babingtona, ale czekano z aresztowaniami na ewidentny dowód zdrady stanu.
W końcu szef spiskowców otwarcie napisał w kolejnym liście, że zamierza zabić Elżbietę i wprowadzić na tron Marię. W odpowiedzi Maria doradzała buntownikom, by rozpoczynając rebelię, zadbali o wsparcie militarne Francji i Hiszpanii. Uradowany Walsingham osiągnął cel. U dołu listu z Chartley jeden z jego speców dopisał charakterem pisma Marii postscriptum, w którym ta „prosiła” o ujawnienie nazwisk spiskowców. Tak spreparowaną epistołę posłano Babingtonowi.
Niewprawni konspiratorzy przekazali w odpowiedzi listę z nazwiskami. Sekretarz stanu dał znak i przystąpiono do aresztowań. Pierwszych siedmiu uwięzionych, w tym samego Babingtona, uśmiercono podczas publicznej egzekucji w Londynie 20 września 1586 roku. Skazańców wieszano w taki sposób, by od razu nie umarli, po czym odcinano im genitalia i wypruwano wnętrzności.
Maria Stuart, zszokowana podstępnością Walsinghama, wygłosiła podczas swego procesu tyradę przeciw szpiegostwu. „Szpiedzy to ludzie wątpliwego zaufania, którzy pokazują co innego i mówią co innego” – perorowała. Nic już jednak nie mogło jej uratować – 8 lutego 1587 roku oddała głowę katu. Walsingham przeżywał chwile swego największego triumfu.

Edmund Campion, zagorzały obrońca katolicyzmu.
© Wikimedia Commons, domena publiczna.
Zarobić na zamachu
Specsłużby tropiły wrogów korony nie tylko w kraju, lecz także za granicą. Wielu prześladowanych katolików uciekło z Anglii i knuło w Paryżu, licząc na powrót do ojczyzny z pomocą inwazyjnych wojsk francuskich. Ich rozpracowywaniem zajmował się m.in. były dworzanin Elżbiety, William Parry. Do zajęcia się szpiegostwem skłoniły go ogromne długi. Ścigany przez wierzycieli uznał, że lepiej będzie ulotnić się z Anglii, i ochoczo przyjął ofertę zostania zagranicznym agentem.
Na przełomie lat 70. i 80. Parry podróżował po różnych miastach Europy, nawiązując kontakty z uchodźcami. Przystąpił do Kościoła katolickiego, spotykał się z przywódcami emigranckimi, w końcu zaś zaangażował się w przygotowania do zamachu na królową Elżbietę. Jak zapewniał, robił to wszystko wyłącznie w celu rozpracowania wrogów korony. Po powrocie do Anglii został hojnie wynagrodzony za swą służbę i zasiadł w parlamencie.
Prawdopodobnie jednak był już od lat podwójnym agentem, czerpiącym profity z pracy dla obu stron. Chodziło mu, jak się wydaje, głównie o wydostanie się z koszmarnych długów i ustabilizowanie sytuacji materialnej. W 1584 roku wpadł na kolejny pomysł, jak zdobyć więcej gotówki. Udając spiskowca, zaproponował dworzaninowi Edmundowi Nevillle’owi zorganizowanie zamachu na „tyrankę” Elżbietę. Spiskowcy mieli zaczaić się na jej powóz w parku, gwałtownie podjechać na koniach i zabić władczynię strzałami z pistoletów.
Parry zmontował tę intrygę, by móc „udaremnić zamach” i otrzymać wysoką nagrodę za „ocalenie” królowej. Plan spalił jednak na panewce. Neville’a aresztowano i osadzono w Tower, gdzie od razu wydał prowokatora, demaskując jego rolę.
Podczas procesu William Parry najpierw przyznał się do winy, potem zarzekał się, że jest niewinny. Został stracony 2 marca 1585 roku. Neville, ofiara jego intrygi, przesiedział w więzieniu jeszcze ponad 10 lat. Wypuszczony na wolność, udał się prawdopodobnie na emigrację.
Artykuł Podziemna wojna Tudorów pochodzi z serwisu tudorowie.pl.